Szymon Łożyński: Czas na zdecydowaną reakcję. I nie chodzi o Kamila Stocha [OPINIA]

PAP/EPA / Ronald Wittek / Lądowanie Graneruda w Willingen
PAP/EPA / Ronald Wittek / Lądowanie Graneruda w Willingen

Jeśli nie będzie modernizacji skoczni w Willingen, FIS powinien rozważyć, czy jest sens skakania tutaj. Nie może być tak, że od większości wymaga się sztucznych torów lodowych, a na niemieckiej skoczni czas się jakby zatrzymał.

Większość skoczni w Pucharze Świata ma już sztuczne tory lodowe, które zdecydowanie ułatwiają przeprowadzenie konkursów przy padającym deszczu albo deszczu ze śniegiem. Więcej, FIS wręcz wymagał tego od polskich organizatorów PŚ w Wiśle i Zakopanem, by zawody mogły się u nas odbywać.

Dlaczego tego samego działacze Międzynarodowej Federacji Narciarskiej nie potrafią wymóc od organizatorów Pucharu Świata w Willingen? Na to pytanie muszą już odpowiedzieć sobie sami. Jedno jest pewne - wszyscy powinni być traktowani tak samo.

Skoro od polskich, szwajcarskich, norweskich czy austriackich organizatorów wymaga się sztucznych torów lodowych, do tego powinni dostosować się także organizatorzy PŚ w Willingen. Po prostu skocznia Mühlenkopfschanze wymaga modernizacji, zwłaszcza tory najazdowe.

ZOBACZ WIDEO: Był w szoku. Trener Realu spełnił abstrakcyjną prośbę kibica

Inaczej FIS powinien bardzo poważnie zastanowić się, czy nadal organizować w tej miejscowości Puchar Świata, ponieważ w XXI wieku nie powinniśmy drżeć o to, czy zawodnikom mocno spadną prędkości na najeździe przy padającym deszczu. A tak było właśnie w niedzielę. Gdy tylko skoczek, przez przekraczający korytarz wiatr, został przytrzymany na belce, można było obawiać się o jego prędkość na najeździe.

Przy braku sztucznych torów, w takiej pogodzie jaka była w niedzielę, ekstremalnie trudno utrzymać jest je w dobrym stanie przez cały konkurs. I w pierwszej serii, pod sam koniec, kilku zawodników z czołówki miało już z tym problem. Anze Lanisek i Stefan Kraft, zwykle jedni z najszybszych zawodników w stawce, pojechali wolniej od Kubackiego czy Graneruda o 0,5 km/h. To nie jest przypadek.

Druga sprawa, jaka nasuwa się na myśl po niedzielnym konkursie, to przeliczniki za wiatr. Niedzielne podmuchy znów obnażyły słabości tego systemu. To, co widzieliśmy na ekranie, a to z czym zawodnicy zmagali się w powietrzu, to były odrębne historie.

Zwrócił na to uwagę, w rozmowie z reporterem Eurosportu, Thomas Thurnbichler. W finale Żyła, jak twierdził trener, który dysponuje bardzo szczegółowymi pomiarami wiatru podczas skoku, wcale nie miał bardzo silnego wiatru pod narty. Tymczasem odjęto mu 14 punktów. Po raz kolejny, gdy wiatr mocno kręcił, przeliczniki nie były w stanie oddać rzeczywistych warunków na skoczni.

A skoro jesteśmy już przy austriackim trenerze, to w niedzielę po konkursie młody szkoleniowiec podjął arcytrudną, ale w obecnej sytuacji, jedyną dobrą decyzję. Po tym jak Kamil Stoch nie zakwalifikował się w ogóle do niedzielnego konkursu, nie ma już żadnych wątpliwości, że trzykrotny mistrz olimpijski potrzebuje przerwy od Pucharu Świata i na spokojnie, po odpoczynku w domu, wdrożenia planu naprawczego.

Thomas Thurnbichler nie czekał i szybko podjął słuszną decyzję o wycofaniu Stocha. Teraz najważniejsze, by przygotować dobry plan naprawczy dla 35-latka. Do mistrzostw świata jeszcze trzy tygodnie, to wystarczający czas, by odbudować technikę Polaka i wrócić do poziomu, jaki nasz wielki mistrz prezentował jeszcze trzy tygodnie temu, gdy w Sapporo walczył o podium.

Generalnie, poza Stochem i skaczącym bez względu na warunki kosmicznym Granerudem, po niedzielnym konkursie nie można wyciągnąć zbyt pochopnych wniosków. Bardziej miarodajne były sobotnie zawody, przeprowadzone przy bardzo stabilnym wietrze i bez opadów. W nich Kubacki i Żyła potwierdzili przynależność do ścisłej światowej czołówki, a Zniszczoł i Wąsek obecność w najlepszej trzydziestce.

O niedzieli wynikowo zapomnijmy, ale nie mogą o niej zapomnieć działacze FIS. Najwyższy czas, by skocznia w Willingen przeszła modernizację torów najazdowych, tak jak większość obiektów w Pucharze Świata.

Szymon Łożyński, dziennikarz WP SportoweFakty

Czytaj także:
Co tam się działo?! Nieprawdopodobna walka Polaków z Austriakami o złoto!
"Wybitny talent". Po wielkim sukcesie Apoloniusz Tajner wskazuje zwłaszcza na tego skoczka

Komentarze (7)
avatar
Marek D.
6.02.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Musimy przywyknac ze w Europie rzadzonej przez von der Lejkowa Niemcom wolno wiecej. Polakom za to juz by zabrali zawody ale Niemiec to jest pan i jego sie nie rusza. 
avatar
Marek D.
6.02.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Wladze FiS musza cos zrobic z kombinatorem Sedlakiem bo koles drukuje na calego. W ostatnim konkursie czekal tak dlugo z wypuszczeniem ziomala az sie warunki poprawily na tyle zeby osiagnac dob Czytaj całość
avatar
normalny kibic
6.02.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Jak rozumiem to nazywa się równość w traktowaniu wszystkich krajów tak jak w UE, Ha ha , jak zwykle są równi i równiejsi ja Niemcy !!! Skąd my to znamy !!! 
avatar
Pepe2000
5.02.2023
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Powiedzmy sobie szczerze... od dawien dawna byliśmy nie raz gorzej traktowani (puszczanie naszych skoczków w gorszych warunkach, manipulacje z belką), musieliśmy więcej niż np. właśnie Niemcy. Czytaj całość
avatar
random47
5.02.2023
Zgłoś do moderacji
0
1
Odpowiedz
Polaczki to leszcze a nie profesjonaliści. Jeden z drugim zamiast do roboty się zabrać to twierdzą , że mają to gdzieś i się tym nie przejmują a inni płaczą , jak Stoch . Zawodostwo , psia mać Czytaj całość