Jan Ziobro na zakręcie kariery. "Musi zacisnąć zęby"

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Jan Ziobro
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: Jan Ziobro

Już wkrótce miną dokładnie cztery lata od momentu, gdy Jan Ziobro zadziwił świat skoków narciarskich. W najbliższy weekend zawodnika zabraknie jednak w szczególnym dla niego Engelbergu. Jego dalsza kariera stoi bowiem pod znakiem zapytania.

To była największa sensacja w polskich skokach ostatnich lat. Nawet większa, niż triumf Krzysztofa Bieguna w zawodach w Klingenthal. Bo 21 grudnia 2013 roku w Engelbergu Jan Ziobro zadziwił świat oddając dwa znakomite skoki, wyrównując w drugiej serii rekord skoczni i wygrywając konkurs Pucharu Świata.

Od historycznych zawodów w Szwajcarii mijają cztery lata. Niestety, próżno obecnie szukać Jana Ziobro na konkursach Pucharu Świata. Częściej niż na skoczni można go spotkać w zakładzie stolarskim swojego ojca. A miało być przecież zupełnie inaczej.

Wprawdzie przed pamiętnym konkursem w Engelbergu Jan Ziobro był znany polskim kibicom, bo miał już na swoim koncie punkty Pucharu Świata oraz występy w konkursach drużynowych kadry A, długo wydawało się że potrzeba jeszcze wiele czasu aby zawodnik wskoczył na wyższy poziom, pozwalający mu na walkę choćby o czołową "15" zawodów.

Bo choć w Klingenthal, gdzie wygrał Biegun, Ziobro był aż dziewiąty, to potem nie udało mu się ani razu awansować do drugiej serii i dobry wynik z Niemiec uznano za przypadek. W Szwajcarii pokazał jednak niewiarygodne możliwości i wielką odporność psychiczną. Prowadził już po pierwszej serii, a w drugiej 22-latek nie tylko wytrzymał presję, ale wyrównał rekord obiektu.

ZOBACZ WIDEO: Wygrana Bayernu, gol Roberta Lewandowskiego [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

- Oniemiałem z wrażenia. Po pierwszej serii czułem się pewnie i w drugiej chciałem tylko powtórzyć pierwszy skok. Na pewno zapamiętam ten dzień do końca życia - mówił po konkursie. W mediach wiele mówiło się też nie tylko o jego skokach, ale słynnym napisie na narcie, który miał przypominać mu o uspokojeniu nerwów. I choć pojawiły się głosy, że napis "Luz w dupie" nie przystoi reprezentantowi Polski, nikt się specjalnie nie czepiał. Bo Ziobro dalej prezentował się bardzo dobrze.

Bo przecież zakopiańczyk znalazł się w składzie na igrzyska olimpijskie w Soczi, wygrywając rywalizację o miejsce z Klemensem Murańką i Dawidem Kubackim. I w Rosji nie zawiódł - był 13. na średniej i 15. na dużej skoczni, oddał także przyzwoite skoki w konkursie drużynowym.

Kolejny sezon nie był wprawdzie tak spektakularny, ale w nim również potwierdzał swoje umiejętności. Tak jak chociażby na mistrzostwach świata w Falun, gdzie jego znakomity skok w konkursie drużynowym przybliżył nas do brązowego medalu. W Szwecji udało mu się ponadto wskoczyć do "10" w konkursie indywidualnym na normalnym obiekcie.

I nagle przyszło załamanie. Sezon 2015/2016 okazał się dla niego katastrofą. Ziobro totalnie stracił formę a w wywiadach nie ukrywał, że nie najlepiej dogaduje się z trenerem Łukaszem Kruczkiem. Mówił w nich, że więcej dają mu treningi z Piotrem Fijasem czy Robertem Mateją. Sugerował również, że nie wszyscy w kadrze grają do jednej bramki.

- Nie chcę nic więcej mówić, bo wiem, że tylko się podłożę - mówił tajemniczo skoczek. Już wtedy wypadł z kadry A i startował przede wszystkim w Pucharze Kontynentalnym. Równie dużo czasu co na treningi przeznaczał na pracę w zakładzie stolarskim swojej rodziny w Spytkowicach. Nigdy nie ukrywał, że to jego pasja.

