W Nowy Rok Jan Habdas poinformował o tragedii rodzinnej. W wieku 61 lat zmarła jego mama. Kilka dni wcześniej, przed tragiczną informacją, przeprowadziliśmy z młodym skoczkiem wywiad, w którym brązowy medalista mistrzostw świata juniorów szczerze opowiada nam o swoim kryzysie formy.
Niespełna dwa lata temu Jan Habdas błysnął w Pucharze Świata w Zakopanem, wchodząc do drugiej serii konkursu. Kilka miesięcy później zaskoczył również w Rasnovie (17. miejsce) i Lahti (11. pozycja). Od tamtego czasu nie jest w stanie odzyskać jednak wysokiej formy.
Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty: Od sezonu 2022/23 nie słychać o tobie tak wiele. Zdaje się, że zmagasz się z kryzysem. To prawda?
Jan Habdas, reprezentant Polski w skokach narciarskich: Trudno zaprzeczyć. Moje wyniki są niezadowalające, a ja błądzę. Najgorsze, że dołek formy trwa długo. Zalewa mnie frustracja, ale przede wszystkim smutek i bezsilność. Skoki narciarskie to specyficzna dyscyplina, czasami zawodnik ucieka się do wszelkich możliwych środków, żeby przezwyciężyć słabości, ale w ostatecznym rozrachunku nic nie zdaje egzaminu. W takiej sytuacji właśnie się znalazłem.
W czym tkwi problem?
Gdybym wiedział, to bym go przezwyciężył. Od dłuższego czasu mam problem z obraniem właściwej pozycji najazdowej. Mimo wszelkich starań i wskazówek, postępu nie widać. Podświadomie lokuję środek ciężkości w nieodpowiedni sposób, co odbija się na wybiciu z progu. Przez to brakuje metrów, a skoki są słabe, bo tracę szansę na właściwe przejście do fazy lotu. Walczę z tym od półtora roku. Wiem, że dla kibiców to może brzmieć głupio, że tak błahy problem okazał się nie do przeskoczenia przez długi czas.
Niemniej, nawet gdy wszystko robię dobrze i stosuję się do wskazówek trenerów, nie czuję się komfortowo na rozbiegu. Nawet gdy analizujemy materiał i paradoksalnie na nagraniu wygląda, że wszystko robię dobrze, nadal to nie jest to. Najważniejsze, żeby skoczek nie odczuwał dyskomfortu, wtedy dalekie latanie wychodzi automatycznie. Przez ostatnie półtora roku udało mi się złapać odpowiedni rytm może przez kilka dni, ale potem wszystko wróciło do frustrującej dla mnie normy. Czasami mam tego dość.
Wyobrażam sobie, że to trudna sytuacja dla zawodnika.
Bardzo. Przestałem czuć radość ze skakania, a to chyba najgorsza rzecz, która może przytrafić się zawodowemu sportowcowi. Miałem w głowie różne myśli. Raczej trudno mi się odciąć i podchodzić do skoków narciarskich bez żadnych emocji. To moja pasja i sposób na życie. Wszystko podporządkowałem zawodowemu sportowi. Gdy nie wychodzi, nie jest łatwo.
Rozważałeś nawet zakończenie kariery?
Miałem takie myśli. Wyszedłem jednak z założenia, że to byłoby pójście na łatwiznę. Zawsze można powiedzieć pas. Na szczęście otoczenie we mnie wierzy. Czuję ogromne wsparcie ze strony trenerów i sponsorów, za co im bardzo dziękuję. Gdyby nie oni, nie mógłbym dalej robić tego, co kocham. Otuchy dodaje mi również rodzina. Bez tego pewnie bym powiedział, że nie ma sensu i dał sobie spokój.
Jaki masz sposób, by wykrzesać z siebie motywację?
Wpadłem w błędne koło. Przyjeżdżam na skocznię w dobrym humorze, pełen optymizmu. Potem przychodzi pora treningu, próby nie idą po mojej myśli, problem z pozycją najazdową nie znika i się podłamuję. Długo dochodzę do siebie. Na szczęście finalnie jestem w stanie powiedzieć sobie - dobra Janek, nie udało się wtedy, ale może udać się następnym razem. Trenuję bardzo dużo.
Niektórzy mówią, że w skokach narciarskich to wcale nie musi być przepis na sukces, a odpoczynek bywa kluczowy.
Tak, ale to zależy od zawodnika. Trudno mi siedzieć bezczynnie. Raczej zawsze uciekałem od problemów, stawiając się na treningach. Nie mam barwnego życia towarzyskiego. Właściwie prawie nie ma życia prywatnego. Wiele osób w moim wieku ma przyjaciół, z którymi może się spotkać, porozmawiać na temat swoich bolączek. Ze mną jest inaczej. Taka jest cena zawodowstwa. Gdy inni dbają o przyjaźnie, ja w tym czasie jestem na treningach.
Czujesz wsparcie ze strony kibiców, czy raczej omijasz media społecznościowe szerokim łukiem?
Odkąd idzie mi gorzej, moja aktywność w sieci spadła. Przeciętny kibic oczekuje sukcesów i nie patrzy na nas od ludzkiej strony. Często czuję się, jak bohater serialu, choć też jestem człowiekiem. Z drugiej strony, się nie dziwię i nie mam nikomu za złe, że tak to funkcjonuje. Wchodząc w zawodowy sport, zdawałem sobie sprawę z tego, jak to wygląda i zaakceptowałem zasady gry. Gdy zawodnik zawala konkurs, nie powinien afiszować się swoim życiem w mediach społecznościowych, tylko wyciągać wnioski z niepowodzeń.
Mimo wszystko media szybko zauważyły, że chętnie dzielisz się chwilami ze swojego życia w sieci. Choćby odwołując się do prowadzonego przez ciebie profilu na Instagramie.
To prawda. Traktuję to jako odskocznię od codzienności, którą lubię, ale odkąd mi nie idzie, stałem się bardziej wycofany. Wolę odejść w cień i nie czytać przykrych komentarzy na swój temat. Kiedyś trochę się sparzyłem. Po nieudanym starcie odpaliłem live na TikToku. Wówczas spadła na mnie lawina krytyki, zresztą uważam, że uzasadniona.
Gdy po meczu reprezentacji Polski Nicola Zalewski i Piotr Zieliński poszli zrobić zdjęcie z Cristiano Ronaldo po dotkliwej porażce z Portugalią, też im się za to dostało. Zawodowi sportowcy w trakcie rozgrywek są w pracy. Dlatego znalazłem się na uboczu. Rozumiem zdenerwowanie kibiców, którzy liczą na więcej, a potem chwilę po niepowodzeniu widzą swoich ulubieńców uśmiechniętych od ucha do ucha.
Jaki masz dalszy pomysł na siebie?
Będę próbował wrócić do formy. Nie po to poświęciłem temu życie. Mam nadzieję, że pojawi się jakiś impuls i zacznę pozytywnie zaskakiwać. Na razie skaczę słabo. Wyniki mówią same za siebie. Jestem w kryzysie i postaram się go przezwyciężyć. Nie po to poświęciłem tej dyscyplinie całe życie, żebym tak łatwo odpuścił.
Rozmawiał Bogumił Burczyk, dziennikarz WP SportoweFakty