Nie Ryoyu Kobayashi, lider Pucharu Świata, był zwycięzcą pierwszej części sezonu. Zdecydowanie wygrał wiatr. Każdym z dotychczasowych konkursów rządziła pogoda. Mimo że byliśmy świadkami pięciu indywidualnych rywalizacji, to trudno było o wiarygodne analizy.
Dlatego też Piotr Fijas, były rekordzista w długości skoku i brązowy medalista mistrzostw świata w lotach, jasno prognozował, że dopiero w Szwajcarii poznamy prawdziwą dyspozycję Polaków. Nie pomylił się. Stoch skakał pewnie i w nienagannym stylu. Odzyskał stabilizację. A to pierwszy krok do dalszych triumfów. Drugim, trudniejszym, jest tej stabilizacji utrzymanie.
Stefan Kraft nowym liderem Pucharu Świata. Awans Kamila Stocha >>
Po zawodach w Engelbergu nasuwa się jeszcze jeden wniosek. W pierwszej serii Polak miał dużą przewagę nad rywalami m.in. dzięki uzyskaniu dobrej prędkości najazdowej - 92,4. Element, który od zawsze jest bolączką Polaka, dał mu przewagę już na starcie. Potem, po właściwym wyjściu z progu, można było z całą pewnością spodziewać się dalekiego skoku.
ZOBACZ WIDEO Skoki narciarskie. Apoloniusz Tajner chce nowego skoczka w rodzinie. "Za pięć lat zaczniemy próby"
W drugiej serii natomiast prędkość już nie była tak zadowalająca. Stoch uzyskał o pół km/h mniej, co było jednym z najsłabszych rezultatów. I tak daleko już nie pofrunął.
Polak przed rozpoczęciem sezonu sam przyznał, że przy przyzwoitej prędkości najazdowej, będzie mieć spokój w powietrzu. Dostanie też przestrzeń na popełnienie niewielkich błędów. Kiedy prędkość jest słabsza, reszta skoku musi być idealna. A to niezwykle niekomfortowa sytuacja. Nie tylko przez pryzmat techniki, ale co najważniejsze - spokoju psychicznego.
Kamil Stoch: Robiłem swoje i czerpałem z tego radość >>
Zdecydowanie łatwiej jest pracować nad danym komponentem, kiedy się wygrywa. Sobotni sukces Stocha może więc okazać się zbawienny dla tego sezonu. Czekam na więcej!