W tym artykule dowiesz się o:
Marcin Janusz (rozgrywający)
Przez wiele lat pozostawał w cieniu, niedoceniany przez czołowe kluby PlusLigi i selekcjonerów reprezentacji Polski. Zdobywał doświadczenie w PGE Skrze Bełchatów i Treflu Gdańsk, a wcześniej także w Effectorze Kielce i AZS-ie Częstochowa. Jego talent eksplodował w Kędzierzynie-Koźlu, gdzie miał za zadanie zastąpić Benjamina Toniuttiego. Uczynił to na tyle skutecznie, że poprowadził zespół do dwóch zwycięstw w Lidze Mistrzów. W kadrze od dłuższego czasu jego pozycja jest niezagrożona.
Grzegorz Łomacz (rozgrywający)
Mógłby powiedzieć o sobie niczym Adaś Miauczyński z filmu "Nic śmiesznego", że jest wiecznie drugi. Za czasów Fabiana Drzyzgi pełni głównie funkcję zmiennika, po przyjściu Marcina Janusza ponownie jest rezerwowym. Jednak który trener nie chciałby mieć takiego zawodnika w swoim zespole? Półfinał igrzysk olimpijskich długo oglądał z kwadratu dla rezerwowych, ale kiedy już wszedł, wykorzystał cały swój potencjał i doświadczenie, aby poprowadzić drużynę do historycznego triumfu. Po meczu płakał, podobnie jak reszta kolegów, ale nic dziwnego, o miejsce w dwunastce walczył do samego końca. Po otrzymaniu nominacji część kibiców jeszcze długo podważała decyzję selekcjonera, sugerując, że jego miejsce powinni zająć Jan Firlej lub Marcin Komenda.
ZOBACZ WIDEO: "Pod siatką": dobra atmosfera w naszej kadrze. Podziękowano Bieńkowi
Wilfredo Leon (przyjmujący)
Po tym jak zrezygnował z gry w reprezentacji Kuby, proponowano mu gigantyczne pieniądze za przyjęcie obywatelstwa. Prym wiedli Rosjanie, bowiem to w ich lidze eksplodował talent Kubańczyka. Miłość jednak zwyciężyła, siatkarz związał się z Małgorzatą Gronkowską i przyjął polskie obywatelstwo. Zadebiutował w starciu Ligi Światowej z Holandią w lipcu 2019 roku. Od tamtej pory z drużyną narodową sięgnął po złoto i dwa brązowe medale Mistrzostw Europy, srebro mistrzostw świata i brąz Ligi Światowej. W Tokio zadebiutował na igrzyskach olimpijskich. W Paryżu potwierdza, że wbrew niektórym opiniom, nadal jest jednym z najlepszych graczy na świecie. Możemy się tylko cieszyć, że w kolejnym sezonie będziemy oglądać Wilfredo Leona na parkietach PlusLigi.
Łukasz Kaczmarek (atakujący)
Jego droga do medalu olimpijskiego była wyjątkowo kręta i wyboista. Niewiele brakowało, aby do Paryża nie poleciał. Problemy w życiu osobistym wpędziły go w depresję, co po części odbiło się na jego dyspozycji. W trakcie sezonu zniknął na kilka dni, przestał pojawiać się na treningach. Kibice siatkówki z zapartym tchem wyczekiwali informacji. W końcu powrócił, a po pewnym czasie otwarcie mówił o swoich problemach. Bez wątpienia jego dyspozycja na turnieju we Francji to nie jest sto procent jego możliwości. Nikola Grbić wielokrotnie podkreślał jednak, że postawił na zawodników, którzy pracowali z nim przez lata i na bilet na igrzyska olimpijskie zapracowali. Łukasz Kaczmarek do tego grona zdecydowanie należy.
Kamil Semeniuk (przyjmujący)
Przez lata budował swoją pozycję najpierw w klubach PlusLigi, a następnie w drużynie narodowej. Z Kędzierzyna-Koźla trafił do Warty Zawiercie, aby móc się rozwijać. W ekipie Jurajskich Rycerzy jego talent eksplodował, wrócił do ZAKSY i dołożył sporą cegiełkę do dwóch z rzędu triumfów w Lidze Mistrzów. W reprezentacji również od kilku lat ma solidną pozycję. Jest żywym dowodem na to, że ciężką pracą i uporem, można dojść na szczyt. W życiu prywatnym również to potwierdza. Obecną narzeczoną wypatrzył w autobusie, a później poświecił kilka godzin, aby znaleźć ją na facebooku. Gdyby nie igrzyska olimpijskie w 2024 roku stanąłby na ślubnym kobiercu. Przekonał jednak narzeczoną, żeby przełożyć ślub o rok. Po sukcesie w Paryżu z pewnością nie żałują tej decyzji.
