Dawid Kubacki tylko machnął ręką. Ogromny pech i koniec niesamowitej serii Polaka!

Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Kubacki
Getty Images / Na zdjęciu: Dawid Kubacki

Po 1. serii walczył jeszcze o podium, ale gdy tylko usiadł na belce startowej w finale, można było złapać się za głowę. W wietrznej loterii w Sapporo Kubacki wylosował koszmarny los i był dopiero 11! Pecha miał też Stoch, a wygrał świetny Kobayashi.

Z trzech dni w Sapporo aura najsilniejszy wiatr zostawiła na niedzielę. Wiało, momentami podmuchy były wręcz potężne i to pod narty. Gdy zawodnicy z niższymi numerami startowymi lądowali w granicach 140. metra, można było się obawiać, czy jury wystarczy belek do przeprowadzenia zawodów.

Wystarczyło, chociaż najlepsi odpychali się z ostatniego możliwego do ustawienia na tej skoczni rozbiegu o numerze 2. Przy tak niskich prędkościach było jasne - ten kto trafił na słabszy wiatr pod narty, nie miał szans na uzyskanie dobrej odległości. Co gorsza, pod koniec 1. serii zaczęło też wiać z boku, co jeszcze bardziej utrudniało rywalizację. Było loteryjnie i to bardzo loteryjnie.

Najlepsi są jednak w takiej formie, że poradzili sobie z dobrym albo bardzo dobrym skutkiem. Halvor Egner Granerud odpalił nawet petardę. Z mocnym wiatrem pod narty, i to z belki numer 2, poleciał aż na 140. metr! Sędziowie fenomenalnie ocenili jego styl, jeden z nich dał nawet notę 20 punktów. Norweg zdecydowanie prowadził na półmetku, o ponad 6 punktów nad drugim Ryoyu Kobayashim.

ZOBACZ WIDEO: Thurnbichler zwrócił się do Polaków. Co za słowa!

A gdzie w tym wszystkim był Dawid Kubacki? Był w czołówce, ale nie na tak wysokim miejscu, jak chciałby on sam i kibice. Z jeszcze mocniejszym wiatrem pod narty niż Granerud Polak wylądował na 137,5 metra. Nie miał też tak wysokich not jak Norweg i w efekcie zajmował na półmetku dobre, ale bez efektu "wow" 6. miejsce.

Sklasyfikowani przed nim Daniel Tschofenig, Johann Andre Forfang, Timi Zajc i wspomniany już wcześniej Ryoyu Kobayashi nie mieli jednak wielkiej przewagi. Tym samym Kubacki wciąż był w grze o podium i w walce o jak najmniejszą stratę punktową w tym konkursie do Graneruda. Gdyby decydowała tylko forma sportowa, kibice mogliby być spokojni. Oprócz dobrego skoku potrzeba było jednak także mnóstwo szczęścia do warunków.

Tym bardziej że finałowa seria niczym nie różniła się od pierwszej. Znów wiało bardzo mocno, momentami wiatr pod narty dochodził nawet do 7 m/s. Po raz kolejny kilku zawodników dostawało czerwone światło i musieli opuścić belkę startową. Co prawda Kubacki nie musiał z niej schodzić, ale gdy oczekiwał na skok można było z nerwów zagryzać zęby.

Tuż przed nim Eisenbichler miał mocny wiatr pod narty i poleciał aż na 139,5 metra. Chwilę potem wiatr wyraźnie przycichł i Kubacki nie mógł wiele zrobić. Leciał pasywnie, brakowało mu powietrza pod nartami i skończyło się bardzo krótkim, jak na możliwości Kubackiego, skokiem. Uzyskał, ze słabym wiatrem pod narty, zaledwie 125 metrów. Machnął ze złości tylko ręką. O podium mógł zapomnieć. Więcej, po raz pierwszy w tym sezonie, po 15 konkursach, nie było go w TOP 6. Lider Pucharu Świata był dopiero jedenasty...

Kubacki stracił sporo do Graneruda w klasyfikacji generalnej (po niedzieli wyprzedza 26-latka już tylko o 48 punktów), ale mogło być jeszcze gorzej. Norweg nie był jednak w stanie obronić wyraźnego prowadzenia z półmetka, bowiem w finale niesamowitym wręcz skokiem popisał się Kobayashi. Japończyk sprawiał wrażenie, jakby skakał poza loteryjnymi warunkami. W finale huknął aż 143 metry. Norweg odpowiedział próbą na 136,5 metra i ostatecznie przegrał z Japończykiem. Na trzecim stopniu podium, po raz pierwszy w sezonie, stanął Eisenbichler.

Wracając do Kubackiego, to w niedzielę nie był najlepszym z Biało-Czerwonych. W finale bardzo dobry skok oddał bowiem Piotr Żyła. Mistrz świata miał o wiele więcej szczęścia do warunków niż Kubacki. Zwłaszcza w drugiej kolejce miał ponad 2 m/s wiatru pod narty i od razu to wykorzystał, lecąc na 136. metr.  Awansował łącznie o 4 miejsca, z 12. na 8. lokatę.

To chyba już nikogo nie zdziwi, ale oprócz Kubackiego złe losy na wietrznej loterii wyciągał też Kamil Stoch. W obu seriach trzykrotny mistrz olimpijski miał jedne z najsłabszych podmuchów pod narty. Robił co mógł, ale przy tak słabym wietrze wiele więcej się nie dało. Skoki technicznie wyglądały dobrze, ale skończyło się na próbach na 122,5 oraz 128. metr i 23. miejscem.

Podobnie jak Żyła na dobre warunki w obu kolejkach trafił Aleksander Zniszczoł. Efekt? Dwa bardzo dobre skoki (129 oraz aż 136 metrów) i w efekcie 23. miejsce. Punkty zdobył też 26. Paweł Wąsek. Tym samym pod względem samej obecności Polaków w finałowej serii był to bardzo udany dla Biało-Czerwonych konkurs. Pięciu wystartowało i wszyscy zapunktowali.

Po trzydniowej rywalizacji w Sapporo skoczkowie wracają do Europy na skocznię do lotów w Kulm. W Austrii zaplanowano dwa konkursy indywidualne - w sobotę i niedzielę (28-29 stycznia). Transmisja w TVN, Eurosporcie 1 oraz na Pilot WP.

Wyniki niedzielnego konkursu w Sapporo:

MiejsceZawodnikKrajOdległościNota
1. Ryoyu Kobayashi Japonia 141/143 280,9
2. Halvor Egner Granerud Norwegia 140/136,5 268,9
3. Markus Eisenbichler Niemcy 140,5/139,5 256,9
4. Domen Prevc Słowenia 136/140 249,8
5. Johann Andre Forfang Norwegia 143,5/127 241,9
6. Peter Prevc Słowenia 139/130 241,7
7. Daniel Tschofenig Austria 138,5/127,5 241,3
8. Piotr Żyła Polska 130/136 240,5
9. Anze Lanisek Słowenia 129/132,5 240,4
10. Timi Zajc Słowenia 142/121 239,7
11. Dawid Kubacki Polska 137,5/125 238,7
17. Aleksander Zniszczoł Polska 129/136 223,3
23. Kamil Stoch Polska 122,5/128 215,3
26. Paweł Wąsek Polska 130/122 201,2
Źródło artykułu: WP SportoweFakty