Każdego dnia trzeba dawać z siebie wszystko - rozmowa z Andreasem Wankiem

Andreas Wank - mistrz olimpijski w drużynie, głodny indywidualnych sukcesów. W wywiadzie dla portalu SportoweFakty.pl opowiedział o początkach swojej kariery, a także o tym, czego nauczył go sport.

W tym artykule dowiesz się o:

Barbara Toczek:  Podczas Twojego przywitania w Titisee - Neustadt Stefan Horngacher powiedział, że sukces nie przychodzi sam i nie od razu, ale że oznacza on trening, pracowitość, a także liczne testy sprzętowe. Dodałbyś coś do tej definicji? Jak dużo kosztował Ciebie Twój dotychczas największy sukces - złoty medal olimpijski wywalczony z drużyną w Soczi?

Andreas Wank: - Wszystko się zgadza. Każdego dnia trzeba dawać z siebie wszystko. Nasza dyscyplina jest bardzo złożona - na sukces składają się kwestie odpowiedniego sprzętu, techniki, dyspozycji fizycznej i ducha walki. Trudno powiedzieć, czego dokładnie potrzeba, aby stać się dobrym skoczkiem. To wszystko się po prostu sumuje, a jeśli odpuści się choć jedną rzecz, ktoś inny cię wyprzedza, a ty tracisz kontakt z czołówką.
[ad=rectangle]
Potrzebowałeś dużo czasu, żeby pojąć, że wraz z drużyną zapisaliście kolejną kartę w historii sportu?

- Myślę, że tak naprawdę to do tej pory tego nie pojąłem. Pewnie po zakończeniu kariery to wszystko przeanalizuję i przemyślę, w głowie jeszcze raz przeżyję wszystkie najważniejsze momenty i też te, które mnie najbardziej ukształtowały. Oczywiście przechodzi mi przez myśl, że razem z chłopakami byliśmy najlepsi. Ale nie można spocząć na laurach tylko, mimo że to coraz trudniejsze, trzeba to na nowo potwierdzać, że jest się dobrym. I to jest właśnie nasze zadanie.

Czy ten sukces zmienił Cię jako człowieka albo sportowca?
- Nie, w ogóle.

Andreas Wank ze złotym medalem podczas uroczystego powitania w Titisee
Andreas Wank ze złotym medalem podczas uroczystego powitania w Titisee

Jak właściwie zaczęła się Twoja przygoda ze sportem? Zawsze chciałeś zostać skoczkiem narciarskim?

- Kiedy miałem sześć lat razem z rodzicami szukaliśmy dla mnie jakiegoś dodatkowego zajęcia, hobby. Najpierw poszedłem na karate, ale tamtejszy trener był dość surowy. Nie chciałem też uprawiać sportów zespołowych, ponieważ wolałem być całkowicie odpowiedzialny za swój sukces. Wtedy usłyszeliśmy, że w Rothenburg jest mała skocznia i wybraliśmy się tam, żeby obejrzeć trening. Trener zasugerował jednak, że sam powinienem spróbować. Od razu mi się spodobało i to zainteresowanie rozwinęło się do kilku konkursów w Harz.

O słynnym gimnazjum w Stams krążą legendy. Jak Ty wspominasz czasy, kiedy byłeś uczniem gimnazjum sportowego w Oberhofie? Dyscyplina była tak surowa jak w austriackiej kuźni talentu?

- Przypomina mi się wiele różnych sytuacji z internatu. Jakby nie było, był to bardzo piękny czas. Na pewno momentami było ciężko, ale sumując to wszystko mogę powiedzieć, że był to czas, który mnie ukształtował i wiele nauczył w kontekście dalszego życia. Cieszę się, że mogłem mieszkać w tym internacie i uczęszczać do gimnazjum sportowego. Moi rodzice musieli rezygnować z wielu rzeczy, żeby mi to umożliwić. Dyscyplina to chyba złe słowo. Trzeba było nas "wychować", bo byliśmy bardzo młodzi. Miałem tylko dziesięć lat. Dodatkowo tamtejszy trener był dla mnie jak członek rodziny, bo był bliskim przyjacielem moich rodziców, dlatego zawsze miał na mnie oko.

Co było dla Ciebie najtrudniejsze, kiedy jako młody skoczek rozpoczynałeś swoją karierę?

- Oczywiście nigdy nie byłem pewien, że to w ogóle będzie sportowa kariera. Na początku bardzo tęskniłem za domem, ponieważ internat był oddalony od mojego domu rodzinnego aż o 250km. Do tego brałem udział w zawodach, gdzie wielu skoczków było w naprawdę dobrej formie i musiałem nauczyć się radzić sobie z porażkami. Poza tym trudno było się nauczyć, że nie wszystko jest dobre, co się samemu, w swoim wieku, uważa za dobre.

