Długo szedł w zaparte, aż w końcu przyznał się do kłamstwa?

Instagram / www.instagram.com/stories/pudzianofficial / Na zdjęciu: Mariusz Pudzianowski
Instagram / www.instagram.com/stories/pudzianofficial / Na zdjęciu: Mariusz Pudzianowski

Mariusz Pudzianowski upierał się, że pojechał na mecz reprezentacji Polski na Euro z Austrią w Berlinie, choć wyszło na jaw, że wysiadł z pociągu jeszcze w Warszawie. Kilka tygodni po całym zdarzeniu narracja byłego strongmana znacznie się różni.

W tym artykule dowiesz się o:

Przed spotkaniem reprezentacji Polski z Austrią na Euro 2024 głośno było o zachowaniu Mariusza Pudzianowskiego. W dniu meczu (21 czerwca) były strongman szumnie zapowiedział swoją obecność na tym starciu.

"Pudzian" w godzinach porannych zjawił się na Dworcu Centralnym w Warszawie i ogłosił, że jedzie do Berlina (tam odbywał się wspomniany mecz) razem z kibicami. Wszystko relacjonował w social mediach i zadbał o odpowiednią otoczkę.

- My już czekamy na pociąg, lada moment dojedzie. Nie wiem, jak dojadę do Berlina. Mam kilka zaproszeń do przedziałów. Jak zacznę od pierwszego, to nie wiem, na którym zakończę - mówił Pudzianowski na jednym z nagrań.

ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Euro". Raport z Berlina. "Wielkie zwycięstwo Hiszpanów"

Szybko jednak okazało się, że był to jedynie chwyt marketingowy. Wnętrze wagonu, w którym znajdował się Pudzianowski, sugerowało, że cała akcja powstała we współpracy z jedną z firm bukmacherskich, która go sponsoruje.

Jak relacjonowała Wirtualna Polska, 47-latek wysiadł już na kolejnej stacji - Warszawa Zachodnia. Jakby tego było mało, Pudzianowski upierał się, że dotarł do Berlina. W jego mediach społecznościowych można było znaleźć zdjęcia m.in. spod stadionu, jednak jego samego nie było na nich widać.

Na sportowca wylała się fala hejtu ze strony kibiców. Ci wytykali mu, że cała akcja związana z reklamą jednej z firm bukmacherskich i okłamywaniem fanów nie była w porządku. Sam zainteresowany tak się wtedy tłumaczył:

- W jaki sposób dotarłem do Berlina to jest tylko i wyłącznie nasza prywatna sprawa. Nie zamierzam się nikomu tłumaczyć. Tłumaczyć to ja się mogę co najwyżej przed urzędem skarbowym i mamą, więc to tylko tyle w temacie - mówił.

Kilka tygodni po całym zajściu "Pudzian" ponownie wrócił do tamtej sytuacji. Z wpisu zamieszczonego w social mediach można wywnioskować, iż przyznaje się do tego, że nie dotarł na spotkanie z reprezentacją Austrii.

"...i po Euro, niektórzy nie wyszli z grupy, a niektórzy wyszli wcześniej z pociągu. Niektórzy pojechali od razu na wakacje, a niektórzy pracują przy zbiorach od rana do wieczora" - napisał dzień po finale mistrzostw Europy.

W drugiej części wpisu Pudzianowski wbił szpilę reprezentantom Polski, którzy po nieudanej imprezie w Niemczech od razu udali się na wakacje, podczas gdy on sam musi ciężko pracować w swoim ogrodzie, m.in. przy zbieraniu wiśni.

Pod postem pojawiło się mnóstwo komentarzy ze strony jego obserwatorów. Jeden z fanów poradził Pudzianowskiemu, by ten nie wracał już myślami do całej sytuacji z podróżą do stolicy Niemiec, ponieważ stanowi to rysę na jego wizerunku. "Przestań robić z siebie pajaca z tym Berlinem. Lepiej za te wiśnie się weź" - czytamy.

Dodajmy, że Pudzianowski kilka dni później zjawił się w Dortmundzie, by dopingować reprezentację Polski podczas ostatniego meczu na Euro, z Francją.

Zobacz także:
Afera w Hiszpanii dzień po finale Euro
Wszyscy fani piłki go znają. Ma żonę o 11 lat młodszą

Źródło artykułu: WP SportoweFakty