28 października nie doszło do rewolucji w PZPN. Delegaci znowu wybrali na prezesa Zbigniewa Bońka, który ma przed sobą drugą kadencję w roli szefa polskiego futbolu. Wybory były w zasadzie formalnością, choć Boniek miał rywala, bo start w wyborach ogłosił Józef Wojciechowski.
Były właściciel Polonii Warszawa ostatecznie tylko narobił krzyku. Kilka razy zaatakował byłego reprezentanta Polski, a potem zrobił "szopkę" na Walnym Zgromadzeniu Sprawozdawczo-Wyborczym. Gdy nie przeszedł jego pomysł, aby delegaci głosowali za kotarą, Wojciechowski się zdenerwował, wyszedł z sali i już nie wrócił.
Całe to zamieszanie sprawiło, że w cieniu znalazły się inne sprawy z wyborów w PZPN. Kibicom mógł umknąć nowy skład zarządu PZPN. Kluby Lotto Ekstraklasy i I ligi jako jednego ze swoich przedstawicieli oddelegowali Martynę Pajączek. W ten sposób stała się ona pierwszą kobietą, która będzie - w jakimś stopniu - kierować polską piłką.
Od nauczycielki do menedżerki
Kilkanaście lat temu nawet przez myśl jej nie przeszło, że będzie pracować w futbolu i zrobi w nim tak dużą karierę. Chodziła do szkoły muzycznej, studiowała też historię sztuki, aż w końcu trafiła do pracy w liceum. Uczyła języka polskiego i wiedzy o sztuce.
Potem zajęła się biznesem, gdzie pokonywała kolejne szczeble kariery. Tak trafiła do firmy DSA Financial Group SA, której właścicielem jest Andrzej Dadełło.
To ten człowiek kilka lat temu postanowił wejść w futbol. Dadełło kupił Miedź Legnica, która wówczas grała w II lidze. Musiał oddelegować do pracy w klubie swoich ludzi, a w tym gronie znalazła się Martyna Pajączek. Powierzono jej najtrudniejszą rolę, bo została wybrana prezesem drużyny z Dolnego Śląska.
- Pan Andrzej Dadełło potrzebował menedżera, który ten klub by zbudował. I tak sobie wymyślił, że ja będę odpowiednim kandydatem, aby to specyficzne przedsiębiorstwo zorganizować - wspomina szefowa legniczan w rozmowie z futbolfejs.pl.
W sporcie działała już trochę wcześniej, ale w zupełnie innej dyscyplinie. W szachowej Polonii Wrocław zajmowała się marketingiem. Miedź była zatem zupełnie innym, a także znacznie poważniejszym wyzwaniem. Poradziła sobie dobrze, a klub uważany jest za dobrze zorganizowany.
Żelazna Dama z Legnicy
Martyna Pajączek nie lubi, gdy o ludziach futbolu mówi się "działacze". Woli słowo "menedżer", bo twierdzi, że tylko tacy ludzie są w stanie wyprowadzić naszą piłkę na prostą.
- Tu mają być menedżerowie, ludzie rozumiejący zasady funkcjonowania spółek prawa handlowego. Wiedzą, co to planowanie, budżet, obszary kompetencji, zarządzanie. A nie ludzie "robiący piłkę" na zasadzie: "dziś mecz, to może ktoś przyjdzie", "wystarczy lub nie wystarczy" - mówiła w "Gazecie Wrocławskiej".
Pracy poświęca bardzo dużą część swojego życia. Wiele razy podkreślała, że lubi pracować po dwadzieścia godzin dziennie. Nie jest typem prezesa, który na wszystko chce mieć wpływ. Sprawy sportowe zostawia trenerom i nigdy się w nie nie wtrącała. Woli skupić się na swoich obowiązkach, a więc organizowaniu całego funkcjonowania klubu.
- Choć czasem zdarzy się też sytuacja, że trener zapyta blondynkę o radę, niekoniecznie w temacie taktyki meczowej - żartuje.
Szefowa I-ligowego klubu dorobiła się dwóch przydomków, które świetnie opisują jej styl pracy. Współpracownicy mówią na nią "Strong Lady" lub "Żelazna Dama". Nie jest jednak menedżerką, która zna się tylko na zarządzaniu i biznesie, a piłka jest jedynie dodatkiem. Sama interesuje się futbolem, a na pytanie, czy wie co to jest spalony, obrusza się. Tym sportem interesuje się od dziecka, a to dlatego, że jej matka uwielbiała oglądać mecze piłkarskie.
