15 godzin walki i taki finisz! Ten mecz oczarował całą Wielką Brytanię

Grzegorz Wojnarowski
Grzegorz Wojnarowski

Ostatnia partia, ostatnia czarna

- Steve nie był człowiekiem. Był dobrze naoliwioną maszyną. Został zbudowany, wyedukowany i wytrenowany do wygrywania snookerowych meczów - mówił po latach menadżer i najlepszy przyjaciel Davisa Barry Hearn. Jednak nawet najlepsze maszyny czasem mają awarie.

W dziewiątym frejmie Davis w końcu dał Irlandczykowi szansę - chyba za bardzo zrelaksowany pomylił się na zielonej bili. Taylor podszedł do stołu, zaczął wbijać i w końcu zapisał na swoim koncie pierwszy duży punkt. A potem tak się rozpędził, że po pierwszym dniu finału przegrywał tylko 7-9.

W nocy Davis nie spał spokojnie, zdenerwowany wybudzał się co godzinę. Taylor myślami był ze swoją zmarłą kilka miesięcy wcześniej matką. To dla niej chciał wygrać.

ZOBACZ WIDEO Sevilla remisuje i traci dystans do czołówki - zobacz skrót meczu z Valencią [ZDJĘCIA ELEVEN SPORTS]

Następnego dnia, w niedzielę, faworyt publiczności kontynuował pościg i wyrównał na 11-11. Ale wtedy przebudził się Davis. 14-11. Znowu seria Taylora i remis po 15. Dwa frejmy dla Anglika - 17-15. Irlandczyk był pod ścianą, ale doprowadził do remisu 17-17. O mistrzostwie świata decydowała ostatnia partia.

A ta ciągnęła się w nieskończoność. Gigantyczna presja na finalistach robiła swoje - obaj unikali ryzyka, a i tak popełniali błędy. Do tego układ na stole kilka minut po rozbiciu zrobił się bardzo niewygodny. 45 minut po rozpoczęciu frejma minęła północ. W tym momencie Taylor prowadził 44-28, ale do końca partii było daleko.

Gdy Irlandczyk pomylił się na czerwonej bili i dopuścił do stołu Davisa, ten wykorzystał szansę i zrobiło się 62-44 dla niego. Do tytułu wystarczało mu posłanie do kieszeni brązowej bili. Trudnej, ale możliwej do wbicia. Chybił. Taylor potrzebował z kolei każdego koloru na stole - brązowej, niebieskiej, różowej i czarnej. Pierwsze trzy wbił. Została tylko czarna.

Decydujący mecz, decydująca partia i decydująca ostatnia bila. To tak, jakby w finale mistrzostw świata w piłce nożnej jedna drużyna przegrywała 0:3 do przerwy, wyrównała na 3:3, po 90 minutach był wynik 4:4, a po dogrywce 5:5. Potem jeszcze dwadzieścia trzy serie rzutów karnych. Jakby Polska w walce o olimpijskie złoto w siatkówce remisowała z Brazylią w tie-breaku 47:47.

Taylor mimo niewyobrażalnego stresu przed pierwszym podejściem do czarnej, a pozycję do wbicia miał tragiczną, zdobył się na dowcip. Podszedł do ustawionego obok stołu trofeum dla zwycięzcy i ucałował znajdującą się na nim figurkę. Potem spróbował "dubla", czyli zagrania od bandy. Pomylił się minimalnie, ale nie dał dobrej pozycji Davisowi i ten musiał się "odstawiać", czyli spozycjonować białą i czarną bilę tak, żeby przeciwnikowi jak najtrudniej było o skuteczne wbicie.
Udało mu się, bo tym razem Taylor też musiał spróbować "dubla", tyle że przez całą długość stołu. Nie trafił, ale też znów nie dał pozycji Anglikowi. Ten zagrywając od bandy popełnił duży błąd - biała i czarna zbiły się i ustawiły tak, że Irlandczyk miał możliwość wbicia do prawej górnej kieszeni.

Taylor odpowiedział jeszcze większym błędem - pomylił się o dobre kilka centymetrów. Wracając na swoje miejsce zafrasowany przyłożył dłoń do czoła, usiadł i patrzył przed siebie niewidzącym wzrokiem. Wiedział, że Davis ma możliwość ścięcia czarnej do lewej dolnej kieszeni. "Nie ma szans, żeby Steve teraz chybił" - myślał.

