66. TCS: cichy bohater turnieju. Dołożył cegiełkę do triumfów Stocha

Getty Images / Vladimir Rys / Na zdjęciu: Borek Sedlak jeszcze jako skoczek narciarski
Getty Images / Vladimir Rys / Na zdjęciu: Borek Sedlak jeszcze jako skoczek narciarski

Na półmetku 66. Turnieju Czterech Skoczni po zwycięstwach w Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen prowadzi Kamil Stoch. W obu konkursach Polak skakał znakomicie, ale przed jego próbami warunki nie były łatwe. Świetnie zachował się wtedy Borek Sedlak.

Były czeski skoczek obecnie jest wicedyrektorem Pucharu Świata w skokach narciarskich i odpowiada za puszczanie zawodników z belki startowej. Borek Sedlak na tym stanowisku zastąpił słynnego w naszym kraju Mirana Tepesa. Słoweniec nie był ulubieńcem polskiej opinii publicznej. Często jego decyzje o puszczaniu zawodników były mocno kontrowersyjne.

Dla Czecha to już drugi sezon w roli wicedyrektora Pucharu Świata. Nie uniknął oczywiście wpadek, ale jego praca podczas 66. Turnieju Czterech Skoczni może się bardzo podobać. Zarówno konkurs w Oberstdorfie jak i Garmisch-Partenkirchen nie był łatwy do przeprowadzenia. Wszystko za sprawą wiatru, który był zmienny. Na obu skoczniach Kamil Stoch, lider turnieju, oddawał swoje próby w niezłych warunkach, ale wcale nie musiało tak być.

W pierwszej serii zmagań w Oberstdorfie, gdy dwukrotny mistrz olimpijski z Soczi usiadł na belkę startową wiatr w plecy wiał z sekundy na sekundę coraz mocniej. Mieścił się jeszcze w korytarzu powietrznym (jeżeli siła wiatru go przekroczy, to system automatycznie się blokuje i nie można zawodnikowi zapalić zielonego światła), ale widząc co się dzieje Sedlak nie pozwolił Stochowi na skok. Polak opuścił belkę startową. Jury poczekało chwilę aż warunki się uspokoją. Za drugim razem podopieczny Stefana Horngachera dostał pozwolenie na start i przy mniejszym wietrze w plecy uzyskał 126 metrów, co pozwoliło mu skutecznie w finale powalczyć o zwycięstwo.

Inaczej sytuacja wyglądała w Garmisch-Partenkirchen, ale tutaj Sedlak również zachował się profesjonalnie. Od początku zawodów na Neue Große Olympiaschanze (HS140) znów trzeba było mieć trochę szczęścia do siły i kierunku wiatru, by oddać daleki skok. W pierwszej serii podmuchy nie przeszkadzały Stochowi, co lider 66. TCS znakomicie wykorzystał. W świetnym stylu uzyskał 135,5 metra i objął prowadzenie na półmetku noworocznego konkursu.

ZOBACZ WIDEO: Polacy zdominowali poprzedni TCS. "Żyła krzyczał i był oszołomiony. Buzowały w nim niesamowite emocje"

Wszystko mogło się jednak zmienić w drugiej serii, bowiem gdy na górze pozostało tylko dwóch skoczków (Stoch i sensacyjny słoweński junior Tilen Bartol) wiatr bardzo mocno przybrał na sile. Pojawiły się mocne podmuchy wiatru z boku, a wszystkie wskaźniki sędziów paliły się na czerwono. Czech zachował jednak spokój. Nie chciał na siłę i jak najszybciej skończyć konkursu. Zawodnicy mogli odpiąć narty, udać się na chwilę na górę skoczni i dogrzać mięśnie. Gdy warunki się ustabilizowały obaj skoczkowie raz jeszcze przeszli kontrolę kombinezonów, a potem oddali swoje próby w niezłych warunkach. Bartol nie wytrzymał do końca presji i ostatecznie był piąty. Z kolei Stoch spisał się kapitalnie i po najdłuższym skoku w całych zawodach (139,5 metra) mógł cieszyć się z drugiego triumfu z rzędu.

Oczywiście zwycięstwa naszego reprezentanta to przede wszystkim zasługa jego znakomitej formy i odporności psychicznej. Małą cegiełkę do tego sukcesu dołożył jednak Borek Sedlak, który pokazuje na swoim nowym stanowisku, że lepiej niż jego poprzednik czuje skoki i warunki z jakimi muszą się zmierzyć w powietrzu do niedawna jeszcze jego rywale ze skoczni.

Oby tak samo Czech prowadził konkursy w Innsbrucku (4 stycznia) i Bischofshofen (6 stycznia), które rozstrzygną o zwycięstwie w 66. Turnieju Czterech Skoczni. Relacja na żywo oraz podsumowanie zmagań na WP SportoweFakty.

Źródło artykułu: