Magia skoków trwa aż do samego końca. Polacy nie pozwalają nam się nudzić. Tym, którzy zarzucą, że podopieczni Stefana Horngachera są nieprzewidywalni, można przedstawić klasyfikację Pucharu Narodów, w której pewnie, bo o 276 punktów, prowadzimy z Austriakami. To wynik potężnej pracy podczas całego sezonu. A poza tym, jeżeli ktoś chce stagnacji w sporcie, to niech przerzuci się na szachy!
Powoli kończy się najlepszy w historii sezon dla polskich skoków. Najprawdopodobniej lider naszej kadry nie stanie na najwyższym stopniu podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, jednak jego rekord skoczni jest znakomitym ukoronowaniem zimy dla niego samego. Zimy, która dla kibiców stała pod znakiem drużyny. A tej jeszcze nigdy nie mieliśmy tak silnej. Warto zaznaczyć, że Polacy, jako jedyny zespół w tym sezonie, stanęli na podium wszystkich konkursów drużynowych.
Myślę, że na długotrwałość wysokiej formy Polaków wypływa m.in. niezwykle istotny czynnik, jakim jest atmosfera w zespole. W pokonkursowych wypowiedziach, w gratulacjach po świetnych skokach, a wreszcie po wpisach na portalach społecznościowych widać, że odżyła ona na dobre. A kiedy coś zaczyna nie wychodzić, to, pod koniec sezonu, właśnie ona stanowi znakomity katalizator wydobywający ostatnie pokłady sił.
I chyba szkoda, że Horngacher, jak mówi się w Planicy, tylko na chwilę pozwolił odwiedzić swoim podopiecznym tradycyjny piknik pod skocznią. Przy takiej formie i przed ostatnimi zawodami trening mógłby być nieco lżejszy, krótszy. Ale po takich wynikach nie sposób sądzić Austriaka. To autor sukcesów naszych skoczków. Wręcz należy mieć do niego zaufanie.
ZOBACZ WIDEO Maciej Kot: kiedy zbliżamy się do granic rekordu świata, robi się to straszne