- Nie uważam, żeby ktoś nas oszukał. Osoby, które sprawdzają kombinezony, są uczciwe. Najlepiej widać to na przykładzie Markusa Eisenbichlera, który był w czołówce kwalifikacji w Predazzo, a mimo to został zdyskwalifikowany - zwrócił uwagę Alexander Stoeckl, cytowany przez norweski "Aftenposten".
Szkoleniowiec norweskiej kadry przyznaje wprost, że jego skoczkowie zakładają kombinezony, które są na limicie z przepisami. Robią tak dlatego, iż w innym przypadku nie byliby w stanie nawiązać wyrównanej walki z rywalami. - Jesteśmy ciągle na granicy - ujawnił austriacki trener w "Verdens Gang".
Problemy z dyskwalifikacjami Norwegów w sezonie 2018/2019 zaczęły się już na inaugurację Pucharu Świata w Wiśle. Wówczas w pierwszej serii konkursu drużynowego za nieprzepisowy kombinezon został zdyskwalifikowany Robert Johansson. Później, w 3. konkursie 67. TCS w Innsbrucku, kontroli sprzętowej nie przebrnęli Robin Pedersen i Halvor Egner Granerud. Z kolei w Zakopanem do finałowego skoku, także za sprawą nieprzepisowego kombinezonu, nie został dopuszczony Johann Andre Forfang.
Ostatni z wymienionych, mimo dyskwalifikacji, twierdzi, iż Norwegowie nie zrezygnują ze swojej taktyki i nadal będą zakładali kombinezony na limicie przepisów. - Ludzie muszą zrozumieć, że jest to częścią gry. Nie zrezygnujemy z tego, ponieważ rywale też to robią. Czasami jeden centymetr różnicy w kombinezonie, może spowodować, że skoczy się dalej o cztery metry - przeanalizował Forfang.
Przypomnijmy, że zgodnie z przepisami FIS kombinezon skoczka podczas pomiaru może maksymalnie odstawać o trzy cm od powierzchni ciała. Jeśli nie zostanie spełniony ten przepis (podczas kontroli na górze albo na dole skoczni), to zawodnik zostaje zdyskwalifikowany.
ZOBACZ WIDEO: Stefan Horngacher kolejnym trenerem niemieckich skoczków? Sven Hannawald zabrał głos