Alan Ruschel, jeden z sześciu pasażerów ocalałych w katastrofie samolotu z drużyną Chapecoense na pokładzie, kilka dni temu opuścił szpital w Kolumbii, gdzie spędził osiemnaście dni.
27-letni obrońca w sobotę spotkał się z dziennikarzami na stadionie Arena Conda w Chapeco. W rozmowie z brazylijskimi mediami Ruschel zdradził, że zawdzięcza życie... zamianie miejsc, do której doszło już w trakcie lotu. To nowe fakty w sprawie tragicznego wypadku, do którego doszło w pobliżu Medellin w Kolumbii.
- Dyrektor naszego klubu, Cadu Gaucho, poprosił mnie, żebym przesiadł się do przodu i pozwolił usiąść dwóm dziennikarzom razem z tyłu samolotu. Nie chciałem tego robić, ale nasz bramkarz Jackson Follman (również przeżył katastrofę - przyp. red.) uparł się, żebym usiadł koło niego. Tylko Bóg wie, jak przeżyłem ten wypadek. On chyba złapał mnie, by dać mi drugą szansę - powiedział zawodnik Chapecoense.
Ruschel podkreślił, że nie pamięta samego momentu katastrofy. O wszystkim dowiedział się później. - Gdy powiedzieli mi, co się wydarzyło, to było niczym koszmar - przyznał Ruschel. Teraz stara się unikać informacji w mediach na ten temat.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: rugbista brutalnie zaatakował sędzię! Kobieta trafiła do szpitala