W piątek, 4 listopada, 29. urodziny świętuje jeden z najlepszych polskich pięściarzy Andrzej Fonfara. "Polski Książę" to postać doskonale znana na zawodowym ringu. Występuje na nim od czerwca 2006 roku. W debiucie pokonał Słowaka Mirosława Kubika i była to jedyna walka, którą stoczył w Polsce. Później bił się już tylko za oceanem.
W listopadzie 2012 roku Fonfara zdobył tytuł mistrza świata IBO w kategorii półciężkiej, pokonując przez techniczny nokaut w siódmej rundzie Amerykanina Toma Karpency'ego. W ubiegłym roku bokser z Białobrzegów odniósł historyczne zwycięstwo, pokonując przed czasem meksykańską gwiazdę boksu i byłego mistrza świata federacji WBC w kategorii średniej - Julio Cesara Chaveza juniora. Walka w kalifornijskim Carson została uznana przez amerykańskie media za największą pięściarską niespodziankę pierwszego półrocza 2015 roku.
- Dla takich walk warto żyć - komentowali jeden z największych sukcesów polskiego boksu w ostatnich latach eksperci nad Wisłą.
Na dywaniku u dyrektora szkoły
Fonfara to jednak nie tylko utalentowany i świetny bokser, ale też niezwykle barwna postać tej dyscypliny sportu. Od dzieciństwa marzył o tym, żeby być w ringu jak... słynny Rocky Balboa.
- Oglądałem wszystkie filmy z nim w roli głównej. W tamtych latach chyba każdy młody chłopak na tym się wychowywał. Później z kolegami próbowaliśmy na podwórku różnych ciosów, naśladując Rocky'ego. Teraz, kiedy patrzę na te filmowe walki, to jest trochę śmiechu. W rzeczywistości wszystko wygląda jednak inaczej. No ale wiadomo, na początku chciało się brać udział w tak ekscytujących pojedynkach jak właśnie kultowy Rocky - zdradził "Polski Książę" w jednym z wywiadów.
Pierwsze walki na pięści toczył ze swoim starszym bratem Markiem. Przegrywał prawie zawsze, ale nigdy nie poddawał się i cały czas dążył do zwycięstwa. W potyczkach z rówieśnikami szło mu za to zdecydowanie lepiej. Z tego powodu w szkole podstawowej nie świecił przykładem, a zbyt częste wizyty w gabinecie dyrektora sprawiły, że musiał przenieść się ze szkoły w Białobrzegach do Warszawy.
Bolesne początki
W stolicy 12-letni wówczas Fonfara - był wtedy niski i gruby (!) - zapisał się do szkółki bokserskiej Gwardii Warszawa, gdzie trenował pod okiem Jacka Kucharczyka i Jerzego Rybickiego. Pierwsze treningi nie były łatwe. Nie wspomina ich dobrze.
- Oj, było ciężko. Do tej pory dobrze pamiętam zakwasy, które męczyły mnie po pierwszych zajęciach. Boks to nie jest łatwy kawałek chleba. Mimo bólu polubiłem jednak ten sport. Wiadomo, że czasem chciało się wyjść na miasto z kolegami, a tu trzeba było iść na trening. Choć może i to lepiej, bo nie miałem czasu na głupoty. Motywował mnie brat, który zawoził na salę treningową. Dzięki niemu czułem, że nie jestem w tym sam. To zostało do dzisiaj, bo teraz jest moim menedżerem - zdradził w rozmowie z mediami.
NA DRUGIEJ STRONIE - MIĘDZY INNYMI - PRZECZYTASZ, CO ZAPOŻYCZYŁ OD ANDRZEJA GOŁOTY ORAZ SKĄD WZIĄŁ SIĘ PSEUDONIM "POLSKI KSIĄŻĘ"
[nextpage]Jego sportowym idolem był Andrzej Gołota, na walkach którego się wychował. Do teraz jest wielkim fanem "Andrew", od którego zapożyczył przywitanie z kibicami podczas swoich walk.
Andrzej Fonfara ciągle liczy na rewanż z Adonisem Stevensonem
- Chcę boksować jak najlepiej, wygrywać kolejne walki. Tym zdobędę serca kibiców. Tak jak kiedyś Gołota - powtarza w wywiadach.
Tatauaż z "eLką"
Były mistrz świata IBO nie kryje sympatii do Legii Warszawa. Na ręce nosi wytatuowany znak klubu ze stolicy, czyli "L". Mało kto jednak wie, że gdyby Fonfara nie został czempionem boksu, to dzisiaj mógłby stanowić poważną konkurencję dla bramkarzy piłkarskiej reprezentacji Polski.
W czasach szkolnych miał poważny dylemat: zapisać się na treningi bokserskie czy piłkarskie. Wybrał rywalizację w ringu, ale podobno miał smykałkę do gry na pozycji bramkarza. Nie może więc dziwić fakt, że później często ciągnęło go na stadion.
Za Legię, za którą zdarzało mu się jeździł również na mecze wyjazdowe, dałby się pokroić. W życie kibicowskie wciągnął go brat, który jest wielkim fanem zespołu z Łazienkowskiej. Na Legii Fonfara poznał Artura Boruca, z którym żyje w wielkiej przyjaźni.
W bluzie Legii w Krakowie
Oczywiście Fonfara boksował też w barwach Legii. W środowisku pięściarskim krąży anegdota z czasów jego występów w barwach "Wojskowych". Otóż po jednym z turniejów w Krakowie młody pięściarz pojechał razem z kilkoma kolegami do sklepu w Grodzie Kraka. Miał na sobie bluzę Legii, co o mały włos nie skończyło się bijatyką z kibicami Wisły. Na szczęście ochrona sklepu w porę zareagowała i zapobiegła konfrontacji legionisty z grupą ok. sześćdziesięciu fanatycznych sympatyków "Białej Gwiazdy".
Amerykanie nazwali Fonfarę "Polskim Księciem". Skąd akurat taki pseudonim?
- Już na początku przeprowadzki do Stanów Zjednoczonych właśnie tak nazwał mnie jeden z tamtejszych reporterów. Do pierwszych pojedynków wychodziłem jako Andrzej Fonfara, jednak amerykańskie gazety temat podchwyciły i pisano o mnie "Polish Prince". Teraz Fonfara to "Polski Książę" - wyjaśnił w rozmowie z polskimi mediami.
Dzisiaj 29-latek z Białobrzegów nie żałuje żadnych decyzji związanych z karierą sportową. Jest wielkim fanem Chicago i tamtejszych plaży. Żyje nie tylko z uprawiania boksu. Razem z bratem prowadzi dochodowy biznes rodzinny. Jak sam mówi, chce mieć przysłowiowy plan "B" na wypadek poważnej kontuzji.
Już 12 listopada na gali UFC 205 Joanna Jędrzejczyk zmierzy się z Karoliną Kowalkiewicz. Tę oraz inne gale największej federacji MMA na świecie obejrzysz na antenie Extreme Sports Channel.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Real ich rozgromił, ale wiedzą, jak wygląda piękna piłka