Tomasz Fornal (przyjmujący)
Na zdjęciu powyżej rozmawia z Matthew Andersonem, legendą siatkówki. Kto wie, czy niebawem również o reprezentancie Polski nie będzie się tak mówiło. Póki co pokazał, że ma talent przywódczy. Jego słowa wypowiedziane w kierunku kolegów w trakcie czwartego seta półfinałowego meczu z Amerykanami, jeszcze długo będą tkwiły w pamięci kibiców. W trakcie turnieju przeżywał swój osobisty dramat, kończąc z kontuzją inauguracyjne starcie z Egiptem. Zdołał wrócić na mecz ze Słowenią, choć jeszcze nie był w pełni sił. Wykonał jednak tytaniczną pracę w obronie. Półfinał igrzysk olimpijskich zagrał już w takim stylu, jakby chciał sobie powetować poprzednie kilka spotkań. Nic dziwnego, że Nikola Grbić nie boi się na niego stawiać w trudnych momentach.
Bartosz Kurek (atakujący)
W trakcie igrzysk olimpijskich w Tokio, na Twitterze królował hashtag #GangŁysego. Użytkownicy popularnego serwisu społecznościowego ustawiali jako profilówki zdjęcie MVP Mistrzostw Świata w siatkówce 2018 wykonane po jednej z wygranych przez polskich siatkarzy akcji. Wystarczyła jedna fota, by Bartosz Kurek stał się gwiazdą sieci. W Japonii Biało-Czerwoni sukcesu nie odnieśli, za to w Paryżu udowodnili, że potrafią narozrabiać. Podobnie jak Bartosz Kurek, mimo że we Francji nie gra turnieju życia. Jego historia dla wielu może stać się jednak inspiracją. W 2014 roku Stephane Antiga nie znalazł dla Kurka miejsca w kadrze, a Polacy po 40 latach wygrali mistrzostwa świata. Nasz atakujący nie obraził się na szkoleniowca, po roku powrócił do drużyny narodowej i stał się jednym z liderów.
Paweł Zatorski (libero)
Jest jednym z najbardziej utytułowanych członków reprezentacji Polski. Ma w swoim dorobku srebrny i złoty medal siatkarskiej Ligi Mistrzów, pięć zwycięstw w polskiej lidze, pięć Pucharów Polski, a także srebrny i brązowy medal Klubowych Mistrzostw Świata. Z reprezentacją narodową sięgnął po złoty i brązowy medal Ligi Światowej, dwa brązowe medale Mistrzostw Europy, dwa srebrne i jeden brązowy medal Pucharu Świata, dwa złote medale Mistrzostw Świata. Został odznaczony Złotym Krzyżem Zasługi oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W meczu z USA udowodnił, że nie jest łatwo go złamać. Walczył z bólem, po zwichnięciu barku, jednak się nie poddał. Pozostał na boisku i dołożył sporą cegiełkę do olimpijskiego medalu.
Jakub Kochanowski (środkowy)
Kiedy w wieku 11 lat zaczynał trenować tę dyscyplinę sportu, nie słuchał poleceń i trener musiał go karać. Dopiero później zrozumiał, że dzięki siatkówce może daleko zajść. Rozczarował mamę, kiedy w drugiej klasie szkoły podstawowej powiedział, że chce trenować piłkę nożną. Postawiono go bramce i radził sobie dobrze, ale piłka go trochę znudziła ze względu na monotonne treningi. Wrócił do siatkówki i został członkiem złotej drużyny Sebastiana Pawlika. Pasmo sukcesów w drużynie narodowej kontynuuje, tyle że już w seniorskiej kadrze.
