Zapisał się na kartach historii, ale ekspert studzi nastroje. "Ten tragiczny upadek zostawi swoje piętno"

Zdjęcie okładkowe artykułu: WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski /  Na zdjęciu: Paweł Wąsek
WP SportoweFakty / Krzysztof Porębski / Na zdjęciu: Paweł Wąsek
zdjęcie autora artykułu

Paweł Wąsek wygrał Letnie Grand Prix, a mógł zakończyć karierę w wieku 15 lat. - Nigdy nie zapomni wydarzeń z Wisły i nie rozwinie skrzydeł na mamutach. Z całą sympatią, ale nie wejdzie w buty lidera - mówi nam były trener Kazimierz Długopolski.

W 2014 roku Wisła Malinka zamarła. Wówczas Paweł Wąsek był przedskoczkiem. Miał zaledwie 15 lat. W trakcie próby jedna z jego nart się wywinęła, a zawodnik z impetem uderzył głową o zeskok. Stracił przytomność, z drogi do szpitala pamiętał niewiele. W lecznicy spędził tydzień.

- Nigdy tego nie widziałem. I nie chcę widzieć - mówił skoczek w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

Mimo upływu czasu, po tego typu zajściu trudno, by psychika wyszła z niego bez szwanku. - Takie rzeczy siedzą w głowie do końca kariery. Nawet jeśli się już nie boi, to czuje respekt. Może nie na małych obiektach albo takich, na których punkt konstrukcyjny został ulokowany mniej więcej około 120. metra. Wydaje mi się jednak, że na największych dużych skoczniach, a co dopiero tych mamucich, wszystko wraca do Wąska i wpływa na jego postawę - mówi WP SportoweFakty były trener Kazimierz Długopolski.

- Po wypadku chciałem jak najszybciej wrócić na skocznię. Kręgosłup był cały, ale przez kilka miesięcy musiałem się podleczyć. Gdy znów usiadłem na belce, zrozumiałem, że mam problem. Wróciła świadomość, że jestem na skoczni, pojawiła się myśl, co się stało. Dotarło do mnie, że się boję - tłumaczył reprezentant Polski redaktorowi Przeglądu Sportowego w 2022 roku.

Po wszystkim Wąsek musiał się ponownie polubić ze skocznią. Przeszedł przez żmudny proces. W kuluarach nadal niektórzy powtarzają, że boi się występować na obiektach mamucich. Trudno się dziwić.

"Nie był, nie jest i nie będzie..."

Jego upadek w Wiśle porównywano do nieszczęścia Thomasa Morgensterna. Wybitny austriacki skoczek przeszedł piekło. Po tym, jak runął na zeskok w Kulm, zamiast o zwycięstwo w konkursie, jak pierwotnie zakładano, walczył w szpitalu o życie. Na szczęście Wąska aż tak poważne konsekwencje nie spotkały.

Kariera 15-letniego Pawła jednak wyhamowała. Przed wypadkiem rokował bardzo dobrze. Na powrót do pełni sprawności stracił sporo czasu, co w karierze zawodowego sportowca najcenniejsze. - Gdyby nie miał talentu, nie byłby teraz reprezentantem Polski. Nie da się zostać zawodowym sportowcem, nie dostając w prezencie niczego w genach - przyznaje Długopolski.

- Z drugiej strony nie popadałbym w hurraoptymizm. Zawsze podkreślałem, że analizując predyspozycje Pawła, nie możemy doszukiwać się podobieństwa do największych. To nie był, nie jest i nie będzie drugi Kamil Stoch, Piotr Żyła albo Dawid Kubacki. Życzę nam wszystkim i przede wszystkim jemu, żebym się pomylił, bo zawsze trzymam kciuki za Biało-Czerwonych, ale nie mogę mówić, że czarne jest białe i na odwrót - dodaje nasz rozmówca.

Dołączył do wybitnego grona, ale liderem nie będzie

W październiku Wąsek sięgnął po największy sukces w swojej dotychczasowej karierze. Niespodziewanie wygrał Letnie Grand Prix, poprzedzające zmagania w Pucharze Świata i rozbudził apetyty kibiców, którzy po bardzo nieudanym sezonie 2022/23 odczuwają spory niedosyt. Dokonał tego jako czwarty reprezentant Polski w historii.

Wcześniej LGP wygrywali tylko Kubacki, Małysz i Kot. - Na pewno zapisał się na kartach historii i nie zamierzam tego negować. Z drugiej strony tegoroczna obsada była szczególnie uboga w wielkie nazwiska. Najwięksi po prostu sobie odpuścili i wybrali inny sposób na przygotowania. Dopiero w Klingenthal coś drgnęło, a tam Paweł furory nie zrobił. Nie chcę mu ujmować, ale ten triumf nie oznacza, że będzie odgrywał pierwszoplanowe role w zimowym Pucharze Świata - tłumaczy były sędzia skoków narciarskich.

- Mówiąc wprost, uważam że tak się nie stanie. Nie widzę Pawła wchodzącego w rolę lidera polskiej kadry. Nie widzę go na podium zawodów Pucharu Świata, ani nawet w czołowej piątce. Gdy będzie w formie, może zakończyć poszczególne konkursy w okolicach pierwszej dziesiątki, a nawet się w niej znaleźć. W tej chwili to zawodnik z potencjałem na miejsca 12-19. Życzę, żeby zanotował progres i nas pozytywnie zaskoczył, ale jakoś nie chcę mi się wierzyć, że zacznie rozdawać karty. Za to z całą pewnością może być solidną drugą linią w konkursach drużynowych, tuż za Kubackim i Zniszczołem. Skocznia natomiast wszystko zweryfikuje - podsumowuje Kazimierz Długopolski.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Czeski kibic dokonał tego jako pierwszy. Zarobił okrągły milion!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty