Zaledwie miesiąc temu turniej życia zakończył się dla nich całkowitym rozczarowaniem. Na igrzyska do Tokio jechali po złoty medal. Mieli wygrać, przejść do historii polskiego sportu. A Mistrzostwa Europy 2021 siatkarz miały być celebracją tego sukcesu, wspólnym świętowaniem z kibicami. Zamiast tego będą... no właśnie, czym? Stypą? Formą terapii? Szansą na rehabilitację, udowodnienia samym sobie i swoim fanom, że jednak są kapitalną drużyną?
Takiej sytuacji nie było nigdy wcześniej, ale że pandemia namieszała w świecie sportu równie mocno, jak w innych dziedzinach życia, już kilka tygodni po igrzyskach mamy kolejną dużą i ważną imprezę. Nie zakładaliśmy, że polscy siatkarze przystąpią do niej z pozycji pokonanych. Ale tak się stało. A pokonanym, którzy od trzech lat mieli w głowie jeden cel i którym nie udało się go zrealizować, niezwykle trudno jest się szybko otrząsnąć i iść dalej. Znaleźć nowy cel i nową motywację. Czy naszym mistrzom świata się to uda?
O to pytamy byłych reprezentantów Polski, którzy trzynaście lat temu byli w podobnym położeniu. Krzysztof Ignaczak, Daniel Pliński i Michał Winiarski w Pekinie też przegrali w olimpijskim ćwierćfinale, a potem, jeszcze w tym samym sezonie, musieli się zebrać na kwalifikacje do mistrzostw Europy. W nich poradzili sobie z Belgią, ale po dwóch spotkaniach, które wyglądały jak męczarnie. Zastrzegają jednak, że tych dwóch przypadków nie da się porównać. I są przekonani, że nasza reprezentacja motywację znajdzie bez trudu.
Potęga trybun
- Po pierwsze, jest gigantyczna różnica między kwalifikacjami do mistrzostw Europy, a ich finałami. Ja nie miałbym żadnych trudności, żeby się zmotywować i uważam, że chłopaki też nie będą mieli. Zwłaszcza, że zagrają przed swoimi kibicami. Może to banał, ale polscy fani naprawdę są siódmym zawodnikiem naszej reprezentacji. Każdy, kto grał w drużynie narodowej, zdaje sobie sprawę, że oni są wyjątkowi - mówi Pliński, dziś trener młodzieżowej reprezentacji Polski.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Cristiano Ronaldo Junior w formie jak tata!
Ignaczak jest przekonany, że ci kibice będą ogromnym atutem biało-czerwonej drużyny. - Mam nadzieję, że dadzą drużynie olbrzymie wsparcie, a niesiony ich dopingiem zespół znowu poczuje się, jakby mógł przenosić góry. Zresztą oni już to wsparcie dali. Cieszę się, że ze strony siatkarskich kibiców nie było dużego hejtu, a raczej zrozumienie. Myślę, że siatkarze będą chcieli się za to odwdzięczyć - mówi.
Winiarski podkreśla, że dla zawodowego sportowca nie ma niczego piękniejszego, niż gra przed pełnymi trybunami. I tak jak "Igła" wierzy, że one dodadzą Biało-Czerwonym skrzydeł. A poza obecnością kibiców motywację dla zawodników drużyny Vitala Heynena widzi też w samej niedawnej porażce. Dlaczego?
Pokonany pracuje ciężej
- Niepowodzenia, trudne momenty, są częścią sportu. Taka porażka może dać potężnego motywacyjnego kopa. Czasem większego, niż zwycięstwo. Ona jest przypomnieniem, że trzeba pracować. Wygrane często przykrywają słabości, mankamenty twoje i zespołu. Przegrane je odgrywają. Jeśli wyciągnie się z nich wnioski, są świetnym nauczycielem. W moim przypadku porażka sprawiała, że po powrocie do treningów pracowałem jeszcze ciężej. Starałem się jak mogłem, żeby poprawić to, co wcześniej zawiodło. Trening był dla mnie wtedy najlepszym lekarstwem. A i poziom, który prezentowałem, był całkiem dobry.
