Pułapki Kuusamo. Najbardziej nieprzyjazna skocznia w kalendarzu

Newspix / FOT.EXPA/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: upadek Andreasa Wellingera w Kuusamo
Newspix / FOT.EXPA/NEWSPIX.PL / Na zdjęciu: upadek Andreasa Wellingera w Kuusamo

Szybko zapadający zmrok, a przede wszystkim przenikliwe zimno i kręcący wiatr. Rzadko kiedy konkursy w Kuusamo były sprawiedliwe. Faworyci padali jak muchy, w tym Kamil Stoch i Adam Małysz, a upadki gwiazd mroziły krew w żyłach.

W tym artykule dowiesz się o:

- Robert Mateja powiedział któregoś razu, że tam chyba ktoś się powiesił pod rozbiegiem i teraz straszy. Bo fatalne warunki, upadki i kontuzje w połączeniu z szybko zapadającym zmrokiem składały się na strasznie ponurą atmosferę - napisał kiedyś Adam Małysz na Facebooku. Trudno o lepsze podsumowanie zawodów na Rukatunturi. Najbardziej nieprzewidywalnych w całym kalendarzu.

Zmarznięci w akcji

Kuusamo leży 60 km od koła podbiegunowego, stąd rzecz jasna ekstremalnie krótki dzień i notoryczne egipskie ciemności, zwłaszcza w porze konkursów Pucharu Świata. Średnia temperatura w grudniu około -10 stopni Celsjusza, dochodząca nieraz do -30. Skoczkowie coś o tym wiedzą, odczucia potęguje jeszcze szalejący wiatr. - Na szczycie dmuchało z prędkością dziesięciu metrów na sekundę. W takich warunkach po chwili jest się przemarzniętym do szpiku kości - grzmiał Anders Fannemel.

Co gorsze, przenikliwy chłód wpływał na wyniki. Wiatr zazwyczaj przedłużał oczekiwanie na oddanie próby, w skrajnie niskich temperaturach skoczkowie nie czuli nóg. Przez długi czas infrastruktura na obiekcie była przestarzała, nie istniało nawet pomieszczenie z ogrzewaniem. Tak rażących niedociągnięć nie zdzierżył Walter Hofer. Szef Pucharu Świata w 2013 roku walnął pięścią w stół i poważnie zagroził, że wyrzuci Kuusamo z kalendarza.

Aż dziwne, że Austriak wytrzymał taki szmat czasu. Przez wiele lat rywalizacja bardziej przypominała farsę.

Pucharowy koszmarek

Prawie rokrocznie to samo: czerwone wskaźniki na ekranie, przerwy urozmaicane pojedynczymi skokami, odwoływane i wznawiane serie, przypadkowi zwycięzcy, garstki na trybunach. No bo komu chciałoby się tkwić na mrozie, szczególnie w dobie kryzysu fińskich skoków? Tubylcom nieszczególnie. Potwornie długie konkursy ciągnięte na siłę były antyreklamą skoków.

Pogoda nie tylko wypaczała rezultaty, ale także zagrażała bezpieczeństwu zawodników. Makabryczny upadek jeszcze niepełnoletniego Thomasa Morgensterna powtarzały serwisy w całej Europie. Po latach w bliźniaczo podobny sposób o zeskok grzmotnął Andreas Wellinger. Bliskie spotkanie ze zmrożonym śniegiem mieli Andreas Kofler i Anze Lanisek. Niekoniecznie zawinili, wpadli w dziurę powietrzną, dostali podmuch i spadali bezwiednie jak marionetka.

Z mniejsze lub większymi problemami borykali się nawet ci doświadczeni. W 2003 roku Sven Hannawald, będący w głębokim kryzysie, zostawił ślad na... 58. metrze. Aura szczególnie zakpiła z najlepszych w 2006 roku. Czołową "piętnastkę" puszczano w anormalnych warunkach, tylko dwóch zawodników trafiło na względną ciszę i zajęło punktowane miejsce. Ofiarą pogromu został też Adam Małysz (34. miejsce). Za Polakiem cała śmietanka towarzyska, nawet w pięćdziesiątce nie zmieścili się ówcześni dominatorzy, Jakub Janda i Janne Ahonen. Szczęśliwy los na loterii wyciągnął Arttu Lappi. Nic nie umniejszając Finowi, w normalnych okolicznościach mógłby pomarzyć o sukcesie.

Polacy akurat niezbyt chętnie stawiali się w krainie, gdzie przez ponad 200 dni w roku leży pokrywa śnieżna. Mają szczególne powody, by nie przepadać za wypadami do Laponii. Kamil Stoch ani razu nie stanął na podium, a takie skocznie można policzyć na palcach jednej ręki. Po drodze przydarzył się brak kwalifikacji do konkursu, upadek przy lądowaniu i odległe pozycje. Od 2003 roku i drugiego miejsca Adama Małysza Biało-Czerwoni nie dostali się do trójki, także w drużynie. Najbliżej był Maciej Kot, piąty przed dwoma laty.

Idzie ku lepszemu

Finowie w końcu dostali nauczkę. Trzydniowy huragan w 2015 roku, który zupełnie sparaliżował zawody, był ostatnim ostrzeżeniem dla Finów, inaczej Kuusamo zostałoby skreślone. Organizatorzy poszli po rozum do głowy, zabezpieczyli zeskok przed wiatrem, dokonali modernizacji i Hofer spojrzał przychylnym okiem na obiekt. Efekt - jak na tamtejsze standardy - piorunujący. Przez dwa lata podmuchy zelżały, konkursy stały się płynne, a pogoda względnie równa dla wszystkich.

Niestety, prognozy na najbliższy weekend nie są optymistyczne. Prędkość wiatru ma dochodzić do siedmiu metrów na sekundę. Jeśli będzie dmuchało od strony siatek zabezpieczających, zmagania nie będą zagrożone. Kłopoty pojawią się przy innym kierunku - wtedy mogą wrócić dawne demony.

ZOBACZ WIDEO Niemiec pod wrażeniem Polaków. "Kolejny raz będziemy musieli ich gonić"

Komentarze (0)