NA DRUGIEJ STRONIE - MIĘDZY INNYMI - PRZECZYTASZ, JAK SCHARAKTERYZOWAŁ JĄ LISTKIEWICZ, JAK JEST TRAKTOWANA PRZEZ MĘŻCZYZN W FUTBOLU I JAK TRAFIŁA DO PZPN
[nextpage]- Przeżywam spotkania w sposób ekstremalny. Po 90 minutach meczu bolą mnie nogi, jakbym sama po tym boisku biegała. Zawsze staram się być na meczach. U siebie i na wyjeździe - mówi w "Gazecie Wrocławskiej".
Listkiewicz jest nią zachwycony
W polskim futbolu nadal mało jest ludzi, którzy bardzo dobrze odnajdują się w zarządzaniu klubami piłkarskimi. Dlatego kwestią czasu było, że Pajączek wypłynie na szersze wody. Na początek wybrano ją do władz Pierwszej Ligi Piłkarskiej, którą jeszcze niedawno kierował Michał Listkiewicz.
Spółka zajmująca się zapleczem Lotto Ekstraklasy długo nie wykorzystywała swojego potencjału. Przedstawicielka Miedzi Legnica miała zatem mnóstwo pracy, ale od razu wpadła w wir pracy. Dzięki jej pomocy zmieniono statu, uporządkowano budżet, zmieniono nazwę, logo, znaleziono siedzibę i zaczęło się coś dziać w kwestii marketingu. Udało się zrealizować cel, by z PLP stworzyć prężnie działającą organizację.
- Udało nam się z ligi, a więc kilkunastu bardzo różnych klubów, zrobić zespół, czyli coś więcej niż zbiór elementów, znaleźć tę wartość dodaną. Doszliśmy do momentu, kiedy gotowi jesteśmy na związek, już nie tylko z PZPN. Do bycia partnerem trzeba po prostu dorosnąć - mówiła w futbolfejs.pl.
Pajączek zaczynała jako wiceprezes, a kilka miesięcy temu została wybrana szefową PLP. Zastąpiła Listkiewicza, byłego prezesa PZPN, który bardzo chwali swoją następczynię.
- Znakomicie zorganizowana, świetnie zarządza, taka prawdziwa „Strong Lady”, moja prawa ręka w Pierwszej Lidze Piłkarskiej - przyznaje "Listek".
W międzyczasie pojawiło się kolejne wyzwanie. W październiku 2012 roku trafiła do PZPN, gdzie została członkiem komisji rewizyjnej. To nie był jej pomysł, a ludzi z PLP, którzy oddelegowali ją do centrali polskiego futbolu.
- Ogrom papierów, analiz, dyskusji. Okazja, by pouczyć się tej piłki też w innym wymiarze, kapitalne doświadczenie. Takie miejsce, gdzie trzeba bronić ideałów - to mi pasuje - komentuje.
Jej pojawienie się w komisji rewizyjnej bardzo ucieszyło Zbigniewa Bońka. Szef PZPN nawet pogratulował jej na Twitterze.
Pajączek bardzo dobrze dogaduje się z legendarnym piłkarzem. To ona popierała "Zibiego", gdy ten chciał zmienić statut PZPN. Sprawa ostatecznie upadła, bo nie udało się zyskać odpowiedniej liczby głosów, ale w ten sposób pokazała, że sternik polskiej piłki może liczyć na jej zaufanie.
Teraz szefowa Miedzi będzie miała jeszcze więcej do powiedzenia, bo została pierwszą kobietą, która trafiła do zarządu PZPN. Znowu może rozwinąć skrzydła. Nikt nie traktuje jej jako kogoś nie na miejscu. Nigdy, jako kobieta, nie spotkała się ze złym traktowaniem w środowisku, które jest zdominowane przez mężczyzn.
- Bycie rodzynkiem w polskiej piłce ma plusy i minusy, ale nie mogę powiedzieć, żebym spotkała się ze złym traktowaniem z powodu swojej płci. Jestem pozytywną osobą, staram się budować, a nie niszczyć. Nie dałam powodów, żeby mnie źle traktować - tłumaczy w "Gazecie Wyborczej".
Tygodnik "Piłka Nożna" w swoim rankingu najbardziej wpływowych ludzi polskiej piłki umieścił ją na 95. miejscu. Wszystko wskazuje na to, że w kolejnej odsłonie tego zestawienia zanotuje awans.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: zimnej wody się nie boi. Błachowicz wykąpał się w jeziorze