- Zajęć tutaj nie brakuje. Nadzoruję, muszę być na jednej hali, na drugiej. W sumie są trzy hale produkcyjne. Na jednej robimy meble, na drugiej jest lakiernia, na trzeciej produkcja frontów meblowych. Jest wiele rzeczy, których muszę przypilnować, na przykład zamówienia. Ale jeśli trzeba zrobić coś fizycznego, to też to robię, nie boję się - mówił w 2016 roku w rozmowie z TVN 24.

Na pytanie o karierę sportową odpowiadał, że chce nadal skakać i próbować wrócić do kadry A. Szansę dał mu nowy trener Stefan Horngacher. Austriak przywrócił go do drużyny i przez pewien okres wydawało się, że polskie skoki narciarskie odzyskały Jana Ziobro. W ubiegłym sezonie udało mu się zdobywać punkty w ośmiu na dziewięć konkursów z rzędu, a także wygrać kwalifikacje na olimpijskim obiekcie w Pjongczang.

Pod koniec sezonu znów jednak nadszedł kryzys. Wprawdzie ostatni konkurs w Planicy zakończył w czołowej "30", ale miesiąc później Horngacher ogłosił, że dla Ziobry nie będzie miejsca w kadrze A. - Stefan zauważył, że Janek stracił mobilizację. Po Soczi i Falun to już trzeci taki raz - ocenił asystent Austriaka Zbigniew Klimowski.

- Chcę wywrzeć na nim nieco większą presję, zmotywować go do jeszcze cięższej pracy, podobnie jak w roku ubiegłym. On jest jednak dla mnie wciąż normalnym członkiem kadry A, tylko że trenującym w drużynie B - wyjaśniał szkoleniowiec polskiej reprezentacji. Niestety, metody trenera nie podziałały pozytywnie na zawodnika.

Jeszcze latem Ziobro był optymistą i przekonywał, że wszystko idzie w dobrą stronę. Jednak jego start w pierwszym konkursie nowego sezonu Pucharu Świata w Wiśle okazał się kompromitacją. Na treningach i kwalifikacjach zajmował miejsca pod koniec stawki, lądując najbliżej spośród wszystkich reprezentantów Polski.

Po zawodach nie ukrywał, że nadal ma żal za odstawienie go od kadry A i czuje, że jego kariera znalazła się na poważnym zakręcie. W wywiadach dawał też do zrozumienia, że ma rodzinę i musi przede wszystkim zarabiać pieniądze. - Jeśli chodziłbyś z tym mikrofonem cały rok, a na koniec ktoś by ci powiedział "nie mam dla ciebie wypłaty", też zastanowiłbyś się, co robić dalej - rzucił do dziennikarza "Przeglądu Sportowego".

Z problemów w jakich znalazł się dopiero 26-letni skoczek zdaje sobie sprawę Adam Małysz. - Trochę sam zawalił sobie te przygotowania do sezonu. Mocno upierał się przy tym, że należy mu się miejsce w kadrze A. Pewnie miał trochę racji, bo po raz kolejny został pominięty - oceniał.

- Mógł się jednak mnie posłuchać, kiedy powiedziałem mu, żeby wziął się do roboty i pokazał, że wcale nie zasłużył na odstawienie od kadry A. Być może za mało starał się przekonać do siebie trenerów - mówił na łamach "PS" Małysz. - Musi zacisnąć zęby i pokazać na co go stać. Bo wszyscy wiemy, że stać go na bardzo dużo - dodał Orzeł z Wisły.

Przed Ziobro decydujący moment w karierze. Jeśli nie uda mu się pozbierać na skoczni, nasza kadra może już na zawsze stracić mające ogromne możliwości zawodnika. Na razie znalazł się on w kadrze na zawody Pucharu FIS w Nottoden. Od czegoś trzeba zacząć.

Komentarze (8)
Borys Mądrawski
6.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Albo zakład stolarski i także ciężka praca fizyczna, która wyrabia mięśnie, które dużo ważą, albo treningi w kierunku skoków narciarskich, które mają maksymalnie odchudzić ciało - także z tych Czytaj całość
avatar
Henryk
6.01.2018
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
Janku, "rób swoje i nie patrz końca", pozdrawiam. 
avatar
Basia Oleszczuk
27.12.2017
Zgłoś do moderacji
1
0
Odpowiedz
nie na darmo pisal na nartach mam wszystko w du..e 
Rozpierducha
14.12.2017
Zgłoś do moderacji
0
0
Odpowiedz
A kto to jest ten Murańko? 
avatar
yes
14.12.2017
Zgłoś do moderacji
2
0
Odpowiedz
O Murańce też coraz dalej i ciszej...