Barbara Toczek: Sukces austriackimi nićmi szyty (komentarz)

Na podium sobotniej "drużynówki" stanęły trzy zespoły z trzech różnych krajów. Ich wspólny mianownik wskazać jednak bardzo łatwo - całe trenerskie trio ma austriacki paszport.

Barbara Toczek
Barbara Toczek
PAP/EPA URS FLUEELER PAP/EPA / PAP/EPA URS FLUEELER

Jeśli chodzi o wyrażanie emocji, Stefan Horngacher to prawdziwy minimalista.  Nie jest wylewny, niewiele się uśmiecha, a mówi już naprawdę mało. Dziennikarzom nie udostępnił nawet swojego numeru telefonu, na wypadek, gdyby go chcieli namówić na dłuższe rozmowy. Za to doskonale wiedział co robi, rezygnując z roli asystenta Wernera Schustera i przyjmując posadę trenera reprezentacji Polski. Dołączył wtedy do grona austriackich trenerów, którzy krucjatę ratowania skoków postanowili realizować w kraju innym niż ich ojczyzna. W sobotę i on, i tysiące polskich kibiców przekonało się, że robi to ze skutecznością mitycznego króla Midasa - czego nie dotknie, zamieni w złoto.

Horngacher szczególnie zapadł mi w pamięć kilka lat temu, kiedy będąc w Szwarcwaldzie "załapałam się" na oficjalne powitanie drużynowego mistrza olimpijskiego z Soczi, Andreasa Wanka. Austriak był wtedy zatrudniony w klubie w Hinterzarten, a namacalnym dowodem jego solidnej pracy był wystający z tylnej kieszeni jeansów Wanka, złoty medal.

- Zbudować skocznię to trochę za mało. Trzeba jeszcze umieć odpowiednio nią zarządzać - mówił podczas swojego wystąpienia Horngacher. W trakcie półrocznej pracy z Polakami udowodnił, że w zarządzaniu drużyną jest jeszcze lepszy.

Michael Hayboeck żartował niedawno, że w gnieździe trenerskim zrozumiany będzie tylko ten, kto mówi w austriackim dialekcie. Przesada regionalnego patrioty? Nie. Oprócz polskiego zespołu aż 5 drużyn prowadzonych jest przez austriackiego szkoleniowca: Czechów trenuje Richard Schallert, Finów Andreas Mitter, z Niemcami współpracuje Werner Schuster, Alexander Stoeckl szkoli Norwegów, a Heinz Kuttin - Austriaków. Nazwiska imponujące, a jeszcze większe wrażenie zrobiłaby lista trofeów, jakie szkoleniowcy z Austrii wywalczyli ze swoimi zagranicznymi podopiecznymi.

Zobacz wideo: MŚ w Lahti: Polscy kibice dziękowali Piotrowi Żyle. "Straciliśmy gardła!"

Dlaczego to właśnie ten kraj może pochwalić się najlepszymi i najchętniej zatrudnianymi trenerami skoków na świecie? Odpowiedź jest prosta. Austriacy potrafią szkolić, bo w znacznej większości sami mogli uczyć się od prawdziwych profesjonalistów w gimnazjum w Stams. Tak fenomen placówki wyjaśniał Toni Innauer: - Uczniowie zdobywają tam doświadczenie, opuszczają szkołę, dokształcają się, studiują - tak jak Stoeckl, Schuster, Haim albo wcześniej moje pokolenie, z Guertelem, Lippurgerem - wracają i na nowo rozwijają tę placówkę. W ten sposób tworzy się pewna kultura.

Kultura i niezwykła kontynuacja szkolenia, o której mówi Innauer (tak swoją drogą również znakomity pedagog), sprawiła, że to nie doskonała niemiecka organizacja, szwajcarska precyzja czy piękna skandynawska tradycja, ale właśnie austriacki profesjonalizm zdominował świat skoków. A tamtejsi szkoleniowcy stali się najbardziej rozchwytywanym i cenionym "towarem" na transferowym rynku skoków narciarskich.

Barbara Toczek

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Austriacy są najlepszymi trenerami skoków narciarskich na świecie?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×