W tym artykule dowiesz się o:
Kibice Torino szybko zakochali się w Kamilu Gliku. Polski obrońca zachwycił ich swoim charakterem. Na boisku nigdy nie odpuszcza i nie boi się grać agresywnie nawet przeciwko największym gwiazdom Serie A.
Skąd u kapitana klubu z Turynu takie cechy? Wyjaśnienia należy szukać w jego trudnym dzieciństwie, o którym możemy dowiedzieć się z biografii "Liczy się charakter", która lada dzień trafi do sklepów.
Najpierw była ciężka choroba, potem problemy w domu z alkoholem. Tego nie wiedzieliście o czołowym piłkarzu reprezentacji Polski.
Okazuje się, że naprawdę niewiele brakowało, a nigdy byśmy nie usłyszeli o takim piłkarzu jak Kamil Glik. Środkowy obrońca w dzieciństwie cudem wygrał ze śmiertelną chorobą. Miał półtora roku, gdy trafił do szpitala w ciężkim stanie.
Sepsa oraz zapalenie opon mózgowych - te dwie choroby dopadły malutkiego chłopca.
- Był cały siny, usta, twarz. I te dziwne plamy. Nie dał się nawet z wózka wyciągnąć... W szpitalu lekarz kazał rozebrać chłopca. Wybroczyny pokrywały całe ciało. Doktor pokręcił głową. Nie wierzył, że maluch jest w stanie jeszcze ustać na nogach. W tym samym czasie sześcioro dzieci w okolicy zmarło na sepsę - czytamy w książce.
Spędził w szpitalu jedenaście dni. W międzyczasie małemu Kamilowi dwa razy zrobiono punkcję kręgosłupa. Mało kto dawał chłopcu szansę na przeżycie. Wtedy jednak po raz pierwszy jego organizm okazał się bardzo silny.
- Pamiętam, jak ordynator mówił, że tylko jeden procent dzieci na świecie wychodzi z tego tak szybko jak Kamil - wspomina mama Kamila, Grażyna.
Chłopiec wrócił do pełni sił, ale to nie był koniec jego problemów.
Gdy Glik dojrzewał, u jego ojca pogłębiało się uzależnienie od alkoholu. Jacek Glik coraz częściej pił, co było przyczyną licznych awantur w domu. Czasami nawet Kamil się postawił.
- Często nie było łatwo, bo mąż nadużywał alkoholu. W trakcie kłótni Kamil zawsze stawał po mojej stronie. Raz doszło do takiej awantury, że wziął piłkarskiego buta i cisnął nim w ojca. But poleciał w okno i rozbił szybę. Kiedy potem był w Hiszpanii, nawet się cieszyłam, że go nie ma w domu, bo między nim a mężem dochodziło do spięć - wspomina w książce matka piłkarza.
Ojciec zawodnika nie potrafił poradzić sobie z nałogiem. Zmarł, gdy jego syn miał 21 lat. Reprezentant Polski stara się go dobrze pamiętać. Sam mówi, że "to był dobry człowiek, tylko ta wódka...". Alkohol zabrał piłkarzowi jeszcze jedną bliską osobę.
Nie minął rok, a śmierć zabrała kolejnego mężczyznę w rodzinie Glików. Tym razem padło na wujka Dariusza, brata Jacka.
- Wracał z Niemiec pociągiem. We Wrocławiu ponoć dosiadł się do ich przedziału jakiś nieznajomy i częstował wódką. Nie wiadomo, co to było. Darka reanimowali potem na dworcu w Katowicach, niestety bez skutku. Drugi mężczyzna z przedziału był nieprzytomny, ale go wyratowali. Jak wcześniej zmarł Jacek, to Darek żartował, że dla niego na cmentarzu nie będzie już miejsca. Teraz jeden leży po jednej, a drugi po przeciwnej stronie - opowiada Krystyna Glik.
Dopiero od kilku lat życie Kamila jest pełne sukcesów. W Torino jest gwiazdą, trudno wyobrazić sobie reprezentację Polski bez niego, a do tego ma ustabilizowane życie prywatne.
Opracował CYK