Kalendarz Pucharu Świata może wyglądać zupełnie inaczej. "To duży problem"

Materiały prasowe / FIS / Na zdjęciu: Agnieszka Baczkowska
Materiały prasowe / FIS / Na zdjęciu: Agnieszka Baczkowska

Organizatorzy Pucharu Świata w skokach narciarskich mają potężny kłopot. Konieczność kwarantanny zawodników w niektórych krajach i prawo dotyczące pandemii może zupełnie zmienić terminarz zimowego sezonu.

W Wiśle zorganizowano letnie Grand Prix. Pokazano, że da się startować w czasie pandemii, a wiele kłopotów rozwiązują wszechobecne maseczki i płyny dezynfekujące. Ale nie wszystkie. Nadal nie ma pewności, jak będzie wyglądać kalendarz PŚ i jak często będą testowani zawodnicy. Niektóre rozwiązania brzmią wręcz absurdalnie, ale często nie ma innych sposobów, aby poradzić sobie z organizacją kolejnych konkursów.

Oczywistymi są natomiast gigantyczne problemy, jakie czekają na FIS. Każdy ze skoczków musi mieć przecież sprawiedliwe warunki do tego, aby walczyć o Kryształową Kulę. Agnieszka Baczkowska, delegatka Międzynarodowej Federacji Narciarskiej przedstawia kilka możliwych decyzji, jakie mogą zapaść przed sezonem.

Dawid Góra, WP SportoweFakty: Letnie Grand Prix w Wiśle można nazwać poligonem doświadczalnym?

Agnieszka Baczkowska, delegatka FIS-u: Doświadczenia, które zebraliśmy w Wiśle i te, które zebrały panie we Frensztacie, są dla FIS-u bardzo istotne. To jedyna okazja, aby sprawdzić procedury związane z zasadami bezpieczeństwa.

ZOBACZ WIDEO: Liga Mistrzów. Jacek Gmoch pod wrażeniem Roberta Lewandowskiego. "Przeszedł do historii"

Jakie są wnioski po zawodach?

Da się skakać w takich warunkach. Procedury związane z higieną i bezpieczeństwem można przeprowadzić tak, aby wszyscy czuli się bezpiecznie.

Kibice również?

W tym przypadku sprawa wygląda nieco inaczej. Zawodnikom, oficjelom czy dziennikarzom możemy narzucić pewne zachowania i np. wprowadzić obowiązkowe maseczki. A jeśli chodzi o kibiców, w różnych krajach są odmienne reguły. Możemy prosić i apelować, ale egzekwowanie noszenia maseczek nie jest łatwe.

Jest pani zadowolona z zachowania kibiców i ekip biorących udział w polskich konkursach?

Zachowanie osób zaangażowanych w organizację zawodów jest wręcz wzorcowe. Z kibicami natomiast różnie bywa. Słyszeliśmy z głośników prośby o założenie maseczek, ale aby egzekwować ten nakaz, ktoś musiałby chodzić między kibicami non stop i przypominać im o obowiązku. Jest lato, wysoka temperatura, wakacyjne rozprężenie. Dlatego tak ważne jest zachowanie dystansu między zawodnikami a kibicami. W Wiśle publiczność zawsze była blisko skoczków. W tym roku niestety nie można było na to pozwolić. Od strony miasta fanów nie było w ogóle, a to przecież spory sektor. Schody, którymi skoczkowie schodzą po oddaniu skoku, były odgrodzone pleksi. Obawiam się, że przez jakiś czas tak będzie wyglądać rzeczywistość.

W zimie napotkają państwo na nowe problemy, bo przyjedzie więcej zawodników, dziennikarzy, oficjeli, drużyn, sztabów itd.

To prawda i będzie to wymagać jeszcze większej samodyscypliny i poszanowania zasad. Problem jest taki, że w każdym kraju są inne obostrzenia. W niektórych państwach w maseczkach chodzi się wszędzie, a w innych nie chodzi się nigdzie. Zachowanie ekip w stosunku do siebie nawzajem to kwestia szacunku. Jeżeli chcemy skakać i przeprowadzić PŚ, a bez tego dyscyplina przecież nie przetrwa, musimy zrobić wszystko, aby umożliwić rywalizację. Jeśli kosztem tego będzie noszenie maseczek, to ja nie mam z tym problemu. Pan zapewne też nie.

