Stoch po pierwszej serii był czwarty, z niewielką stratą do trzeciego Michaela Hayboecka i drugiego Andreasa Wellingera. W swojej drugiej próbie spisał się bardzo dobrze i w ładnym stylu wylądował na 99. metrze. Wydawało się, że obejmie prowadzenie, jednak na świetlnej tablicy przy jego nazwisku pojawiła się dwójka. Jego nota była o 1,1 punktu gorsza od noty Eisenbichlera, który skutecznie zaatakował podium z szóstej pozycji.
25-letni niemiecki zawodnik w rundzie finałowej popisał się najdłuższym skokiem konkursu - 100,5 metra. Wylądował jednak w kiepskim stylu i noty, jakie otrzymał - od 18 do 18,5, wydawały się za wysokie.
Stoch nie chciał komentować tej sytuacji. - Lądowania Eisenbichlera nie widziałem i nie mam zamiaru tego roztrząsać. Ja też mogłem w drugiej serii skoczyć czyściej i lepiej, gdybym to zrobił, byłbym teraz w innym humorze - powiedział.
Adam Małysz, dyrektor PZN ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej, zapytany o noty dla Eisenbichlera odpowiedział następująco: - Ja miałem w Sapporo taką sytuację, że polski sędzia dał mi pół punktu mniej niż pozostali i byłem czwarty. Nie powinno się zrzucać na to winy. Oczywiście, Eisenbichler nie odjechał tak jak powinien, ale jeśli skacze się tak daleko, sędziowie zawsze trochę przymykają oko.
Zobacz wideo: Adam Małysz apeluje: nie wywierajcie zbyt wielkiej presji na naszych skoczkach
- On wylądował poprawnie, tylko sam odjazd nie był taki jak powinien. Został potraktowany nie tak surowo, jak powinien, ale tak to już w sporcie bywa. W tym momencie nie da się tego zmienić - dodał Małysz.
Złoty medal mistrzostw świata w Lahti na normalnej skoczni zdobył Austriak Stefan Kraft, drugi był Niemiec Andreas Wellinger, a trzeci wspomniany Eisenbichler.
Z Lahti - Grzegorz Wojnarowski
Coraz wiecej jest afery z punktami ale do tej pory tylko pisza i nic Czytaj całość