W 2011 roku Zakopane było gospodarzem aż trzech indywidualnych konkursów Pucharu Świata. Początkowo w planach były tylko zmagania w piątek i sobotę. Ostatecznie w niedzielę odbyły się jednak dodatkowe zawody, za odwołany na początku grudnia konkurs w Harrachovie.
Od początku trzydniowej rywalizacji, w stolicy polskich Tatr dało się wyczuć podniosłą atmosferę. Nikt nie chciał powiedzieć tego głośno, ale dla Adama Małysza miały być to ostatnie w karierze konkursy Pucharu Świata na Wielkiej Krokwi. Co prawda "Orzeł z Wisły" nie powiedział tego wprost, ale po jego zachowaniu można było domyślać się, że pucharowy weekend jest dla niego pożegnaniem z zakopiańską publicznością jako zawodnik.
I rzeczywiście, kilka tygodni później, na mistrzostwach świata w Oslo, Małysz ogłosił, że jest to jego ostatni sezon w karierze. Zanim jednak wywalczył w Norwegii brązowy medal na skoczni normalnej, czterokrotny medalista olimpijski przeżył huśtawkę nastrojów na Wielkiej Krokwi. Małyszowi bardzo zależało, by w swoim ostatnim sezonie wygrać przynajmniej raz w Zakopanem.
Cel podopieczny Hannu Lepistoe zrealizował już w piątkowym konkursie. Po fantastycznym skoku w pierwszej serii na 138,5 metra Małysz prowadził w zawodach. W drugiej serii nie skoczył już tak daleko, ale 128,5 metra wystarczyło do zwycięstwa przed własną publicznością, które było jego 39. pucharową wiktorią.
ZOBACZ WIDEO Rajd Dakar. Nietypowy zakład uczestników. Na szali fryzura i długi pocałunek
Weekend pod Tatrami zaczął się zatem wspaniale, ale później dla Adama Małysza nie było już tak idealnie. W sobotę "Orzeł z Wisły" został sklasyfikowany na 6. pozycji. Dramat przeżył jednak w niedzielę. Od początku tego konkursu, na Wielkiej Krokwi panowały trudne warunki. Gęsto sypiący śnieg nie ułatwiał zawodnikom lądowania. Niestety przekonał się o tym sam Adam Małysz.
W pierwszej serii, Polak zakończył swój skok w okolicy 120. metra. Zaraz po wylądowaniu dość mocno odjechała mu lewa narta. Mimo dużego doświadczenia, Małysz nie był w stanie jej opanować i z dużym impetem uderzył ciałem o zeskok. W jednej chwili Wielka Krokiew zamarła. Muzyka i trąbki ucichły. Kibice z niepokojem patrzyli na zeskok, na to co dzieje się z ich ukochanym skoczkiem, który przez tyle lat zapewnił im tak wiele radosnych chwil.
Sam Małysz zaraz po upadku, mając całą twarz pokrytą śniegiem, próbował podnieść się. Poczuł jednak ból w kolanie i z powrotem położył się na zeskok. Został z niego zwieziony na noszach. Lekarze zdecydowali, że Polak pojedzie do szpitala, by przejść szczegółowe badania kolana. Gdy "Orzeł z Wisły" je przechodził (ostatecznie nie stało się nic poważnego i szybko wrócił do rywalizacji w PŚ), na Wielkiej Krowi przed życiową szansą stanął Kamil Stoch.
Podczas weekendu w Zakopanem podopieczny Łukasza Kruczka rósł z konkursu na konkurs. Zaczął od 17. miejsca w piątek. Dzień później był już siódmy, a w niedzielę... miał realną szansę na pierwsze pucharowe zwycięstwo w karierze. Skoczek z Zębu, w momencie gdy upadł Małysz, prowadził w pierwszej serii. Ostatecznie utrzymał je do końca tej kolejki. Tym samym w finale skakał jako ostatni.
Warunki nadal nie były łatwe. Ciągle gęsto sypał śnieg. Wiatr był w plecy. Do tego tysiące kibiców na trybunach, którzy wierzyli, że gorycz upadu mistrza osłodzi im niespodziewanym zwycięstwem Kamil Stoch. Trudniejszych warunków do wygrania premierowego konkursu w karierze trudno sobie wyobrazić. Już wtedy Stoch pokazał jednak, że jest bardzo mocny psychicznie. Znakomicie wytrzymał presję.
- Brawo. Wygrał! Fantastyczna sprawa proszę państwa, jakby prezent dla kolegi z reprezentacji. Brawo Kamil! Pamiętam tego 12-latka, który przed konkursem Pucharu Świata skoczył na Wielkiej Krokwi 132 metry - krzyczał do mikrofonu podczas transmisji telewizyjnej Włodzimierz Szaranowicz, gdy Stoch uzyskał 128 metrów i zapewnił sobie pierwsze zwycięstwo w PŚ.
To był symboliczny moment. Polscy kibice zobaczyli, że po Małyszu nie musi być pustka, że jest skoczek który może osiągać kolejne sukcesy w tej dyscyplinie. Niewielu wierzyło jednak, zaraz po jego pierwszym triumfie, że skoczek z Zębu zostanie jednym z najwybitniejszych zawodników w historii dyscypliny. Osiem lat po pierwszym wielkim sukcesie Stocha w PŚ, od wymieniania osiągnięć 31-latka mogłoby zakręcić się w głowie.
Tylko w samym Zakopanem trzykrotny mistrz olimpijski wygrywał już czterokrotnie i w niedzielę 20 stycznia z pewnością powalczy o 5 triumf. Dzień wcześniej Stoch wraz z kolegami będzie walczył w konkursie drużynowym na Wielkiej Krokwi, którego Polacy będą faworytami.