To jest dla nas "być albo nie być". Jeśli chodzi o ekipy, organizatorów czy media, nie widziałam żadnych uwag czy pretensji. Teoretycznie na zewnątrz nie trzeba nosić maseczek, ale zgodnie z wewnętrznym regulaminem imprezy, zaleceniami sanepidu i FIS-u, wprowadziliśmy taki nakaz również pod skocznią. Staramy się wprowadzać standardy, dzięki którym wszyscy będą czuć się bezpiecznie. Także w krajach, gdzie przepisy nie są tak restrykcyjne.

Największym problemem, który wystąpi w zimie będą kwarantanny konieczne do odbycia po przyjeździe do niektórych krajów albo po powrocie z nich. Amerykanie i Rosjanie bez kwarantanny nie mogą jeździć praktycznie nigdzie.

Amerykanie przyjechali do Wisły, bo wcześniej przez dwa tygodnie przebywali na kwarantannie w Europie. Teraz mogą podróżować po Unii.

Mniej więcej na takich zasadach będą funkcjonować skoczkowie zimą?

Możliwe.

To też nie rozwiązuje wszystkich problemów. Polacy mogą startować w jednym kraju, gdzie nie będzie narzucony na nich obowiązek kwarantanny, a tydzień później będą wyjeżdżać tam, gdzie przepisy są ostrzejsze.

To jest bardzo duży problem. A najgorsze jest to, że sytuacja zmienia się z tygodnia na tydzień.

I jest coraz gorsza.

Obecnie tak, ale głównie chodzi o to, że niewiele można zaplanować z góry. Dwa tygodnie temu byłam w Norwegii i dzień po moim powrocie okazało się, że Norweżki nie będą mogły przyjechać do Frensztatu, bo Czechy trafiły na czerwoną listę. Chłopcy cieszyli się, że pojadą chociaż do Polski, ale już tydzień później nasz kraj też znalazł się na czerwonej liście. To jest dla FIS-u największe wyzwanie, a nie to, czy powinniśmy chodzić na skoczni w maseczkach. Może się okazać, że ekipy, po powrocie do domu, będą musiały odpuszczać kolejne dwa weekendy, bo będą uziemione na kwarantannie. Jeśli zagrożą nam takie sytuacje, trzeba będzie modyfikować kalendarz.

Jaka jest szansa, aby dogadać się z rządami państw?

Trudno mi powiedzieć, ale raczej niewielka. Bardziej idziemy w kierunku organizacji kilku konkursów blisko granicy. Wjeżdżamy na pewien teren, badamy się, siedzimy tydzień lub dwa w jednym hotelu, a zawodnicy jeżdżą jeden weekend na jedną skocznię, a drugi na tę oddaloną np. o 50 kilometrów.

Czyli może się okazać, że kalendarz będzie wyglądać zupełnie inaczej.

Owszem, jest takie prawdopodobieństwo.

Według nowych informacji, FIS zakłada testowanie skoczków, członków sztabów, organizatorów i dziennikarzy co trzy, cztery dni. Wyniki sprzed 96 godzin nie będą respektowane.

Rzeczywiście powstał w FIS-ie protokół, który zakłada regularne i częste testy, aby zminimalizować ryzyko zakażenia większej liczby osób. Być może dzięki temu nie będzie trzeba rezygnować z przeprowadzenia konkursu dlatego, że wiele osób zostanie odesłanych na kwarantannę. Trudno jednak powiedzieć, jak w praktyce to będzie wyglądać.

Jest ryzyko, że PŚ w ogóle się nie odbędzie?

Myślę, że nie. Mogą wystąpić problemy w niektórych miejscach, ale będziemy robić wszystko, co się da, aby przeprowadzić konkursy - choćby w okrojonym zakresie i z dużymi modyfikacjami jeśli chodzi o miejsca i terminy. Bez tego zawodnicy odwieszą narty na kołek, a my zwolnimy się z pracy i wszyscy pójdą do domu.

Będą kolejne zawody w Wiśle. Jest nowy termin Letniego Pucharu Kontynentalnego >>
Gwałtowny wzrost zachorowań w Austrii. "Czujemy respekt przed pandemią" >>

Źródło artykułu: