W 2007 roku do Zakopanego znów zjechało wiele tysięcy kibiców. Fani liczyli na bardzo dobry występ Adama Małysza. Forma "Orła z Wisły" była bardzo wysoka i nadzieje polskich fanów na sukces swojego ulubieńca nie były bezpodstawne. Niestety do rywalizacji bardzo mocno włączył się wiatr.
Już pierwsza seria sobotnich zmagań nie należała do najłatwiejszych. Podmuchy były silne i zmieniały swój kierunek. Premierową kolejkę rozegrano do końca. Na półmetku zawodów sensacyjnie prowadził Rok Urbanc. 5. pozycję zajmował Małysz. Do Słoweńca Polak tracił już bardzo dużo, ale miał jeszcze szansę na miejsce na podium.
Ostatecznie czterokrotny mistrz świata nie oddał skoku w finałowej serii. Ta została przerwana i odwołana po fatalnie wyglądającym upadku Jana Mazocha. Na półmetku konkursu Czech stanął przed szansą życiowego osiągnięcia. Niespodziewanie zajmował wysokie 15. miejsce. Gdy odepchnął się od belki startowej marzył o podobnym skoku jak w pierwszej kolejce na 121,5 metra. Niestety chwilę później leżał bezwładnie na zeskoku Wielkiej Krokwi.
Czech spokojnie wyszedł z progu, ale nagle prawej narcie zabrakło powietrza. Przez to Mazoch stracił równowagę i przy dużej prędkości uderzył o zeskok. Uderzenie było bardzo silne. Widać było, że skoczek szybko stracił przytomność. - O jeju. To jest fatalna informacja. Ten upadek jest straszny - mówił na antenie TVP, wyraźnie zaniepokojony, Włodzimierz Szaranowicz.
Przy nieprzytomnym skoczku natychmiast pojawiły się służby medyczne. Trąbki i muzyka na Wielkiej Krokwi ucichły. Kibice bezradnie wpatrywali się na zeskok skoczni, gdzie walkę o zdrowie, a nawet życie zawodnika toczyli lekarze. Czech został przetransportowany do szpitala Uniwersytetu Jagielońskiego w Krakowie. Tam został wprowadzony w stan śpiączki farmakologicznej.
Przez kolejne dni polskie serwisy informacyjne były zdominowane przez wiadomości o stanie zdrowia czeskiego skoczka. Po pięciu dniach lekarze wybudzili Czecha i nasz południowy sąsiad rozpoczął walkę o powrót do pełnej sprawności. Szpital w Krakowie opuścił jedenaście dni po wypadku. Dalszą rehabilitację przechodził już u siebie w Czechach.
Po wypadku, sobotni konkurs w Zakopanem przerwano i za oficjalne wyniki uznano rezultaty z pierwszej serii. Tym samym Mazoch osiągnął swój życiowy wynik (15. miejsce), ale skutki tego rezultatu mogły być dla niego dramatyczne. Po wypadku naszego południowego sąsiada pojawiło się sporo krytycznych uwag pod adresem jury. Wielu twierdziło, że konkurs powinien zostać zakończony po pierwszej serii, ze względu na utrzymujący się zmienny wiatr. Sam Czech nie był jednak aż tak krytyczny. Przyznał, że wiatr był zmienny, ale upadek wynikał również z jego błędu.
Zaledwie pół roku po wypadku wrócił do Polski, żeby podziękować lekarzom z krakowskiego szpitalu za opiekę medyczną zaraz po wypadku. Z jego twarzy nie schodził uśmiech. Jeszcze przed przyjazdem do naszego kraju został ojcem. Snuł plany powrót na skocznię. I rzeczywiście kilka miesięcy później zaczął startować w Pucharze Kontynentalnym.
Dobrych wyników u Jana Mazocha jednak brakowało. Tym samym gdy nie było korzystnych rezultatów, Czech zaczął czuć obawy. Poszukując lepszych wyników na skoczni, mógł zacząć więcej ryzykować, a to zwiększało ryzyko kolejnego tak niebezpiecznego upadku jak ten na Wielkiej Krokwi. Tymczasem został ojcem i nie mógł już tak wiele ryzykować. Dlatego w 2008 roku, mając zaledwie 22 lata, podjął decyzję o zakończeniu sportowej kariery skoczka narciarskiego.
ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar jest jak skoki narciarskie. "Mamy oddać dwa równe skoki"