Złotego medalu Wojciecha Fortuny w Sapporo mogło nie być. "Towarzysz powiedział mi, że nie jadę na igrzyska"

Niewiele brakowało, a 47 lat temu Wojciech Fortuna w ogóle nie poleciałby na igrzyska w Sapporo. Mistrz olimpijski zdradził, dlaczego towarzysze nie chcieli go puścić. Opowiedział też m.in., jak został oszukany na nagrodach za sukcesy w Japonii.

Szymon Łożyński
Szymon Łożyński
Wojciech Fortuna Newspix / PIOTR KUCZA/FOTOPYK / Na zdjęciu: Wojciech Fortuna
Od piątku do niedzieli w Sapporo o kolejne punkty Pucharu Świata walczyć będą polscy skoczkowie na czele z Kamilem Stochem i Dawidem Kubackim. Skocznia olimpijska w tej miejscowości od wielu lat jest szczęśliwa dla Biało-Czerwonych. Pierwszy, wielki sukces na niej osiągnął Wojciech Fortuna, który zdobył złoty medal igrzysk w 1972 roku. Po 47 latach sam mistrz olimpijski opowiada o kulisach wylotu do Japonii i swojego sukcesu. 

Szymon Łożyński, WP SportoweFakty: 47 lat temu właśnie w Sapporo wywalczył pan mistrzostwo olimpijskie w skokach. Niewiele jednak zabrakło, a nie poleciałby pan do Japonii.

Wojciech Fortuna: Tak. Nie byłem pewny, że w ogóle polecę. Co prawda wygrałem aż cztery turnieje kwalifikacyjne do igrzysk, ale jeden z towarzyszy powiedział mi wprost, że na igrzyska nie pojadę, bo jestem młody, brak mi doświadczenia i po prostu pogubię się w Japonii.

ZOBACZ WIDEO Trzeci weekend PŚ w skokach w Polsce? Hofer ocenił szanse

Kto interweniował w sprawie pana wyjazdu?

Dziennikarze szybko zaczęli drążyć temat, zrobiło się o tym głośno. Interweniowali w mojej sprawie minister sportu śp. Włodzimierz Reczek i trener Fortecki, który zapytał wprost, że z kim ma jechać na igrzyska, skoro przygotował do nich właśnie Fortunę? Zapewnił, iż jestem w wysokiej formie i pozwolono mi na start w Japonii. Otrzymałem stroje olimpijskie, paszport i polecieliśmy do Sapporo.

W Japonii od pierwszego skoku czuł się pan mocny?

Od pierwszej próby na skoczni średniej, teraz nazywanej obiektem normalnym, skakałem dobrze. Na treningach nie wypadałem z czołowej piątki. Czułem, że mogę zdobyć medal. Nie chciałem jednak jako nastolatek mówić starszym kolegom, iż stać mnie na miejsce w czołowej trójce. Mogliby mnie po prostu wyśmiać. Tadek Pawlusiak czy Adam Krzysztofiak byli wtedy lepszymi, bardziej doświadczonymi skoczkami ode mnie.

Na średniej skoczni zajął pan szóstą pozycję. Sukces czy porażka?

Po zajęciu tego miejsca czułem się trochę skrzywdzony. Sędziowie dali mi za słabe noty. Po prostu nie znali mojego nazwiska. Tymczasem pod względem odległości byłem bardzo blisko podium. Trener był jednak z szóstej pozycji zadowolony. Zdobyłem jeden punkt dla polskiej reprezentacji.

Za taki wynik była przewidziana nagroda?

Głośno mówiło się o tym, że za taką pozycję jest 150 dolarów. Postanowiłem zatem odebrać nagrodę osobiście. Wszedłem do biura. Zaklejona koperta już czekała. Musiałem tylko złożyć swój podpis. Chwilę później pan, który wydawał kopertę, pogratulował mi i od razu wyprowadził mnie za drzwi. Zorientowałem się, że coś tu jest nie tak. Dlatego od razu otworzyłem kopertę, a tam zamiast 150 było tylko 50 dolarów.

Co pan wtedy zrobił?

Zapukałem z powrotem do drzwi. "O co chodzi? Co jeszcze chciałeś" zapytał. Powiedziałem, że doszło do pomyłki, bo w kopercie jest tylko 50 dolarów. Tymczasem odpowiedział mi tak: "Nie wiecie, gdzie jesteśmy? Jesteśmy przecież na innym kontynencie. Nam są potrzebne pieniądze, a wy przecież wcale skakać nie musicie". Podciął mi trochę skrzydła takimi słowami, ale nie przestraszyłem się. Wiedziałem, że jestem w dobrej formie i udowodnię to na większej skoczni.

Próbował pan jeszcze interweniować, żeby otrzymać całą obiecaną nagrodę?

Poszedłem do trenera Janusza Forteckiego, z którym nie raz wspominamy sobie tę sytuację. Nawiasem mówiąc dziennikarze trochę zapomnieli o dawnych szkoleniowcach. Tymczasem trzeba o nich pamiętać, bo to historia sportu. Wróćmy jednak do tematu. Powiedziałem trenerowi o całej sytuacji. Wtedy był razem z nim inny szkoleniowiec Tadeusz Kaczmarczyk, który powiedział mojemu trenerowi: "Janusz ten skur... wziął sobie 100 dolarów, a naszemu Wojtkowi zostawił tylko 50". Nic więcej tak naprawdę nie mogliśmy jednak zrobić.

Na co wykorzystał pan te 50 dolarów?

Za całość kupiłem sobie nowe rękawiczki, takie białe japońskie, żeby ładnie wyglądać na dużej skoczni. Od razu dodam, że za złoty medal na Okurayamie nagrodą było 300 dolarów. To już były spore pieniądze, wartości parceli (działka pod zabudowę - przyp. red.) w Zakopanem. Marzyłem wtedy o wybudowaniu domu.

Na kolejnej stronie przeczytasz, czy po zdobyciu złota na Okurayamie Wojciech Fortuna otrzymał całą nagrodę, jak był witany w Polsce po sukcesie w Japonii i co sądzi o ludziach, którzy twierdzą, iż złoto wywalczył przypadkiem. 

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×