Przed rozpoczęciem sezonu 2020/21 największym osiągnięciem Andrzeja Stękały była 6. pozycja w konkursie Pucharu Świata w Trondheim w 2016 roku. Nieco ponad 4 lata później zakopiańczyk wrócił do regularnych startów w zawodach najwyższej rangi. Na tym się jednak nie skończyło.
Celem Stękały był ponowny start w konkursie drużynowym. Następstwem ambitnych planów były czyny. 25-letni skoczek podczas grudniowych mistrzostw świata w lotach w Planicy zdobył brązowy medal w rywalizacji drużynowej. Następnie krążek z tego samego kruszcu i w tej samej specjalności zawisł na jego szyi podczas czempionatu w Oberstdorfie. Po drodze zakopiańczyk zapisał na swoim koncie kilka świetnych rezultatów w zmaganiach indywidualnych. 10. miejsce podczas MŚ w lotach, 6. w Turnieju Czterech Skoczni, 16. w klasyfikacji generalnej PŚ czy w końcu podium w Zakopanem to osiągnięcia, o których warto mówić. - Dobre skoki sprawiły, że dopiąłem swego - podsumowuje w rozmowie z WP SportoweFakty.
Michał Grzela, WP SportoweFakty: Jesteś w pełni usatysfakcjonowany zakończonym sezonem?
Andrzej Stękała, reprezentant Polski w skokach narciarskich:
Za mną super zima. Podobnie jak wszyscy, zdaję sobie sprawę z tego, że to był najlepszy okres w mojej dotychczasowej karierze. Po takim sezonie nie mam zamiaru sobie nic zarzucać.
Teraz trzeba puścić wszystko w zapomnienie, skupić się na treningach i zrobić wszystko, żeby kolejny sezon był równie dobry albo i lepszy.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: głośno o 12-latku. Zwróć uwagę na jego technikę
Byłeś zaskoczony tak dobrą dyspozycją na przestrzeni całej zimy?
Przed sezonem w ogóle nie zakładałem, że pojadę na jakiekolwiek mistrzostwa. Wszystko ułożyło się jednak tak, że przywiozłem dwa medale. Jak widać, ciężka praca popłaca i otwiera każde drzwi.
Kiedy zdałeś sobie sprawę z tego, że sezon 2020/21 może być dla ciebie aż tak udany? Czy pewność siebie pojawiła się już podczas inauguracji PŚ w Wiśle?
Zdecydowanie nie. Chciałem po prostu regularnie punktować. W Wiśle myślałem, że nie załapię się nawet do "30". Ostatecznie się udało i w drugiej serii skakałem z lufą pod narty. Doskonale pamiętam, jak bardzo niespokojny był to skok mimo dobrego wyjścia z progu. Do dziś trochę się go wstydzę. Potem było już jednak z górki. Do wszystkiego doszła jeszcze dodatkowa motywacja w postaci walki o start w drużynie na mistrzostwach świata w lotach. Dobre skoki sprawiły, że dopiąłem swego.
Czy po takim sezonie jesteś w stanie wskazać moment, który dał ci najwięcej radości?
Trudno powiedzieć. Najbardziej satysfakcjonuje mnie to, że praktycznie cały czas trzymałem poziom, zwłaszcza od MŚwL aż do PŚ w Zakopanem. To nie były pojedyncze konkursy czy przypadkowe sukcesy. Jeśli chodzi o szczególne chwile, mogę powiedzieć, że po podium na Wielkiej Krokwi byłem z siebie bardzo dumny. Oprócz tego ważny był dla mnie także skok w drugiej serii konkursu drużynowego na mistrzostwach świata w Oberstdorfie. Dałem wtedy z siebie 110 procent i udało nam się wyjść na prowadzenie.
Na których obiektach odnajdywałeś się najlepiej w ostatnich miesiącach?
Najwięcej frajdy dały mi oba konkursy w Zakopanem oraz całe mistrzostwa świata w lotach. Planica okazała się o tyle ważna, że po długiej przerwie wróciłem do składu. Skakałem tam na ogromnym luzie i najzwyczajniej w świecie, mimo stresu, który momentami się pojawiał, bawiłem się skokami.
Po tak świetnych występach zdarza ci się myśleć o tym, co mógłbyś robić lepiej?
Tak. Wiem jednak, jak doświadczony jest nasz sztab szkoleniowy. Mam cały sezon na szlifowanie skoków. Będziemy rozmawiać, analizować treningi. Na wszystko przyjdzie czas.
Doskonaląc swoje skoki, starasz się zwracać uwagę na innych zawodników czy wolisz zamknąć się w swojej prywatnej bańce?
