Odpuszczanie kwalifikacji przez gwiazdy jest w Turnieju Czterech Skoczni czymś częstym. Nieobecny faworyt otrzymuje wówczas pięćdziesiąty numer startowy i w rundzie KO rywalizuje z triumfatorem eliminacji, co zawsze jest bardzo ciekawe dla publiczności, nawet mimo tego, że praktycznie oczywistym jest, iż do drugiej serii wejdą obydwaj - jeden jako triumfator, a drugi jako tzw. szczęśliwy przegrany.
W tegorocznej edycji Turnieju Czterech Skoczni na taki krok w Garmisch-Partenkirchen zdecydował się Severin Freund, a w Innsbrucku w jego ślady poszedł Peter Prevc. Słoweniec nie spodziewał się, że o krok od wygrania kwalifikacji będzie jego brat Domen. Niewiele brakowało, a Prevcowie zmuszeni byliby do walki przeciwko sobie w pierwszej serii niedzielnego konkursu na skoczni Bergisel. Ostatecznie młodszy z nich był drugi, bo w końcówce wyprzedził go Michael Hayboeck. To właśnie Austriak zmierzy się z Peterem, a Domena czeka pojedynek z Danielem Andre Tandem.
- Decyzja o odpuszczeniu kwalifikacji zapadła po treningach. Zagubiło się w tym tylko kilku dziennikarzy, bo wcześniej mówiłem im że skoczę, a potem była jednak zmiana tej decyzji. To nie tylko motyw taktyczny, to w ogóle potrafi być korzystne. Śledząc przebieg kwalifikacji i wiedząc, że w nich nie skoczę, miałem tylko nadzieję, że nie trafię na Domena. Każde inne rozstawienie w parze nie ma dla mnie znaczenia. Jestem gotowy do dalszej rywalizacji - powiedział Peter Prevc dla RTV SLO.
Kamil Stoch: wolę spóźniać skoki i skakać jak dziś, niż...