- Pomyślałem: "mogę to wbić" - wspominał po latach Davis. - Jednak kiedy podchodziłem do stołu zdałem sobie sprawę, że idę na nie swoich nogach i nie swoją ręką trzymam cudzy kij. Powtarzałem sobie: "cokolwiek zrobisz, nie traf czarnej zbyt grubo". I nie trafiłem. Trafiłem ją cienko. Za cienko.

"Mówiłem ci, że mi się uda!" Pomyłka 27-letniego czempiona zaoferowała Taylorowi szansę, której nie mógł już zmarnować. Miał niezłą pozycję. Pochylił się nad stołem, dokładnie przymierzył i po chwili ostatnia bila ostatniego frejma finału wylądowała w kieszeni. Irlandczyk, który w meczu o tytuł do tego momentu nie prowadził nawet przez krótką chwilę, chwycił kij w obie dłonie i uniósł go wysoko nad głowę.
Dennis Taylor wbija ostatnią bilę finału MŚ 1985/BBC2 Dennis Taylor wbija ostatnią bilę finału MŚ 1985/BBC2
Kilka chwil później szeroko uśmiechnięty pomachał w stronę trybun palcem wskazującym i ten gest, tak jak całus złożony na pucharze, też przeszedł do historii. Był skierowany do Trevora Easta, producenta programów sportowych w telewizji ITV i dobrego przyjaciela irlandzkiego zawodnika. East był w tamtym roku kimś w rodzaju trenera mentalnego Taylora, siedział na widowni na każdej sesji z jego udziałem z wyjątkiem jednej - pierwszej sesji finału. - Ten gest miał oznaczać tyle co "Mówiłem ci, że mi się uda" - wyznał mistrz świata z 1985 roku.

Nie udałoby się bez jednej ważnej rzeczy - okularów. Olbrzymie szkła sięgające wysoko ponad linię brwi od 1983 roku był znakiem rozpoznawczym Taylora, jego nieodłącznym atrybutem. Zawodnik z Ulsteru miał słaby wzrok, a soczewki kontaktowe czy zwykłe okulary nie do końca sprawdzały się w grze, w której nieustannie trzeba się pochylać i spoglądać do góry.

Na szczęście Taylor znał Jacka Karnhema, byłego snookerzystę, a w tamtym czasie komentatora BBC. Rodzina Karnhema zajmowała się wytwarzaniem oprawek do okularów, on sam uczył się tego fachu przez pięć lat i postanowił pomóc koledze. Wyciągnął z piwnicy stare narzędzia, odkurzył je, zabrał się do roboty i po dwóch dniach unikalne oprawki były gotowe. Okulary były ciężkie, ale działały jak należy. - Bez nich nigdy nie zostałbym mistrzem - wielokrotnie powtarzał Taylor. Ten typ oprawek pomógł pomógł potem wielu zawodnikom z wadą wzroku.

Ostatni frejm trwał 68 minut. Kiedy ostatnia czarna finału wpadła do kieszeni, była godzina 00:19. W poniedziałek rano trzeba było wstać do pracy, ale 18,5 miliona Brytyjczyków miało to wtedy gdzieś. Tylu widzów oglądało mecz w telewizji. Do dziś jest to rekord kanału BBC2, największa w historii Wielkiej Brytanii widownia programu nadawanego po północy i siódmy wynik w historii brytyjskiego sportu.
Więcej widzów przyciągnęły tylko największe wydarzenia piłkarskie i olimpijskie (finał mundialu 1966 - 32,3 miliona, finał Pucharu Anglii 1970 - 28,49 mln, otwarcie i zamknięcie igrzysk w Londynie - 27,3 i 26,3 mln, występ łyżwiarskiej pary tanecznej Jane Torvill - Christopher Dean w Sarajewie - 23,95 mln, mecz Anglia - Argentyna na MŚ 1998 - 23,78 mln).

Taylor i Davis uważają, że ta liczba jest niedoszacowana, ponieważ wiele osób oglądało mecz w pubach, klubach, na statkach, nawet w więzieniach. W swoim domu na Wyspie Man finał oglądała wtedy niejaka Louise i jako jedyna w rodzinie kibicowała Davisowi. Kilka lat później została panią Taylor i urodziła snookerzyście z Irlandii Północnej dwójkę dzieci.