Jak jednak grać dobrze i być skoncentrowanym na tu i teraz, skoro w głowach reprezentantów Polski wciąż może siedzieć Tokio i feralny ćwierćfinał z Francją? Tu nie ma rady - przynajmniej do końca ME igrzyska trzeba po prostu wyrzucić z głowy, oddzielić je grubą kreską.
- Nie mamy wehikułu czasu, nie da się cofnąć tego co za nami. Więc z punktu widzenia drużyny roztrząsanie igrzysk, wracanie do nich, nie ma najmniejszego sensu - zaznacza Ignaczak. - To trudne, ale w sportach drużynowych jest o tyle łatwiej, że zwykle w drużynie jest kilku graczy, którzy umieją zakasać rękawy i iść dalej. Oni dają reszcie pozytywną energię i impuls do działania.
- Turniej olimpijski na pewno wciąż siedzi im gdzieś z tyłu głowy, jednak trzeba postawić sprawę jasno: Nie rozdrapujemy ran. Im bardziej chłopaki będą rozpamiętywać, im dłużej będą myśleć co by było gdyby, tym bardziej będzie bolało i rzutowało na grę zespołu. Trzeba pozwolić tej ranie się zagoić, choć na pewno zostanie po niej duża blizna. Teraz jest czas, żeby skoncentrować się na tym, co przed drużyną. Udowodnić kibicom, że olimpijska porażka była wypadkiem przy pracy, i dać im trochę satysfakcji.
Mistrz świata z 2014 roku cieszy się, że po niepowodzeniu na igrzyskach żaden zawodnik się nie wycofał. Wszyscy, którzy byli w Japonii, postanowili zagrać w mistrzostwach Europy. Dla niego to oznacza, że faktycznie zamknęli rozdział "Tokio" i idą dalej. Rozumie też decyzję zespołu, żeby do zakończenia ME nie mówić o igrzyskach w mediach. - Pytania o Tokio mogłyby rozpraszać graczy w sytuacji, gdy muszą skupić się na czymś innym. To byłoby rozdzieranie szat, które już są podarte. Na rozliczenia, bo rozliczyć te igrzyska trzeba - bez tego nie wyciągniemy wniosków - przyjdzie czas później.
Zwycięstwa ich napędzą
Trener Heynen uważa, że nie ma szans, gdy w Krakowie, potem w Gdańsku, ewentualnie w fazie finałowej w Katowicach, polska drużyna grała z taką samą energią i intensywnością, co na igrzyskach. Tej energii już nie ma, a w sytuacji, w której znaleźli się Biało-Czerwoni, doładowanie akumulatorów do pełna jest po prostu niemożliwe. Mówi, że chce pokazać zespół, z którego Polacy będą dumni, ale wysokiego poziomu sportowego nie zagwarantuje.
Dla tego poziomu, dla całej postawy naszej reprezentacji w mistrzostwach Europy, zdaniem Ignaczaka bardzo ważny będzie pierwszy mecz. I dlatego dobrze, że rywal, Portugalia, nie należy do najmocniejszych. - Będzie okazja, żeby z chłopaków zeszło ciśnienie. Chciałbym, żeby podeszli do tego spotkania mocno skoncentrowani i nie myśleli o tym, jak zostaną ocenieni.
- Też uważam, że to dobrze, że zagramy z Portugalią. To dobry rywal na przetarcie. Uważam, że gładko wygramy, a kolejne takie spotkania mogą zbudować naszą drużynę. Z każdym zwycięstwem będziemy wracać do dobrego grania - twierdzi Pliński.
Srebrny medalista mistrzostw świata 2006 nie boi się presji, która będzie na poranionym polskim zespole. Według niego ona dobrze zrobi Polakom - będzie im przypominać, jak dobrą są drużyną. - Novak Djoković powiedział, że pod presją grają tylko najwięksi, że ona towarzyszy najlepszym. A nasza reprezentacja, z medalem igrzysk w Tokio czy bez, jest jedną z najlepszych na świecie.
Czytaj także:
Vital Heynen: Nie dam gwarancji, że w oczach zawodników będzie ogień
Siatkarz-lekarz Hugo Gaspar walczył z epidemią, teraz powalczy z Polską na mistrzostwach Europy
Oglądaj siatkówkę mężczyzn w Pilocie WP (link sponsorowany)