Zieloni:
1. Gregor Schlierenzauer
Trudno, żeby w gronie czerwonych znalazł się ten najlepszy, czyli Gregor Schlierenzauer. Austriak do swojej bogatej w sukcesy kolekcji dołączył kolejne wybitne osiągnięcie. Tyrolczyk nie tylko po raz drugi z rzędu sięgnął po wygraną w Turnieju Czterech Skoczni, ale także poważnie zbliżył się do Mattiego Nykaenena pod względem ilości pucharowych zwycięstw. Legendarny Fin ma ich czterdzieści sześć, ale już zakończył karierę. Z kolei Schlierenzauer ma takich triumfów 45, właśnie w poniedziałek obchodzi swoje dwudzieste trzecie urodziny i z pewnością swojej kropki nad "i" jeszcze nie postawił. Skoczek z Rumii ponownie zaimponował mocną głową, bez problemu radząc sobie z towarzyszącą mu presją i zwyciężając w dwóch konkursach na swoim terenie. Austriacki bohater nie przejął się popisami Andersa Jacobsena w Niemczech i cały czas robił swoje, nie zamierzając odpuszczać. "Schlieri" swoją wiktorią uratował też skórę Alexandra Pointnera, którego pozostali podopieczni jak jeden maż wypadli zdecydowanie poniżej oczekiwań.
2. Anders Jacobsen
Konia z rzędem temu, kto jeszcze przed treningami w Oberstdorfie spodziewał się, że Norweg otrze się o wygraną w TCS. Jacobsen do połowy imprezy był klasą samą dla siebie, nieprzerwanie nokautując swoich rywali. Reprezentant "Wikingów" jest zawsze uśmiechnięty i mocno zmotywowany, szanujący swoich przeciwników, a co najważniejsze umiejący przegrywać. Co ciekawe - nie tak dawno po rocznej przerwie w "lataniu" na "deskach" w imponującym stylu powrócił Janne Ahonen, który podobnie jak Jacobsen zajął wówczas drugie miejsce. Fin z igrzysk z medalem nie wrócił, a Skandynawowi do Soczi pozostało jeszcze sporo czasu.
3. Reprezentacja Polski
Udanymi startami w TCS biało-czerwoni bardzo szybko nadrobili punktowe zaległości po kompromitującym początku sezonu. Polacy są już na szóstym miejscu w Pucharze Narodów i cały czas pną się w górę. Lider drużyny - Kamil Stoch w końcu zdołał ustabilizować swoją formę, zdobywając w ciągu ostatnich dni drugie miejsce w Innsbrucku. Mieszkaniec Zębu do pucharowej "10" szybko powrócił i nic nie wskazuje na to, by tej zimy z niej wypadł. Stoch czwartą lokatą w klasyfikacji łącznej cyklu przyćmił nieco wspaniałe wyniki Macieja Kota. Drugi z naszych reprezentantów niespodziewanie, ale zasłużenie w nowym 2013 roku jeszcze poza czołową "10" się nie plasował. Trochę pary uszło natomiast z formy Dawida Kubackiego, ale pierwsze pucharowe punkty "zgarnęli" pozostali - Stefan Hula i Piotr Żyła.
4. Pogoda
Można powiedzieć, że w tym sezonie ani porywisty wiatr ani sypiący śnieg nie storpedowały żadnego z przystanków TCS. Wszystkie serie konkursowe rozegrano zgodnie z planem, a w trakcie zawodów obyło się bez większych przerw.
5. Dimitri Wasiljew
"Dimo", jak wino - im starszy, tym lepszy. Rosjanin kontynuuje swój program przygotowawczy do igrzysk w Soczi. Lider Sbornej siedmiokrotnie zadziwiał publiczność swoimi dalekimi lotami, ale "wpadka" na "Bergisel" przekreśliła jego szanse na końcowy sukces. A tak poza tym, to jeszcze nad swoim lądowaniem zawodnik ze wschodu powinien jeszcze trochę popracować.
6. Reprezentacja Norwegii
Alexander Stoeckl 1:0 Alexander Pointner. Druga połowa dopiero w Val die Fiemme, a do tego czasu ogromne słowa pochwały za wykonana pracę zasłużenie zbiera austriacki trener Norwegów. Poza wystrzałową formą Jacobsena wyśmienicie spisywali się trzeci w klasyfikacji - Tom Hilde, piąty - Anders Bardal, a nawet dwunasty - Rune Velta. W sumie w najlepszej "20" sklasyfikowano aż pięciu "Wikingów". Pomysły zastępcy Miki Kojonkoskiego takie, jak choćby krioterapia wydają się póki co być w pełni trafione. Austriacy w końcu mają się kogo obawiać...
