Polscy skoczkowie odstają od czołówki. "Sztab nad tym pracuje"

Polscy skoczkowie znakomicie rozpoczęli nowy sezon Pucharu Świata, jednak jest jeden element, który może niepokoić kibiców. Biało-Czerwoni, w tym Kamil Stoch, mocno odstają od rywali w prędkościach uzyskiwanych na progu skoczni.

Tomasz Skrzypczyński
Tomasz Skrzypczyński
Kamil Stoch Newspix / MICHAL STANCZYK / CYFRASPORT / Na zdjęciu: Kamil Stoch
W pierwszej serii niedzielnego konkursu Kamil Stoch był dopiero 26., w drugiej 25. Na szczęście nie były to miejsca, jakie najlepszy polski skoczek zajmował w klasyfikacji punktowej podczas zawodów w Kuusamo. Stoch stanął przecież na najniższym stopniu podium.

Jednak pod względem szybkości na progu lider naszej kadry prezentował się daleko za najlepszymi i zajmował pozycje pod koniec czołowej "30". Stoch osiągał prędkości wolniejsze nie tylko od wyższych i cięższych skoczków norweskich, ale także od m.in. Domena Prevca czy Jakuba Wolnego.

Co ciekawe, wspomniany Wolny i Piotr Żyła również znaleźli się w klasyfikacji prędkości w trzeciej "10" niedzielnego konkursu. Podobnie było też w sobotę, dobrze nie wyglądało to również w Wiśle, w trakcie zawodów otwierających sezon. Sytuacja może więc niepokoić.

A przecież ten sezon miał być tym, w którym nasi skoczkowie mieli wreszcie dorównywać Niemcom czy Norwegom. W tym celu do ekipy Stefana Horngachera dołączył znakomity ekspert od nart, Peter Lange. Efektów jednak nie widać, chociaż Rafał Kot uspokaja kibiców. - Prędkości na progu polskich skoczków nie są imponujące, jednak nie zawsze one odzwierciedlają wynik. Na szybkość zawodników składa się wiele czynników. Najważniejsze, że Stefan i jego współpracownicy zdają sobie sprawę z problemu - mówi nam były fizjoterapeuta reprezentacji Polski, obecnie wiceprezes Tatrzańskiego Związku Narciarskiego.

ZOBACZ WIDEO Andreas Goldberger docenił Piotra Żyłę. "Skacze na wysokim poziomie"

- Czasami słyszę opinie, że przyczyną niższych prędkości naszych skoczków są problemy ze smarowaniem nart, jednak my nie mamy z tym akurat żadnych kłopotów. Sytuacja się zmieniła ponieważ teraz zawodnicy jeżdżą po lodowych torach - zapewnia Kot i dodaje: - Na prędkości składają się takie kwestie, jak struktura nacięcia nart, waga zawodników czy to, jak prowadzą oni narty w torach dojazdowych. Najważniejszą sprawą jest jednak sylwetka skoczka na dojeździe - nie każdy z nich może przyjąć tę najbardziej opływową.

Jego zdaniem praca Horngachera i Petera Lange wkrótce przyniesie efekty. - To znakomity fachowiec. Jestem przekonany, że wszyscy intensywnie nad tym pracują - ocenia. Miejmy jedynie nadzieję, że przy próbach poprawy prędkości nie dojdzie do tego, co kilkanaście lat temu zdarzyło się w przypadku Adama Małysza.

Na początku sezonu 2001/2002 Małysz był w wielkiej formie, jednak przed Turniejem Czterech Skoczni Apoloniusz Tajner postanowił popracować nad zmianą sylwetki najazdowej w celu poprawienia prędkości na progu. I znakomicie funkcjonujący mechanizm się rozregulował, a ku rozpaczy kibiców Polak nie nawiązał nawet walki ze Svenem Hannawaldem w trakcie TCS. - To świetny przykład i dowód na to, że przy pewnych problemach z prędkościami trzeba pracować bardzo delikatnie, nie wolno przeprowadzać żadnych rewolucji i nieprzemyślanych zmian. Zawsze istnieje zagrożenie, że nagle wszystko może się posypać - uważa Kot.

Znając profesjonalizm Horngachera i jego ludzi, oraz mając w pamięci jego wielkie sukcesy w pracy z polską reprezentacją, trzeba po prostu uzbroić się w cierpliwość. Tym bardziej, że mimo niskich prędkości polscy skoczkowie świetnie rozpoczęli sezon, a wspomniani Stoch i Żyła najlepiej w karierze. W klasyfikacji generalnej Pucharu Świata zajmują odpowiednio drugie i trzecie miejsce.

Kibicuj polskim skoczkom w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Kamil Stoch zdobędzie w tym sezonie Kryształową Kulę?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×