Skoki narciarskie. FIS rozważa zmianę przepisów. Dla Polaków byłby to problem

WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: Kamil Stoch
WP SportoweFakty / Kacper Kolenda / Na zdjęciu: Kamil Stoch

Działacze FIS mają nowy pomysł na wyrównanie szans. Coraz częściej mówi się o zmianie przepisów, której celem byłoby zmniejszenie dystansu pomiędzy małymi i biednymi reprezentacjami a bogatymi potęgami sportów zimowych.

Problem nierównych szans to powszechnie znane zjawisko w wielu sportach. W biegach narciarskich czy innych zimowych dyscyplinach dominacja Norwegów, Austriaków czy Niemców jest ogromna. Teoretycznie od lat działacze FIS próbują z tym walczyć, ale na razie bezskutecznie.

Jak informuje "Przegląd Sportowy", przed sezonem 2020/2021 pojawił się pomysł, by ograniczyć liczebność sztabów poszczególnych reprezentacji. Obowiązywać ma zasada: tylu trenerów i serwismenów, ilu zawodników w kadrze.

Przykładowo jeżeli Polacy w danym okresie mogą wystawić sześciu skoczków do kwalifikacji, to akredytacje na konkurs może uzyskać maksymalnie dwanaście osób. Łącznie z głównym trenerem.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Piotr Żyła znów tryska humorem. Pokazał kapitalny skok z Ga-Pa!

Grzegorz Sobczyk, asystent trenera reprezentacji Polski Michala Doleżala, przyznaje, że w sztabie Biało-Czerwonych byłoby w tej sytuacji o jedną osobę za dużo.

- My mamy na początek tej zimy limit właśnie sześciu (skoczków - przyp. red.). A jeździ nas ze sztabu siedmiu, więc byłby kłopot: trener, asystent, fizjoterapeuta, dwóch serwismenów, trener techniczny, często Adam Małysz i doktor Aleksander Winiarski. Ktoś by odpadł. Tylko z kogo zrezygnować, jak wszyscy są potrzebni? - pyta Sobczyk w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".

Asystent Doleżala twierdzi, że sama idea FIS nie jest zła. Podkreśla jednak, że będzie to powodować wiele problemów.

- Dość powiedzieć, że zawodników na zawody trzeba jakoś dowieźć, podobnie sprzęt. Ktoś te auta musi prowadzić. Przecież gdyby powinęła się noga i nagle, odpukać, mielibyśmy niższy limit, to zawodnik nie wsiądzie sam do auta po konkursie, żeby wracać tysiąc kilometrów do Polski na zmęczeniu. Na to też trzeba zwrócić uwagę - zaznacza Sobczyk w "PS".

Na razie nie wiadomo, czy przepisy wejdą w życie i obejmą skoki narciarskie. W kuluarach mówi się w pierwszej kolejności o biegach narciarskich i narciarstwie alpejskim, ale być może nowe przepisy dotkną także skoczków.

Nowy sezon Pucharu Świata w skokach narciarskich rozpocznie się w Wiśle na skoczni im. Adama Małysza (HS 134). 21 listopada odbędzie się konkurs drużynowy, zaś 22 listopada indywidualny.

Czytaj także:
Koronawirus. FIS chce testować skoczków. "Światowa federacja powinna pokryć koszty"
Skoki narciarskie w dobie koronawirusa. Zmiany w przepisach przed nowym sezonem

Źródło artykułu: