Po zapoznaniu się z prognozami pogody na trzydniową rywalizację w Willingen, od razu można było mieć sporo obaw o skoki na Mühlenkopfschanze. Meteorolodzy prognozowali słoneczną aurę i wysokie temperatury. Tymczasem skocznia w Willingen, w co trudno uwierzyć, nie ma torów lodowych! Przy wysokich temperaturach i słońcu, które w drugiej połowie lutego jest już dość mocne, problemy były gwarantowane.
Nie trzeba było na nie długo czekać. Jeszcze przed pierwszym piątkowym treningiem, organizatorzy rozpaczliwie walczyli o uratowanie torów najazdowych. Te nie były w dobrym stanie. Nie mogło być jednak inaczej, skoro słońce mocno operowało, a tory nie mają systemu ich sztucznego mrożenia.
Czytaj także: Alexander Stoeckl wskazał największy atut Kamila Stocha
Organizatorzy dwukrotnie przekładali początek pierwszego treningu, żeby lepiej przygotować tory. Później wzięli do rąk miotły i co widać na zdjęciach dziennikarzy portalu skijumping.pl, starali się przygotować zeskok. Udało im się. O 14:15 rozpoczął się trening. Do sytuacji ratowania torów w ogóle nie powinno jednak dojść.
Organizatorzy w #Willingen serwują nam dziś powrót do przeszłości. Trwa walka o uratowanie torów najazdowych #skijumpingfamily pic.twitter.com/1AG0alxH2H
— Skijumping.pl (@Skijumpingpl) 15 lutego 2019
FIS gdzie się da wymaga torów lodowych na skoczniach. Jeśli nie ma się takich torów, to szanse na otrzymanie organizacji konkursów Pucharu Świata są praktycznie zerowe. Tymczasem światowa federacja nie potrafi wyegzekwować od Niemców, by na tak widowiskowej skoczni jak Muhlenkopfschanze pojawiły się takie tory. Na tym obiekcie zawodnicy często latają powyżej 140. metra i byłaby wielka szkoda gdyby przez pogodę nie odbyły się na niej zawody.
Zimy w Europie są coraz mniej mroźne. Dlatego nawet kilkanaście stopni Celsjusza w połowie lutego nie może nikogo dziwić. W związku z tym skocznie muszą mieć tory lodowe i FIS musi tego wymagać od organizatorów. A jeśli Niemcy nie chcą się dostosować, to po prostu należy im zabrać organizację zawodów Pucharu Świata. Być może wtedy przestraszyliby się i zamontowali niezbędne tory lodowe.
Czytaj także: w Oberstdorfie dobry start Pawła Wąska i Andrzeja Stękały
Warto także podkreślić, że już po raz drugi w bieżącym sezonie nasi zachodni sąsiedzi zaliczyli dużą wpadkę organizacyjną. Teraz problemem jest brak torów lodowych, a na początku grudnia Niemcy zbyt późno zabrali się do przygotowania skoczni w Titisee-Neustadt. Gdy nagle przyszedł deszcz i dodatnie temperatury, nie potrafili przygotować obiektu i odwołali zawody jeszcze na kilka dni przed ich planowanym rozegraniem.
ZOBACZ WIDEO: Trzeci weekend PŚ w skokach w Polsce? Hofer ocenił szanse