2,3 pkt., czyli zaledwie 1,27 m - tyle dzieli dwóch najlepszych zawodników 67. Turnieju Czterech Skoczni. Trzecia odsłona ich rywalizacji odbędzie się w piątek w Innsbrucku. Po kwalifikacjach w znacznie lepszym humorze musi być ich zwycięzca i lider cyklu Ryoyu Kobayashi. Problemy miał za to jego najgroźniejszy rywal.
Markus Eisenbichler skoczył tylko 116 m i zajął dalekie, 32. miejsce. Niemieckie media niepokoją się o formę swojego zawodnika. "Rozczarował w kwalifikacjach", "pokazał drobne słabości" - to cytaty portali internetowych.
Wygląda jednak na to, że wicelider klasyfikacji generalnej TCS ze spokojem czeka na piątkowe zawody. W rozmowie z Eurosportem uspokoił kibiców. - Wiem, co zrobiłem źle. 32. miejsce nie jest fajne, ale daje mi to pewność, że także po naprawdę złym skoku potrafię się zakwalifikować do konkursu - mówił 27-latek. - Dojechałem do progu w dziwnej pozycji i wybiłem się skręcony. Powinienem na progu być bardziej agresywny. To są drobnostki - dodał.
Komentator Eurosportu zapytał Eisenbichlera, czy przypadkiem nie była to kwestia mentalna, wszak zawodnik skacze pod dużą presją (Niemcy od 2002 r. czekają na zwycięstwo swojego rodaka w TCS). - Nie, nie chodziło o głowę. Czuję się w pełni sił, wiem dokładnie, co muszę zrobić w konkursie - podkreślił.
Werner Schuster, trener reprezentacji Niemiec, także nie przywiązywał dużej wagi do nieudanego skoku swojego podopiecznego w kwalifikacjach. - Czasami to się zdarza. Markus dobrze radzi sobie na tej skoczni, tylko jeszcze tego nie pokazał - ocenił Schuster.
W konkursie w Innsbrucku rywalem Eisenbichlera w pierwszej serii będzie 19. w kwalifikacjach Austriak Philipp Aschenwald. Zawody rozpoczną się o godz. 14.00.
ZOBACZ WIDEO Co czeka polskich siatkarzy w 2019 roku? "Najważniejsze będą kwalifikacje do igrzysk"