Czy jest w świecie sportu ktoś, kogo zawsze podziwiałeś i na kim się wzorowałeś?

- Hm, nie wzorowałem się na nikim, bo mam bardzo idealistyczne wyobrażenia. Ale oczywiście byli ludzie, którzy mieli na mnie wpływ i których charakter mnie inspirował. Jedną z takich osób był na pewno trener w Oberhofie, który trenował mnie w okresie wczesnej młodości i mój obecny trener klubowy.

Jakie sportowe wydarzenia z Twoim udziałem najbardziej utkwiły Ci w pamięci?

- Myślę, że jest mnóstwo zdarzeń, które wspominam. W tym także porażki, jak na przykład mistrzostwa świata juniorów, w których prowadziliśmy po pierwszej serii a ja późnej zostałem zdyskwalifikowany. Ktoś kiedyś mi powiedział, że "poprzez kamienie, które są nam rzucane na drogę, stajemy się silniejsi". I to jest święta prawda. Pamiętam także oczywiście i te mistrzostwa świata juniorów, w których wygrałem – z drużyną i indywidualnie. Z radością wspominam okres igrzysk olimpijskich w Vancouver albo mistrzostw świata w Vikersund i Val di Fiemme. No i oczywiście igrzyska olimpijskie w Soczi. Jestem też pewien, że nigdy nie zapomnę czasu pomiędzy zawodami, który spędziłem razem z drużyną, bo mamy naprawdę wspaniały team. Świetnie się razem bawimy i to dla mnie zaszczyt, że mogę być częścią tej drużyny.

Czego nauczył Cię sport? Co mu zawdzięczasz?

- Myślę, ze internat "zrobił" ze mnie dojrzałego i przyszłościowo myślącego człowieka, a sport rozwinął wiele pozytywnych cech charakteru, przydatnych w życiu zawodowym. Jestem zdania, że my sportowcy jesteśmy ekstremalnie dobrze zorganizowanymi ludźmi, ponieważ każdego dnia mamy do czynienia z organizacją. Poza tym jesteśmy zdeterminowani i energiczni, co na pewno będzie dużym plusem także po zakończeniu kariery. Skacząc na nartach zarabiam także pieniądze, a równocześnie mogę rozwijać moją karierę zawodową. Dzięki sportowi mam mały zapas finansowy, co w dzisiejszych czasach jest bardzo cenne i, mam nadzieję, ułatwi mi kilka rzeczy w dalszym życiu.

W jakim momencie kariery jesteś teraz?

- Myślę, że jeszcze raczej na początku. Mam jeszcze trochę planów i chciałabym skupić się na indywidualnych osiągnięciach i zdobyć medale właśnie w konkursach indywidualnych. Poza tym mam nadzieję, że uda mi się jeszcze dwukrotnie wziąć udział w igrzyskach olimpijskich oraz że będę cieszył się dobrym zdrowiem i mógł nadal czerpać radość ze sportu.

Andreas Wank podczas LGP w Einsiedeln
Andreas Wank podczas LGP w Einsiedeln

Co, według Ciebie, zmieniło się w ostatnich latach w Waszej drużynie i systemie treningowym, że wróciliście na szczyt i znów jesteście w stanie rywalizować z najlepszymi?

- Zmieniliśmy nieco, jeśli chodzi o przygotowanie fizyczne, a także sprzęt, co było na pewno dużym krokiem na przód. Poza tym mamy teraz świetny team i sztab trenerski, który wykonuje genialną robotę. Poprawiła się też znacznie współpraca z trenerami klubowymi.

Od pewnego czasu jesteś mieszkańcem Szwarcwaldu i reprezentujesz klub SV Hinterzarten, gdzie trenuje wielu młodych skoczków. Co mógłbyś im poradzić, aby w przyszłości także odnosili sukcesy?

- To bardzo trudne, ale myślę, że przede wszystkim powinni czerpać radość z tego, co robią. Jeśli cieszy skakanie, wtedy daje się z siebie to 110 procent podczas codziennej treningowej rutyny, które jest wymagane, aby dostać się do reprezentacji i móc w niej osiągać sukcesy.

Jakie cele postawiłeś sobie na trwającą już Letnią GP i sezon zimowy?

- Jestem bardzo zadowolony z tego, jak rozwinął się sezon letni. Mam zupełnie inne podejście niż w ostatnich latach. Ostatnio w lecie byłem w dobrej formie ale później było ciężko utrzymać ją do zimy. Teraz krok po kroku realizuję zadania, które umożliwiają mi dalszy rozwój. Mam jeszcze czas i jestem na właściwej drodze, aby rozpocząć sezon w dobrej formie i móc ją zachować przez całą zimę.

Czego mogę Ci życzyć?

- Zdrowia. To jest najważniejsze.

Źródło artykułu: