Sukces Daniela-Andre Tandego w niedawnych zawodach w Niemczech zaskoczył wszystkich - młody skoczek do tej pory ledwie raz był w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata. Niemniej zaskoczony od kibiców był także sam zawodnik. - To niewiarygodne. Nierealne. Marzyłem o tym od momentu gdy miałem pięć czy sześć lat. Starałem się po prostu cieszyć skakaniem, ale wyjątkowe było już samo to, że stałem na górze czekając na swoją kolej, a obok byli już tylko Freund i Prevc. Dzień wcześniej zabrakło mnie w zawodach drużynowych. Było to oczywiście rozczarowanie, ale zrozumiałe, bo nie pokazałem niczego wielkiego na treningach. Nie byłem więc do końca pewny swojej formy. Ta wygrana jest teraz jak taki mały rewanż (śmiech) - powiedział Norweg.
Tande unika deklaracji o rychłych kolejnych zwycięstwach. 20-latek ma jednak cel, który chce osiągnąć. Od momentu gdy zacząłem skakać w Pucharze Świata mam pewne postanowienie - żeby być na stałe w pierwszej dziesiątce. Jeśli to się uda to przyjdą również kolejne wygrane. Chciałbym dalej to skakać tak, jak skakałem latem. Marzę też o tym, by dobrze wypaść w mistrzostwach świata w lotach.
Daniel-Andre skacze w barwach klubu z Konsbergu. To właśnie w tym zespole byli niegdyś słynni bracia Ruudowie, a także plejada innych norweskich sław. Aż siedmiu skoczków z Konsbergu zdobyło medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich w latach 1928-1948. - To, że reprezentuję, Konsberg, znaczy dla mnie wiele. To miejsce ma ogromną tradycję jeśli chodzi o skoki narciarskie. Był taki czas, że łatwiej było zostać medalistą mistrzostw świata niż mistrzem naszego klubu - powiedział nowy lider Pucharu Świata.