Człowiek uczy się całe życie. Uważam, że trzeba obserwować kolegów, a zarazem konkurentów. Jeśli człowiek jest zapatrzony tylko w siebie, nie jest to dobre. Osobiście wychodzę z założenia, że na wszystko trzeba w życiu wygospodarować miejsce. Dlatego idąc na skocznię, zawsze staram trzymać się dwóch założeń - skupienia i dobrej zabawy. Wysokie miejsca stanowią jedynie wisienkę na torcie.
Życie skoczka to nie tylko rywalizacja. Sporo dzieje się poza skocznią. W twoim przypadku możemy mówić chociażby o bardzo dobrej relacji z Piotrem Żyłą.
Jestem koleżeński i myślę, że z każdym z zawodników mam dobry kontakt. Jeśli chodzi o Piotrka, to każdy wie, że to szalony człowiek, który swoim sposobem bycia wnosi radość do zespołu. To na pewno nas łączy i pozwala nam dobrze się dogadywać. Poza tym staram się od niego czerpać garściami. On też nie miał łatwo i wszystko zawdzięcza ciężkiej pracy.
Lubisz spędzać wolny czas z kolegami ze skoczni?
Akurat przed chwilą skończyłem grać w grę samochodową Assetto Corsa z Kubą Wolnym i Pawłem Wąskiem. Ogólnie lubię tego typu aktywność i nie ograniczam się tylko do jeżdżenia na kierownicy. Gry to naprawdę fajna odskocznia, która pozwala odciąć się chociaż na chwilę od problemów, które niesie ze sobą codzienność. Człowiek może oczyścić głową i z dodatkową dawką pozytywnej energii udać się na kolejny trening.
Pandemia sprawiła, że miniony sezon był trudny pod względem organizacyjnym. Jak w tych czasach oceniasz relację na linii FIS - zawodnicy?
Kiedy przed Turniejem Czterech Skoczni Klemens Murańka otrzymał pozytywny test, nie było walki o to, żebyśmy mogli startować, a przecież nasze wyniki były negatywne. Nie mam jednak o to pretensji. Pandemia to nowa sytuacja, podjęcie jakiekolwiek decyzji z całą pewnością nie było łatwe. Poza tym współpraca między Międzynarodową Federacją Narciarską a zawodnikami jest bardzo dobra. Regularnie odbywają się specjalne spotkania, na których każda kadra ma trzech przedstawicieli - dwóch zawodników i jednego trenera.
Co dzieje się na tego typu mitingach? Kto reprezentuje na nich naszą drużynę?
Nasz skład to Kamil Stoch i Dawid Kubacki. Obaj wiedzą, jakie jest zdanie każdego zawodnika w konkretnej sprawie i na tej podstawie toczą się dyskusje. Dotyczą one między innymi udoskonalania skoków narciarskich. W trakcie spotkań uczestnicy starają się odpowiedzieć na przykład na pytanie, co zrobić, aby dyscyplina była bardziej widowiskowa. Każdy ma coś do powiedzenia. Dlatego uważam, że nasza współpraca z FIS-em ma się naprawdę dobrze.
Trzon naszej kadry - Kamil, Piotr oraz Dawid - to zawodnicy, którym bliżej do końca aniżeli początku kariery. Czy czujesz się gotowy, aby za jakiś czas przejąć po nich pałeczkę lidera?
Gdy Kamil przejmował tę pałeczkę po odejściu Adama, mówił, że żadnym liderem się nie czuje. U mnie jest podobnie. Nawet jeśli skakałbym najlepiej ze wszystkich, to się nie zmieni. Moim zdaniem liderem jest cała grupa, a jeśli chodzi o przyszłość, to oprócz mnie są także Klimek Murańka, Kuba Wolny czy Paweł Wąsek. Mam nadzieję, że nasz poziom pozwoli nam na rywalizację o najwyższe cele. Nie chcę jednak wybiegać tak daleko w przyszłość. Liczy się to, co tu i teraz czyli sezon letni, który chce porządnie przepracować.
Jak dokładnie wyglądają plany na najbliższe miesiące? Wróciliście już do treningów?
Tak, za nami już pierwszy dzień przygotowań do kolejnych startów. Na treningu pojawiły się nowości, więc ostro zaczynamy i nie mamy chwili wytchnienia. Trzeba teraz solidnie zacząć, potem w lipcu będzie chwila wolnego, a następnie już ostatnia prosta przed zimą.
Tak szybki powrót do pracy sprowadza nieco na ziemię?
Nie da się zapomnieć o tym, że jest się sportowcem. Na dobrą sprawę od razu po sezonie ciężkie treningi stają się naszą codziennością. Zapominamy o tym, co już za nami i walczymy ze wszystkich sił o swoje marzenia.
Czytaj także:
"Na razie nie ma takiego tematu". Polityk o sukcesach Michala Doleżala
Skoki narciarskie. Pierwszy taki konkurs w Polsce. Ambitne plany PZN