Polscy kibice, o ile sytuacja pandemiczna oczywiście pozwoli, zobaczą też jak wyglądać będzie „nowe rozdanie” w europejskiej siatkówce.
Oceniając wyniki najważniejszych imprez 2021 roku można śmiało powiedzieć, że siła męskiej siatkówki jest na Starym Kontynencie. Pięć z sześciu czołowych zespołów tegorocznej Siatkarskiej Ligi Narodów z Europy, francusko – rosyjski finał igrzysk olimpijskich w Tokio świadczą o tym, kto rządzi w światowej męskiej piłce siatkowej.
Przesunięcie o rok terminu rozgrywania turnieju olimpijskiego, sprawiło, że mistrzostwa Europy rozgrywane miesiąc po powrocie z Tokio będą miały wielorakie znaczenie.
Mistrzowie olimpijscy – Francuzi, wystąpią pod wodzą nowego trenera. Słynnego brazylijskiego szkoleniowca Bernardo Rezende czeka nie lada wyzwanie. Przejmuję kadrę od odchodzącego w chwale Laurenta Tillie nie po to, aby jak wcześniej zapowiadał zdobyć złoty medal na igrzyskach w Paryżu, ale aby tytułu mistrza olimpijskiego bronić. Srebrni medaliści z Tokio – Rosjanie zagrają bez swojego asa Maksima Michajłowa, ale w składzie którego obawiać się będą wszyscy. Włosi po nieudanej japońskiej przygodzie także zmienili trenera. Ferdinando de Giorgi, znany polskim kibicom, przejął kadrę po Gianlorenzo Benginim. Reprezentacja Italii wystąpi w mocno odmłodzonym składzie bez doświadczonych: Ivana Zajceva, Osmany’ego Juantoreny czy Luki Vettoriego. Dla Serbów i Słoweńców, których zabrakło olimpijskim turnieju, mistrzostwa Europy są imprezą docelową, do której przygotowywali się cały sezon. Z tymi pierwszymi już w rozgrywkach grupowych zagrają nasi reprezentanci.
No właśnie, o co zagrają Polacy? To pytanie retoryczne. Nasza kadra, która wystąpi na mistrzostwach w olimpijskim składzie ma obowiązek ten turniej wygrać. Z kilku powodów. Po pierwsze gramy u siebie, najprawdopodobniej przed polskimi kibicami, którzy o ile sytuacja pozwoli wypełnią hale do ostatniego miejsca. Po drugie, bo są najlepszym zespołem na świecie, co dwukrotnie z rzędu potwierdzili w 2014 i 2018 roku. Po trzecie mają w składzie Wifredo Leona, uznawanego za jednego z – lub nawet za najlepszego siatkarza globu. Po ostatnie, bo po prostu powinni udowodnić, ze najlepszy skład w historii polskiej siatkówki nie zmarnował 2021 roku. Jeżeli jechaliśmy do Tokio po złoto, to o cóż innego powinniśmy walczyć w finale rozgrywanym w katowickim Spodku – mekce, albo jak kto woli świątyni polskiej siatkówki.