Skoki narciarskie. Trzy lata wystarczą. Organizatorzy inauguracji PŚ w Wiśle mają dość i chcą innego terminu

Newspix / Rafał Rusek / PressFocus / Na zdjęciu: Andrzej Wąsowicz
Newspix / Rafał Rusek / PressFocus / Na zdjęciu: Andrzej Wąsowicz

Trzeci raz z rzędu Wisła zorganizowała inaugurację Pucharu Świata w skokach narciarskich, znów mimo niekorzystnych warunków. Organizatorzy mają jednak dość takiej sytuacji i chcą, żeby zawody u nich odbywały się w styczniu. Czy jest to realne?

- Uważam, że organizowanie trzech z rzędu inauguracji to bardzo dużo. Udowodniliśmy, że potrafimy i zasłużyliśmy, żeby być w kalendarzu Pucharu Świata w innym terminie, niekoniecznie na samym początku sezonu - skomentował dla WP SportoweFakty Andrzej Wąsowicz.

- Naszych przedstawicieli w komisji kalendarzowej, między innymi Adama Małysza, będę starał się przekonywać, żebyśmy spróbowali powalczyć o styczniowy termin, przed albo tydzień po zawodach w Zakopanem - dodał dyrektor Pucharu Świata w Wiśle.

Czytaj także: skoczkowie sporo zarobili w Wiśle. Kamil Stoch na podium klasyfikacji finansowej
 
Na razie, we wstępnym kalendarzu Pucharu Świata na sezon 2020/2021, dla Wisły nadal przeznaczona jest inauguracja cyklu. To jednak tylko szkic i można jeszcze wprowadzić zmiany do kalendarza. Przekonać FIS, żeby w styczniu, a nie w listopadzie odbyły się konkursy w Wiśle, będzie jednak bardzo trudno. Mówił o tym samym Adam Małysz dla WP SportoweFakty.

ZOBACZ WIDEO: Skoki narciarskie. Inauguracja w Wiśle nie ma sensu? Wymowne słowa Macieja Kota

- Jest tyle kandydatur, że początek sezonu to jedyny termin, na który możemy sobie pozwolić. Prawie nigdzie w Europie nie ma śniegu. Kiedy negocjowaliśmy organizację konkursów w Wiśle, mówiliśmy o możliwości zorganizowania tutaj prologu. To spodobało się FIS i poszli tym tropem. To jedyna data, kiedy możemy być pewni, że Puchar Świata w Wiśle będzie organizowany. Inny termin graniczy z cudem - podkreślił dyrektor sportowy Polskiego Związku Narciarskiego.

Frustracja organizatorów inauguracji Pucharu Świata w Wiśle jest jednak zrozumiała. Od trzech lat listopad w Polsce jest bardzo ciepły, a zamiast śniegu pada deszcz i często wieje mocny wiatr. Tym samym przygotowania skoczni trwają kilka tygodni, pochłania to dużo pieniędzy (oficjalne dane nie są ujawnione), a i tak niemal do samego początku pucharowego weekendu organizatorzy drżą, czy skocznia będzie nadawała się do skakania.

Co prawda wszystkie konkursy udaje się przeprowadzić, ale nie brakuje negatywnych głosów na temat stanu zeskoku. Tak naprawdę organizatorzy robią jednak nie 100, a 200 procent normy. Na warunki jakie mają, trudno o lepsze przygotowanie skoczni. Dlatego zdecydowanie zasłużyli na termin zawodów styczniowy.

- Koszt takiej organizacji mógłby być nawet o 1/3 niższy niż w listopadzie. Wtedy można byłoby użyć zwykłych armatek śnieżnych (ze względu na niskie temperatury - przyp. red) albo nawet liczyć na naturalny śnieg. Na pewno zużylibyśmy mniej energii, wody i nie byłoby potrzebne aż tyle pracy - wyliczył Andrzej Wąsowicz.

Czytaj także: efekty pracy Doleżala już widać. Kamil Stoch jeździ zdecydowanie szybciej

Na razie dyrektor Pucharu Świata w Wiśle czeka jednak na raport od FIS-u, dotyczący organizacji tegorocznej inauguracji cyklu. - W takich rozmowach luźnych usłyszeliśmy już, że dobrze sobie poradziliśmy, jak na warunki jakie mieliśmy - powiedział Andrzej Wąsowicz, który zapewnił również, że na upadek Piotra Żyły (w niedzielnym konkursie w pierwszej serii, nic poważnego mu się nie stało - przyp. red.) nie miał wpływu zeskok skoczni im. Adama Małysza.

Źródło artykułu: