Wahania formy czy wręcz forma stosunkowo niska to była niedawna rzeczywistość Kamila Stocha. I nawet podczas krótkiej przerwy w Pucharze Świata, jaką zafundowali mu trenerzy, trudno się odbudować. Można poprawić detale, ale znaczący skok wyników jest mało prawdopodobny.
Nasz trzykrotny mistrz olimpijski dokonał jednak cudu. Wskoczył na poziom, na którym jego jedynym celem jest walka o medale. I był niebywale blisko wygrania tej walki. W piątek zajął czwarte miejsce, do podium zabrakło 4,1 punktu. Ale w porównaniu ze skokami, jakie zwykł oddawać jeszcze do niedawna, to wielki wyczyn. Nagle, niemalże z konkursu na konkurs, znów wskoczył do światowej czołówki. I to dokładnie wtedy, kiedy trzeba było - na MŚ.
I to o ten cud, którego dokonał Kamil, chodzi mi w tytule. Choć to oczywiście tytuł przewrotny, bo w sporcie nie ma cudów. Jest za to ciężka praca, odporność psychiczna i talent. Kamil po prostu pozostaje i pozostanie wielkim skoczkiem, nawet parę lat od swoich największych sukcesów.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: szałowa kreacja Sereny Williams. Fani zachwyceni
Medal natomiast wywalczył ten, który bardzo na niego zasłużył. Nie tylko skokami w Planicy, ale przede wszystkim tymi z pierwszej części sezonu. Wreszcie również tymi, którymi zachwycał w lecie. Ten brąz to swego rodzaju ukoronowanie świetnego czasu dla Dawida Kubackiego.
Należy też podkreślić, że w dziesiątce miejsca zajęło trzech Polaków, bo dziewiąty był Piotr Żyła. Czwarty z Polaków, Aleksander Zniszczoł, zajął 23. lokatę. A to wszystko składa się na jeden wniosek - będziemy niezwykle silną ekipą na konkurs drużynowy, który już w sobotę zostanie rozegrany na tej samej skoczni.
Emocji, i to tych najlepszych, szykuje się więc znacznie więcej. Start drużynówki o 16.30.
Dawid Góra, WP SportoweFakty
Co to był za konkurs! "Zawał serca" >>
Ponad 100 lat historii. Tajnerowie nadal skaczą >>