7. Martin Schmitt
Czapki z głów przed niemieckim weteranem. Martin Schmitt u progu sezonu nie znalazł uznania w oczach Wernera Schustera. Mistrz świata z Lahti musiał odbyć w grudniu wiele indywidualnych treningów i konsekwentnie eliminować swoje błędy. Dawny rywal Adama Małysza jako jeden z ostatnich wywalczył sobie prawo startu w TCS, w którym zjawił się dzięki świetnym rezultatom w Pucharze Kontynentalnym. Schmitt na każdym z obiektów skakał po dwa razy, prezentując naprawdę solidny poziom. To wszystko sprawiło, że Niemiec z niezłą notą domknął najlepszą "10" narciarskiego "Wielkiego Szlema", a tego chyba nikt po nim nie oczekiwał. Wyżej z rodaków Schmitta turniej zakończył tylko 6-ty Michael Neumayer.
8. Vładimir Zografski
Bułgar coraz śmielej poczyna sobie na światowych skoczniach. Vladimir Zografski w końcowej klasyfikacji TCS zajął dwudzieste drugie miejsce, pokazując kilka naprawdę efektownych skoków i znakomity styl. Widać, że jego talent w przeciwieństwie do innych mistrzów świata juniorów rozwija się w bardzo dobrym kierunku.
Czerwoni:
1. Reprezentacja Austrii
Kto wie, czy gdyby nie triumf Schlierenzauera, to Pointner nie znalazłby się na dywaniku u prezesa Austriackiego Związku Narciarskiego (OSV). Turniej Czterech Skoczni pokazał, że w ostatnich dniach trener czerwono-biało-czerwonych uporał się z kłopotem bogactwa. Jego podopieczni w niemieckiej części imprezy padali jak muchy, sensacyjnie niwecząc swoje szanse na niezły występ. Lista austriackich zawodów jest długa i szeroka. Na odległych pozycjach od piętnastego do siedemnastego turniejowe zmagania zakończyli kolejno: Andreas Kofler, Thomas Morgenstern i Wolfgang Loitzl. Warto przy tym zaznaczyć, że cała "trójka" odgrywała już pierwsze skrzypce w "Wielkim Szlemie". Żadnej furory nie zrobili na turnieju jeszcze słabiej prezentujący się Manuel Fettner, czy Michael Hayboeck, nie wspominając już o kompletnie zagubionym Martinie Kochu. Może jakby Stefan Kraft startował od Oberstdorfu...
2. Reprezentacja Finlandii
Gorzej być nie może - tak najlepiej skomentować udział Suomi w minionej edycji prestiżowej TCS. Honoru Kraju Tysiąca Jezior w austriackich konkursach samodzielnie bronił tylko Lauri Asikainen. Były kombinator norweski wprawdzie nie zachwycał, ale w przeciwieństwie do swoich rodaków bez problemu przechodził przez kwalifikacje. Kompromitujące starty Finów na "Schattenbergschanze" i w Ga-Pa sprawiły, że Pekka Niemelae zdecydował się na desperacji ruch, odsyłając przed Innsbruckiem 3/4 swojej drużyny na treningi do domu.
3. Reprezentacja Japonii
Samurajowie z Reruhi Shimizu na czele w letniej Grand Prix rozdawali karty. I o ile na początku zimowego sezonu prezentowali się jeszcze jako tako, o tyle podczas TCS zanotowali jeden z najgorszych startów w historii. Najlepszy z Azjatów - Taku Takeuchi był zaledwie dwudziesty dziewiąty, ledwo wyprzedzając naszego Stefana Hulę. Pozostali Japończycy - Noriaki Kasai, Shohhei Tochimoto, Yuta Watase i Daiki Ito odgrywali jedynie rolę statystów. No, ale ktoś musiał.
4. Brak rekordów
Rekordy wszystkich obiektów, goszczących TCS nie uległy zmianie. W Innsbrucku nadal oficjalnym najdłuższym zimowym skokiem jest próba Svena Hannawalda. Niemiec oddał ją aż jedenaście lat temu. I choć patrząc na współczesne rozgrywanie konkursów dziwić to nie może, to jednak rzadkie przekraczanie przez skoczków linii HS nie jest z perspektywy widza zadowalającym zjawiskiem.
5. Simon Ammann
To nie był udany turniej dla Simona Ammanna. Szwajcar otrzymał zaledwie dwudziestą siódmą notę. Oznacza to, że jego huczne zapowiedzi przed konkursem w Oberstdorfie okazały się ostatecznie buńczuczne. Warto dodać, że podczas noworocznych zawodów w Ga-Pa "Simi" został sensacyjnie sklasyfikowany niżej od Gregora Deschwandena, co nie zmienia faktu, że i tak na krajowym podwórku nie ma żadnej konkurencji. No, ale igrzyska w Soczi dopiero w przyszłym roku...