Zagraj to jeszcze raz, Steve

- Wierzysz w to, co się właśnie wydarzyło? - zapytał Steve'a Davisa zaraz po zakończeniu finału legendarny prezenter BBC David Vine. - Tak, wszystko było widać czarno na białym - zażartował, choć ze śmiertelnie poważną miną, rudowłosy gwiazdor (Powiedział: "It happened in black and white", nawiązując rzecz jasna do koloru bil, które na koniec finału zostały na stole). Od 1985 roku obaj finaliści nieustannie opowiadają żarty, historie i anegdoty związane ze swoim pamiętnym meczem. I trzeba przyznać, że świetnie się w tym odnajdują. Nie tylko rubaszny Taylor, ale i Davis, który z posągowego, nieprzystępnego i nigdy nie uśmiechającego się ważniaka z czasem zmienił się w kabareciarza o wyjątkowym talencie do zabawiania publiczności.

- Za każdym razem, gdy Dennis pojawia się w komentatorskim boksie, prowadzi rozmowę do momentu, w którym mówi: "Kiedy wbiłem tę czarną...". To zadziwiające, ile razy potrafi się odnieść do finału 1985 roku w ciągu jednego sezonu. Uczynił z tego formę sztuki - stwierdził Davis, gdy po raz enty przyszło mu opowiadać dziennikarzom o wydarzeniu znanym teraz jako "The Black Ball Final".

Czarna bila, która została wtedy na stole, stała się prześladowcą sześciokrotnego mistrza świata, ale on nauczył się tym bawić. Zaprzyjaźnił się ze swoim upiorem i zrobił z niego przyjaznego duszka, o którym opowiada na potrzeby kolejnych programów telewizyjnych, rocznic i pokazowych spotkań rewanżowych. I nie ma żalu, że nikt nie celebruje rocznicy żadnego z jego sześciu tytułów, chociażby tego z 1989 roku, gdy pokonał w finale Johna Parrotta 18-3 i zdaniem wielu dał najwspanialszy pokaz gry w historii.

Brytyjczycy pamiętają Davisa z powodu jego dominacji w latach 80., pierwszego sfilmowanego brejka maksymalnego, potrójnej korony (mistrzostwo świata, UK Championship i Masters) z 1984 roku i gry na bardzo wysokim poziomie nawet po pięćdziesiątce. Lubią go za przemianę ze sztywniaka w wesołego gościa, który został nawet radiowym DJ-em. Jednak przede wszystkim jest dla nich graczem, który po północy rozstawiał z Dennisem Taylorem czarną bilę po stole.

Davis i Taylor są teraz dla snookera trochę jak C3PO i R2D2 dla fanów "Gwiezdnych Wojen". Gdy pojawiają się razem, wzbudzają aplauz, bo przecież wszyscy Brytyjczycy wiedzą, o co chodzi. Wszyscy wiedzą gdzie byli i co robili 19 minut po północy 29 kwietnia 1985 roku. Przynajmniej tyle, że nie było ich wtedy na świecie.
Pamiętny gest Dennisa Taylora po wygranym finale/BBC2 Pamiętny gest Dennisa Taylora po wygranym finale/BBC2
Davis, w tej parze C3PO, bo wyższy, szczuplejszy i bardziej ozłocony, jeszcze w 2010 roku awansował do ćwierćfinału mistrzostw świata. I wtedy przekonał się, co musiał czuć Taylor 25 lat wcześniej, bo w pojedynku z Neilem Robertsonem wszyscy trzymali kciuki za 52-letniego londyńczyka. "To trochę tak, jakby Gordona Browna witano owacją na konwencji Partii Konserwatywnej" - żartował "The Telegraph". Przekładając na polskie realia - to tak, jakby na marszu Komitetu Obrony Demokracji wiwatowano na cześć Jarosława Kaczyńskiego.

Ćwierćfinał z Robertsonem Davis przegrał 5:13. Karierę oficjalnie zakończył w 2016 roku jako jeden z najbardziej utytułowanych graczy w historii.

Dla Dennisa Taylora mistrzostwo świata z 1985 roku pozostaje największym sukcesem w karierze. Irlandczyk od lat komentuje snookera na antenie BBC. I tak, kiedy to robi, zdarza mu się mówić: "Kiedy wbiłem tą czarną...".

Kto wygra tegoroczne mistrzostwa świata w snookerze?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×