Mateusz Bieniek (środkowy)
W zespole narodowym debiutował jako 21-latek, jeszcze za kadencji Stephana Antigi. A jeszcze w drugiej klasie gimnazjum nie w głowie była siatkówka. Wolał grać z kolegami w piłkę nożną, próbował też swoich sił w boksie. - Moim żywiołem był futbol, idolem Cristiano Ronaldo. W Pogoni Blachownia grałem najpierw jako bramkarz, a potem jak obrońca. Ale rosłem jak na drożdżach i piłka coraz bardziej plątała mi się między nogami. No to zacząłem uprawiać boks, ale w ringu z moim wzrostem też było ciężko, bo już w pierwszej klasie gimnazjum miałem 188 cm, a gdy je kończyłem - 205. Za siatkówką nie przepadałem, ale za namową trenera Andrzeja Kuziora i rodziców w trzeciej klasie gimnazjum postanowiłem spróbować. I nie żałuję - powiedział w rozmowie z "Dziennikiem Lódzkim". Medal wywalczony w Paryżu potwierdza, że było warto.
Aleksander Śliwka (przyjmujący)
Wywodzi się ze sportowej rodziny, w której królowała siatkówka. Ten sport uprawiali jego rodzice, dwie siostry i młodszy brat. Pierwszą miłością były jednak piłka nożna i… akrobatyka. Jego idolami byli Luca Toni i Ronaldinho. Jak sam przyznał, przygoda z akrobatyką nie trwała długo, bo odstawał od kolegów i koleżanek. Mimo to i tak pomogła mu pod względem ogólnorozwojowym. Wybranką jego serca jest Jagoda Gruszczyńska, reprezentantka Polski w siatkówce plażowej. W kadrze to jeden z najważniejszych siatkarzy reprezentacji Polski. Poza ogromnymi umiejętnościami siatkarskimi jest typem przywódcy, mentorem i zastępca kapitana. Wbrew pozorom, lubi sobie pożartować z kolegów. Podczas wywiadu Bartosza Kurka na antenie Weszło FM zadzwonił do studia i przedstawił się jako Marian z Wrocławia. Zapytał, czy "opływowa fryzura" pomogła mu dojść do życiowej formy.
Norbert Huber (środkowy)
Znany jest ze swoich gigantycznych pokładów energii, którą stara się spożytkować zarówno na boisku, jak i poza nim. Moustapha Mbaye powiedział o nim kiedyś "człowiek wiata", swoim blokiem potrafi bowiem "nakryć" rywala. - Jak on tam wrzuci te ręce, to po prostu nie ma przejazdu. Prezentuje coś niesamowitego w bloku. Z przyjemnością się na to patrzy. Te osiągnięcia są spektakularne. Człowiek przeciera oczy ze zdumienia. W minionym sezonie PlusLigi zdeklasował pozostałych środkowych, notując 150 punktowych bloków. Trudno uwierzyć, że jeszcze dwa lata temu jego kariera stanęła pod znakiem zapytania, po tym, jak doznał kontuzji zerwania ścięgna Achillesa.
Bartłomiej Bołądź (atakujący)
W ostatniej chwili załapał się do kadry na igrzyska olimpijskie. Pojechał jako trzynasty zawodnik, przyjmując rolę, której zawodnicy przed turniejem obawiali się najbardziej. Nie miał gwarancji, że wystąpi na turnieju, a co za tym idzie, że przywiezie jakikolwiek medal. Cierpliwie czekał na swoją szansę, mimo że nawet po kontuzji Tomasza Fornala Nikola Grbić nie zdecydował się go wstawić do składu. Pojawił się w dwunastce dopiero po meczu ze Słowenią, za sprawą kontuzji Mateusza Bieńka. Coś, co jeszcze rok temu wydawało się mało prawdopodobne, już się ziściło. Bartłomiej Bołądź został medalistą igrzysk olimpijskich. Warto podkreślić, że na ten sukces uczciwie zapracował. Jego as serwisowy w czwartym secie meczu z Amerykanami ważył bardzo wiele.
Nikola Grbić (trener)
W ciągu 940 dni pracy z reprezentacją Polski nawet przez moment nie musiał obawiać się o swoje stanowisko. W naszym kraju to rzadkość, co najlepiej obrazuje klasę tego szkoleniowca. Podobnie jak fakt, że w XXI wieku jako pierwszy doprowadził swoich podopiecznych do finału czterech największych imprez międzynarodowych - finał mistrzostw świata, finał mistrzostw Europy, finał Ligi Narodów i w końcu finał igrzysk olimpijskich. Ze wszystkich sześciu imprez, na których nasi siatkarze wystąpili pod wodzą Serba, przywozili medale. Nikola Grbić przerwał też klątwy, które ciążyły na naszym zespole przez lata - Słowenia i ćwierćfinał igrzysk olimpijskich. Czy można wymagać więcej?