Mimo porywistego i zmiennego wiatru organizatorom MŚ w Vikersund udało się przeprowadzić sobotnie zawody, które złożyły się jednak nie z trzech, jak początkowo planowano, a zaledwie dwóch serii. Całe zawody padły łupem Roberta Kranjca, który jeszcze raz udowodnił, że na tego typu obiektach czuje się jak ryba w wodzie. Słoweniec, mający w swoim dorobku małą kulę za loty swój największy sukces w karierze osiągnął w naprawdę imponującym stylu. 30-latek z Lublany na półmetku rywalizacji był trzeci z wynikiem 217,5m, ale w finale mimo mocno niesprzyjających warunków atmosferycznych był klasą samą w sobie, lądując dopiero na 244 metrze. Rezultat doświadczonego skoczka był tym bardziej zadziwiający, że we wcześniejszych próbach jego rywale mieli poważne problemy z przekroczeniem choćby dwusetnego metra. O tym, że Kranjec potrafi latać wiadomo było od dawna. Podopieczny Gorana Janusa do tej pory jedenaście razy stawał na "pudle" zawodów Pucharu Świata, z czego aż siedem w konkursach, rozgrywanych na mamucich skoczniach. Medalista w drużynie z IO z Salt Lake City po raz pierwszy do seniorskiej rywalizacji przystąpił już w 1998 roku, debiutując w norweskim Trondheim. Sobotni dzień w Vikersund Kranjec może świętować podwójnie - oprócz złotego medalu odzyskał także rekord swojego kraju, który na kilkadziesiąt minut zabrał mu Jurij Tepes (235,5m).
Na drugim stopniu podium ku wielkiej radości licznie zgromadzonych pod "Vikersundbakken" kibiców stanął prowadzący po pierwszej serii Rune Velta. Zawodnik Aleksandra Stoeckla, podobnie jak wszyscy jego podopieczni w ostatnim czasie sygnalizował widoczną zwyżkę formy, a jej apogeum, co pokazał w sobotę osiągnął właśnie podczas tegorocznych MŚ. Norweg mimo niewielkiego doświadczenia i młodego wieku doskonale poradził sobie z presją, szybując odpowiednio na 217,5m oraz 234,5m. Gospodarze mają prawo czuć jednak pewien niedosyt, gdyż do Roberta Kranjca Velcie zabrakło zaledwie trzech "oczek". Warto zaznaczyć, że najwyżej w tym sezonie przedstawiciel Kraju Wikingów był w Kulm-Bad Mitterndorf, gdzie zajął ósme miejsce.
Medal na szyi powiesił także główny faworyt do końcowego triumfu - Martin Koch. Austriak choć wzbogacił swoją kolekcję z MŚ w lotach, po raz czwarty plasując się w czołowej "trójce" to bez wątpienia ma czego żałować. Koch, który nie bez powodu myślał o wygranej w Vikersund na półmetku zawodów był drugi i z Rune Veltą przegrywał tylko o 2,7 punktu. W drugiej rundzie dalszy krewny Ernsta Vettoriego ambitnie walczył o jak najlepszą odległość, dotykając "deskami" zeskoku na 243 metrze. Rówieśnika Kranjca przy lądowaniu zbyt mocno pochyliło w prawą stronę, co spowodowało nieutrzymanie równowagi, a co za tym idzie upadek i znacznie niższe oceny od sędziów. Różnica poziomów pomiędzy sobotnimi bohaterami, a resztą stawki była jednak na tyle duża, że Austriakowi udało się pozostać na podium. Trzeba dodać, że Koch największy obiekt świata opuścił wyraźnie podrażniony, ze złości rzucając jedną ze swoich nart.
Na czwartej pozycji sklasyfikowano najmocniejszego z Niemców - Severina Freunda. Powody do niezadowolenia ponownie może mieć Daiki Ito. Rewelacyjny Japończyk od początku tej zimy może mówić o sporym pechu. Najpierw po kontrowersyjnym zachowaniu jury został pozbawiony miejsca na podium w prestiżowym Turnieju Czterech Skoczni, w miniony weekend niemal pewnego krążka w drużynie w klasyfikacji FIS Team Tour pozbawiła go fatalna próba Shohei Tochimoto, ale w Vikersund winą za niepowodzenie może obarczyć tylko siebie. Ito zepsuł swój pierwszy skok, uzyskując 206 metrów, by później przy wietrze w plecy lądować trzynaście metrów dalej. Należy podkreślić, że po finałowym locie na 219 metr najlepszy z samurajów awansował z 14-tej na 5-tą pozycję, tuż przed Andreasa Koflera.
Zupełnie nieudany występ odnotowali Polacy. Jako jedyny wśród naszej ekipy dwukrotnie z progu wybijał się 10-ty ostatecznie Kamil Stoch. Młodemu mieszkańcowi Zębu zmierzono 191 m oraz 211,5m, co dowodzi, że na jego piątkową próbę w anulowanej kolejce ogromny wpływ miała jednak pogoda. Rolę statystów odegrali zatem pozostali biało-czerwoni. 168 metrów przypisano Piotrowi Żyle, 174,5m Krzysztofowi Miętusowi, a zaledwie 159,5m Maciejowi Kotowi, co nie wróży za dobrze przed niedzielną "drużynówką".
Pozytywnym bohaterem rywalizacji w Vikersund był Anders Fannemel, którego w inauguracyjnej odsłonie "poniosło" aż na 244,5m (!), co jest obecnie drugim wynikiem w historii, o dwa metry gorszym od zeszłorocznego wyczynu Johana Remena Evensena. Rozczarowali dwaj wielcy skoczkowie - broniący w sobotę mistrzowskiego tytułu Simon Ammann i gwiazda imprezy tej samej rangi z Oberstdorfu 2008 - Gregor Schlierenzauer.
M | Zawodnik | Kraj | Nota | Loty |
---|---|---|---|---|
1 | Robert Kranjec | Słowenia | 408,7 | 217,5 m/244 m |
2 | Rune Velta | Norwegia | 405,7 | 217,5 m/234,5 m |
3 | Martin Koch | Austria | 386,2 | 218 m/243 m |
4 | Severin Freund | Niemcy | 372,6 | 210,5 m/208,5 m |
5 | Daiki Ito | Japonia | 365,2 | 206 m/219 m |
6 | Andreas Kofler | Austria | 364,2 | 228 m/216 m |
7 | Anders Bardal | Norwegia | 360,3 | 212 m/203,5 m |
8 | Thomas Morgenstern | Austria | 360,2 | 199,5 m/212,5 m |
9 | Richard Freitag | Niemcy | 356,3 | 210 m/212 m |
10 | Kamil Stoch | Polska | 353,9 | 191 m/211,5 m |
33 | Piotr Żyła | Polska | 133,8 | 168 m |
35 | Krzysztof Miętus | Polska | 110,9 | 174,5 m |
38 | Maciej Kot | Polska | 90,1 | 159,5 m |