W organizmie Therese Johaug wykryto w październiku steryd anaboliczny clostebol. Norweżka zarzeka się, że jest niewinna. Twierdzi, że stosowała go nieświadomie, kremując poparzone usta maścią Trofodermin podczas wrześniowego obozu treningowego we Włoszech (w Livigno).
Lek miał podać jej lekarz reprezentacji, Fredrik Bendiksen, który wziął całą winę na siebie i podał się do dymisji.
Zobacz także: Afera wokół Therese Johaug: poznaliśmy zeznania lekarza norweskiej biegaczki
Johaug w dniach 25-27 stycznia będzie miała ostatnią szansę, aby obronić się przed dłuższą dyskwalifikacją. Norweska Komisja Antydopingowa postuluje 14 miesięcy zawieszenia (w tym wariancie Johaug zdążyłaby wrócić na igrzyska w 2018 r.). Norweska Konfederacja Sportu może się przychylić do tej propozycji. Ale wcale nie musi.
Zwłaszcza że na dwa tygodnie przed ogłoszeniem werdyktu nad głową Johaug zbierają się ciemne chmury. Dziennikarz gazety "Verdens Gang" Ernst Lersveen twierdzi, że posiada dowód, który może pogrążyć 28-letnią biegaczkę.
To rachunek za maść Trofodermin, którą miała stosować zawodniczka. Wynika z niego, że lek został zakupiony (dziennik nie podaje, przez kogo) w innym czasie i miejscu, niż wcześniej przedstawiał to lekarz kadry i sama zainteresowana.
- Bendiksen i Johaug twierdzili, że Trofodermin kupili w Livigno na początku września. Tymczasem rachunek, do którego dotarł nas dziennikarz, wskazuje na to, że lek został nabyty w Seiser Alm (miejscowość we Włoszech - przyp. red.), nieco wcześniej niż 1 września. Tego dnia lekarz Norwegów przyjechał do Livigno, aby pomóc biegaczce w leczeniu poparzonych ust - czytamy w "VG".
Jeśli te informacje się potwierdzą, obrona Bendiksena legnie w gruzach, a Johaug grozi zawieszenie na okres dłuższy niż proponowane wcześniej 14 miesięcy.
ZOBACZ WIDEO #dziejesiewsporcie: Caster Semenya wzięła ślub. Z wieloletnią partnerką