Tłumy i korki, radość i zawód. Zakopane podczas Pucharu Świata w skokach

WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: kibice na Wielkiej Krokwi
WP SportoweFakty / Tomasz Madejski / Na zdjęciu: kibice na Wielkiej Krokwi

Tradycyjnie w związku z konkursami Pucharu Świata w Zakopanem, do stolicy Tatr ściągnęły tłumy kibiców. Musieli się mierzyć m.in. z korkami, śliskimi chodnikami, a także ze zmiennymi emocjami - sobotnią radością oraz niedzielnym smutkiem.

Już we wrześniu sprzedano wszystkie dostępne wejściówki - po 24 tys. na konkurs indywidualny i drużynowy. - W tym roku organizatorzy zdecydowali się nieco wcześniej rozpocząć sprzedaż, już w sierpniu - zauważył Sławomir Rykowski z biura prasowego zawodów. - Ta impreza ma już swoją ugruntowaną tradycję, kiedyś ludzie przyjeżdżali "na Małysza". Po latach kibice już się oswoili ze skokami, kupują wejściówki z odpowiednim wyprzedzeniem. A tegoroczny konkurs był wyjątkowy choćby ze względu na modernizację Wielkiej Krokwi, która umożliwia oddawanie skoków na odległość nawet 150 metrów.

Tłumy pojawiły się również wokół skoczni. - Szacujemy, że w sobotę, podczas konkursu indywidualnego, na terenie przylegającym do Wielkiej Krokwi zgromadziło się około 20 tys. osób - stwierdził Krzysztof Waksmundzki, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Zakopanem. - W niedzielę ta liczba była nieco mniejsza.

Korki i śliskie chodniki

Już wiele dni przed konkursami Zakopane wypełniło się turystami. Od 15 stycznia dwutygodniowe ferie zimowe wypadały m.in. w województwie mazowieckim. Mimo, że dojazd do zimowej stolicy Polski tradycyjnie nie zachęca do odwiedzin. Trasę z Krakowa do Zakopanego pociągi pokonują co najmniej w 2 godziny i 48 minut (to dłużej niż przed II wojną światową), ale najczęściej podróż koleją zajmuje ponad 3 godziny. Dojazd samochodem może zajmować porównywalną ilość czasu, choć odległość wynosi raptem sto kilometrów. Zdarza się zauważyć, że doświadczeni kierowcy autobusów relacji Kraków-Zakopane z uwagi na remonty, jeżdżą objazdami - np. skręcając na Mszanę Dolną, a później w stronę Zębu. Co gorsza, w Zakopanem sytuacja na drogach bywa jeszcze gorsza. Korki na głównych arteriach pojawiły się już w czwartek, dwa dni przed zawodami, wczesnym przedpołudniem.

Już długo przed pucharowym weekendem, wyprzedano zdecydowaną większość miejsc noclegowych oferowanych w internecie. Spóźnialscy mogli ewentualnie liczyć na oferujących swoje pokoje nieopodal dworca kolejowego. W czwartek za nocleg do końca tygodnia trzeba było zapłacić około 100-150 zł za noc w centrum Zakopanego. Później można było znaleźć nieco tańsze oferty dalej od centrum (60 zł/noc w odległości ok. 2,5-3 km od centrum, 120 zł/noc w pobliżu Krupówek). Rywalizacja o klienta między wynajmującymi potrafiła być zażarta. - Po co pan poszedł do tej rury, u mnie miałby pan ładny pokój - zbulwersowała się pewna pani, widząc, jak rozmawiam z konkurentką.

