Jego śmierć zszokowała całą Polskę. "To spadło jak grom z jasnego nieba"

PAP / Krzysztof Świderski / Na zdjęciu: Roman Gulczyński (atakujący)
PAP / Krzysztof Świderski / Na zdjęciu: Roman Gulczyński (atakujący)

To był prawdziwy szok. W wieku 37 lat podczas wycieczki w góry zmarł siatkarz Roman Gulczyński. - Gdy dowiedziałem się od znajomego, to moja pierwsza reakcja była: "Jesteś niepoważny!" - opowiada nam rok po tragedii jeden z jego przyjaciół.

W tym artykule dowiesz się o:

- Zareagowałem na jego śmierć z ogromnym niedowierzaniem. Kilka dni wcześniej rozmawialiśmy. Gdy dowiedziałem się od znajomego o jego śmierci, to moja pierwsza reakcja była: "Jesteś niepoważny!". Natomiast po skontaktowaniu się ze współpracownikami Romka, niestety potwierdziły się te wieści. Do momentu, kiedy go nie zobaczyłem na pogrzebie, nie chciałem w to uwierzyć - dodał Mariusz Dutkiewicz, przyjaciel Romana Gulczyńskiego, byłego zawodnika Gwardii Wrocław.

- Mnie to zupełnie zaskoczyło. Mieliśmy się przecież niedługo spotkać. To spadło jak grom z jasnego nieba... Dalej mi jest w to wszystko trudno uwierzyć. Nie do końca przyjąłem, że on nie żyje. Gdy przypomnę sobie przemowę Zbyszka Żurka z pogrzebu, to do tej pory mam dreszcze - przyznał kolega z boiska, a prywatnie przyjaciel Wojciech Szczurowski.

19 stycznia 2021 roku siatkarską Polską wstrząsnęła informacja o niespodziewanej śmierci młodego zawodnika. Dwa dni wcześniej, podczas wycieczki, Roman Gulczyński zmarł niespodziewanie zaledwie w wieku 37 lat. Wybrał się na wypad w góry ze znajomymi i już z niego nie wrócił - swoje życie zakończył w jednym z górskich ośrodków - we śnie. Były atakujący osierocił córkę i syna.

Gulczyński zmarł w chatce pod Śnieżnikiem - znanym miejscu wśród miłośników gór. W niedzielę rano nie dawał oznak życia, a na pomoc wezwano GOPR. Bardzo trudne warunki pogodowe i ogromna warstwa śniegu skutkowały tym, że zwłoki "Gulczasa" znosiło aż 15 ratowników. Badania wykazały, że przyczyną śmierci byłego siatkarza było zatrzymanie krążenia i oddechu. Zgon nastąpił z powodu zachłyśnięcia treścią pokarmową.

Złoty człowiek

Mało jest ludzi, o których wszyscy wypowiadaliby się niemal wyłącznie dobrze. A takim człowiekiem właśnie był Roman Gulczyński.

- O Romku powiedzieć, że był dobrym człowiekiem, to jakby nic nie powiedzieć. To był jeden z takich ludzi, który nie przeszedł obok jakiejś krzywdy nie pomagając. Nigdy nie odmówił nikomu wsparcia. Nie znam nikogo, kto byłby w konflikcie z Romkiem i nikogo, kto by źle o nim powiedział. Można z nim było poważnie porozmawiać, napić się, potańczyć, powygłupiać. Nigdy nie odpuszczał. To świetny kumpel i często go wspominamy - wyjawił Szczurowski.

- On był wspaniałym człowiekiem, pomijając to, jakim był zawodnikiem. Był rewelacyjnym kolegą i przyjacielem. Zawsze miał pełno energii, był pozytywnie nastawiony do życia i był świetnym motywatorem. Dla niego nic nie było niemożliwe - dodał Dutkiewicz.

Popularny "Gulczas" był prawdziwą legendą dolnośląskiej siatkówki. Wywodzący się z Będzina atakujący oprócz kilku lat gry we Wrocławiu, spędził także ostatnie lata swojej kariery w Cuprum Lubin. Tam pomógł wykonać klubowi milowy krok - walnie przyczynił się do awansu do I ligi.

- Nie miał rewelacyjnych warunków fizycznych. Nadrabiał jednak skocznością, walecznością, nieustępliwością. Miał też trochę szczęścia, bo jego też potrzeba w sporcie. Ze średnich warunków, jakie miał, radził sobie naprawdę bardzo dobrze - ocenił Szczurowski.

Mecenas i biznesman

Atakujący jeszcze podczas kariery sportowej sprawnie poruszał się w świecie biznesu. Założył firmę, która świetnie prosperowała. Nie zapomniał jednak o tym, skąd się wywodzi. Wspierał wiele sportowych inicjatyw: młodzieżową Gwardię Wrocław, a także przed śmiercią zainteresował się fistballem. To gra łącząca elementy tenisa i siatkówki, która dopiero zdobywa popularność.

- Romek wywodził się ze sportu i to był człowiek, który wiedział, że żeby zebrać z czegoś owoce, trzeba najpierw zasiać. Wiadomo, że ostatnio czasy są, jakie są, i bez wsparcia, formy mecenatu, sport nie będzie miał racji bytu. Był zawsze otwarty na to, by pomóc - przyznał Szczurowski.

Upamiętnienie siatkarza

Szerokie grono przyjaciół "Gulczasa" oraz jego rodzina chcą upamiętnienia siatkarza. Już w zeszłym roku w Miliczu, z którym także był związany, odsłonięto pamiątkową tablicę. Plany jednak są znacznie szersze.

- Próbujemy działać w sprawie memoriału. Niestety, te trudne czasy komplikują to wszystko. Jestem jednak pewien, że ta impreza powstanie. Pierwsze kroki zostały poczynione, a dalej będziemy konsultować się w tej sprawie jeszcze z rodziną Romka. Trzeba ustalić, by wszystko miało swoje ręce i nogi, a także odpowiedni prestiż - ocenił Wojciech Szczurowski.

Jak się dowiedzieliśmy, turniej nie odbędzie się jeszcze w tym roku. - Są takie plany - potwierdził Mariusz Dutkiewicz. - Kończąc w ubiegłym roku sezon II ligi w Miliczu, odsłoniliśmy w hali pamiątkową koszulkę Romana. Odkąd on skończył karierę zawodową, w moim zespole był zgłoszony do rozgrywek, mimo że często nie mógł być na treningu. Przyjechał na wycieczkę, okazało się, że musiał zagrać i zrobił to wspaniale. Walnie przyczynił się, że zespół awansował do II ligi, bo w finale został wybrany MVP. Ostatnio, podczas imprezy Giganci Siatkówki, odbył się mecz wspominający Romka - zakończył przyjaciel "Gulczasa".

Czytaj więcej:
Na 90-lecie turniej finałowy Pucharu Polski mężczyzn wraca do ważnego miejsca
Klapa na inaugurację nowej hali w Radomiu. Zdecydowane zwycięstwo beniaminka z Opola

Źródło artykułu: