Siedem razy z rzędu na podium - tak świetną serią w poprzedniej edycji PŚ w skokach narciarskich popisał się nie kto inny jak Richard Freitag. Niemiec znakomitą dyspozycją imponował na początku sezonu. Szybko założył żółtą koszulkę lidera cyklu i bez problemu utrzymał ją do 66. Turnieju Czterech Skoczni.
Po latach bycia w cieniu innych zawodników 27-latek wreszcie zaczął odgrywać czołową rolę i był najlepszym z podopiecznych Wernera Schustera. Niemcy wierzyli, że to właśnie Freitag zostanie pierwszym od czasów Svena Hannawalda skoczkiem, który wygra Turniej Czterech Skoczni. Obawiali się tylko Kamila Stocha. Ich zdaniem to właśnie Polak jako jedyny mógł przeszkodzić Freitagowi w drodze po Złotego Orła.
I rzeczywiście, ku ich niezadowoleniu i radości kibiców nad Wisłą, Kamil Stoch w fenomenalnym stylu wygrał 66. Turniej Czterech Skoczni. Co więcej powtórzył osiągnięcie Hannawalda i wygrał wszystkie cztery konkursy zawodów. Na półmetku rywalizacji zwycięstwo naszego reprezentanta we wszystkich zmaganiach w turnieju nie było jednak tak pewne.
Wszystko dlatego, że blisko 31-latka z Zębu był właśnie Freitag. Zarówno w Oberstdorfie jak i Garmisch-Partenkirchen 27-latek zajął 2. miejsce, przegrywając tylko z Kamilem Stochem. W Innsbrucku Niemiec chciał zaatakować. Wiedział, że jeśli chce włączyć się do walki o Złotego Orła musi na skoczni Bergisel zmniejszyć stratę do swojego najgroźniejszego przeciwnika.
ZOBACZ WIDEO Andreas Goldberger docenił Piotra Żyłę. "Skacze na wysokim poziomie"
Konkurs w Innsbrucku przebiegał w trudnych warunkach pogodowych. Padał deszcz, zeskok był miękki. Dlatego lądowanie na dalekich odległościach było bardzo trudne. W pierwszej serii Freitag postawił jednak wszystko na jedną kartę. Wiedział, że musi skoczyć bardzo daleko. Dlatego starał się wyciągnąć ze swojej próby ile tylko mógł.
Skoczył aż 130 metrów, ale nie utrzymał równowagi przy lądowaniu. Upadł na zlodowaciały zeskok i mocno się poobijał. Na tyle, że nie wystąpił w drugiej serii. Tym samym stracił jakiejkolwiek szanse na triumf w 66. Turnieju Czterech Skoczni. Z kolei Stoch pewnie wygrał w Innsbrucku i dwa dni później w Bischofshofen postawił kropkę nad "i".
W tych zawodach Freitag nawet nie wystąpił i ostatecznie w klasyfikacji 66. edycji turnieju zajął dopiero 27. miejsce. Upadek w Innsbrucku był jednak dopiero początkiem problemów sportowych Niemca. Co prawda po krótkim odpoczynku 27-latek wywalczył jeszcze indywidualnie brąz na MŚ w lotach w Oberstdorfie, ale w Pucharze Świata nie był już w stanie nawiązać walki ze Stochem, a przede wszystkim skakać tak jak na początku sezonu.
Od Turnieju Czterech Skoczni na podium stanął tylko raz (2. w niemieckim Willingen). Później często zajmował jeszcze miejsca w dziesiątce, ale nie w najlepszej trójce. Prawdziwy kryzys formy dotknął jednak Freitaga na początku sezonu 2018/2019. Teraz Niemiec marzy przynajmniej o takich wynikach jakie uzyskiwał w drugiej części minionej edycji Puchar Świata.
Bieżący cykl podopieczny Wernera Schustera rozpoczął od 22. pozycji w Wiśle. W Kuusamo zajął 21. i 14. miejsce. Przełamanie nie przyszło także w Niżnym Tagile. W sobotnim konkursie w Rosji nasz zachodni sąsiad było dopiero 40. Dzień później upadł w pierwszej serii. Co prawda wystąpił w finale (w skoku zakończonym upadkiem uzyskał aż 130 metrów), ale i tak nie zdobył nawet punktu, będąc sklasyfikowanym na 31. lokacie.
Być może lekarstwem na słabą formę Freitaga, który na razie jest cieniem skoczka z początku sezonu 2017/2018, będą odwołane konkursy PŚ w Titisee-Neustadt. 27-latek zyskał tym samym czas na spokojne treningi, które - kto wie - być może zaprocentują już w Engelbergu albo podczas 67. Turnieju Czterech Skoczni.