Liczba turystów i kibiców teoretycznie powinna cieszyć mieszkańców, choć da się usłyszeć również odmienne opinie. - Najgorzej jest na Sylwestra i podczas skoków. Całe miasto jest zablokowane. Większy obrót? To chyba dla dyskontów - utyskiwała pani prowadząca busa. I niewątpliwie poruszanie się po rozległym Zakopanem potrafiło stworzyć sporo problemów. Kłopotu nie rozwiązała nawet publiczna komunikacja miejska, wprowadzona niespełna dwa lata temu. Zaś prywatne busiki zimą jeżdżą zdecydowanie rzadziej niż latem. Poruszanie się pieszo również nie należało do najłatwiejszych - znaczną część chodników odśnieżono prowizorycznie, pozostawiając na nich warstwę zbitego śniegu. Po zmroku i przygruntowych przymrozkach zamieniała się często w ślizgawkę.

ZOBACZ WIDEO: Świetne wiadomości dla polskich skoczków. MKOl dokonał ważnej zmiany

Dziennikarze z całego świata

Na czas Pucharu Świata, Zakopane odwiedzają fani skoków z całej Europy. Na Krupówkach widać było m.in. kibiców z Norwegii i Słowenii. Swoich sprawozdawców przysłały również redakcje z wielu krajów - wyróżniała się czteroosobowa reprezentacja z Japonii. Zawody Pucharu Świata odwiedził też pochodzący z Nowego Jorku Wukkuan Gevertz, bloger podróżniczy współpracujący z platformą Barstool Sports.

- Powiedzcie proszę, jak to jest być tak popularnym? - Gevertz spytał polskich skoczków na piątkowej konferencji prasowej.

- Różnie. Najczęściej miło, choć czasem bywa gorzej, niektórzy po słabszych zawodach potrafią spytać z niezadowoleniem, czemu tak słabo poszło. A jeszcze inni zapraszają na piwo - odpowiedział Piotr Żyła, jak zawsze roześmiany od ucha do ucha.

Wśród zagranicznych sprawozdawców dominowały pozytywne odczucia. Wielkie wrażenie robiła atmosfera podczas konkursów. Czasami jednak zwracano uwagę na pewne niedociągnięcia - choćby źle zorganizowaną strefę dla mediów, w której pojawiało się bardzo dużo kibiców chcących zrobić sobie pamiątkowe selfie z zawodnikami, a niekiedy wyposażonymi w trąbki "małyszówki". Czym zauważalnie utrudniali pracę dziennikarzom chcącym uzyskać wypowiedź zawodników.

Gdzie radość miesza się ze smutkiem

Przed zawodami największe obawy wiązano z pogodą. Prognozy przewidywały pojawienie się Halnego. W sobotę wiatr nie stanowił problemu, a po rekordowym skoku Wielka Krokiew oszalała z radości. Po triumfie kadry zgromadzeni na skoczni fani głośno odśpiewali a cappella hymn Polski, zaś dźwięk trąbek słychać było do późnych godzin nocnych. Niestety, dzień później nie było tak dobrze. Już od niedzielnego poranka wiatr wiał zauważalnie silniej niż w poprzednich dniach. W trakcie zawodów podmuchy dało się zauważyć m.in. po gwałtownym, momentami, falowaniu flag. Na domiar złego, w pierwszej serii przez pewien czas padał deszcz.

Aura nie sprzyjała zwłaszcza Kamilowi Stochowi, dla którego na zawody przyjechała znaczna część fanów. Co zaskakujące, jęk zawodu po jego skoku przerwał... huk petard wystrzelonych nieopodal skoczni. Głos rozczarowania słychać było później jeszcze raz - gdy okazało się, że prowadzący po pierwszej serii Stefan Hula zakończył zawody poza podium. Tuż po jego skoku znaczna część trybun opustoszała, wielu kibiców nie poczekało do dekoracji, w której honorowano najlepszą trójkę sobotnich zawodów - Anze Semenicia, Andreasa Wellingera i Petera Prevca.

W niedzielny wieczór, po entuzjazmie z poprzedniego dnia pozostało wspomnienie. Choć zamartwianie się na zapas nie jest wskazane, wszak konkurs rozgrywano w niezwykle loteryjnych warunkach.

Kamil Czarzasty z Zakopanego

Źródło artykułu: