W tym artykule dowiesz się o:
Co się dzieje z Agatą Wróbel? Przypomnijmy, że zawodniczka z Jeleśni to dwukrotna medalistka olimpijska, mistrzyni świata i Europy. Do tej pory żadna kobieta w Polsce nie osiągnęła na pomoście tak wiele.
W pewnym momencie jej życie znalazło się na zakręcie. Gdy pojawił się pierwszy poważny kryzys, Wróbel postanowiła rzucić sztangę i wyjechać za chlebem do Anglii. W 2010 roku co prawda wróciła, ale tylko na chwilę.
Dziś unika rozgłosu, kontakt z nią mają tylko rodzina i najbliżsi. Na kolejnych stronach przypomnimy jej historię.
Wróbel zaczęła przygodę z ciężarami w połowie lat 90. W Jeleśni odkrył ją trener Edward Tomaszek. Później szkoliła się pod okiem opiekuna kadry, Ryszarda Soćko. Ten drugi pamięta, że początki współpracy z zawodniczką nie należały do najłatwiejszych.
- Od razu wiedziałem, że jest bardzo silna, ale musimy ją nauczyć techniki. Nie przepadała za długim treningiem objętościowym. Wolała od razu podejść do wielkiego ciężaru. Dochodziło więc czasami do spięć - wspominał Soćko w rozmowie z pzpc.pl.
Dopiero po długich rozmowach Wróbel zrozumiała, że musi zmienić swoje nastawienie. Pierwsze efekty przyszły w 1998 roku, gdy zdobyła brązowy medal mistrzostw Europy. Rok później na tej samej imprezie wywalczyła złoto, z mistrzostw świata z kolei wróciła ze srebrem.
Po igrzyskach w Sydney o Wróbel mówiła cała Polska. Sztangistka z Jeleśni przywiozła z tej imprezy srebrny medal. Potem przyszły kolejne sukcesy - srebro i złoto na MŚ oraz dwa złota i srebro w ME.
Przed kolejnymi igrzyskami olimpijskimi - w Atenach - zawodniczkę "śledziły" kamery Eurosportu. Dziennikarze chcieli pokazać jej przygotowania. Wróbel towarzyszył reporter stacji Grzegorz Pajda. Później przyznał on w jednym z wywiadów, że miał problemy z dogadaniem się ze sztangistką, bo była bardzo nieufna.
Z greckich igrzysk Agata wróciła z brązowym krążkiem. Była jednak bardzo zmęczona. Pojawiły się problemy zdrowotne, m.in. zapalenie wątroby, dwie operacje wyrostka i kontuzja nadgarstka. W 2006 roku sportsmenka po cichu postanowiła zakończyć karierę.
Wróbel nagle zniknęła z życia publicznego, zmieniła numery telefonów, a kontakt utrzymywała tylko z rodziną. Dopiero po jakimś czasie wyszło na jaw, że dwukrotna medalistka olimpijska przeprowadziła się do Anglii i pracuje w sortowni śmieci.
Ta informacja obiła się bardzo szerokim echem w Polsce. Wszyscy pytali, jak to możliwe, że tak utytułowana zawodniczka grzebie w śmieciach. Sama zainteresowana swojego zajęcia się nie wstydziła.
- Praca to praca. Tu ludzie to rozumieją. To w Polsce się wydaje, że jak się człowiek schyla, to już nie jest pan. I samo słowo 'śmieci' się kojarzy z jakimś strasznym syfem. A tu recykling to biznes jak inny - tłumaczyła w wywiadzie dla sport.pl.
Mocno to jednak przeżyła. Dużo płakała po telefonach znajomych z Polski. A na pytanie, czy wróci jeszcze do sportu, zawsze odpowiadała "nie".
- Nie wrócę. Mam dosyć sztangi. Smrodu przepoconych sal, huku spadającego żelastwa, krzyków, nieliczenia się ze sobą. Tylko wynik, wynik... - podkreślała.
Wróbel zmieniła zdanie w 2010 roku. Wróciła do Polski nie tylko bogatsza o życiowe doświadczenia, ale i z chłopakiem. Colin Anderson pochodził z Dover, startował w zawodach strongmanów. Był tak ogromny, że nawet Agata wyglądała przy nim jak "chucherko".
Drugie podejście do ciężarów nie było udane dla polskiej zawodniczki. Na mistrzostwach Europy w Mińsku zajęła ósme miejsce z wynikiem w dwuboju 215 kilogramów. W mistrzostwach Polski nie było lepiej. Wygrała wśród słabych konkurentek, ale jej wynik nie rokował niczego dobrego.
Wróbel zdecydowała się więc zakończyć karierę definitywnie. - To była moja ostateczna decyzja. Niebywale trudna i bolesna, bo przecież ciężary były moim całym życiem. Czymś, czemu się bezgranicznie poświęciłam - powiedziała później (za zywiecki24.pl).
Wróbel mogła zostać przy sporcie. Miała ofertę praca u trenera Soćko. Nie przyjęła jej, znowu wyjechała na Wyspy. Rzecznik prasowy Polskiego Związku Podnoszenia Ciężarów Marek Kaczmarczyk próbował się z nią kontaktować, ale nie dowiedział się niczego konkretnego.
- Nie mam nic ciekawego do powiedzenia. Jestem teraz prywatną osobą, nie lubię zgiełku. Do Siedlec nie wrócę, bo i po co? Nie przepadam za miastem. A najbardziej lubię swoją Jeleśnię - stwierdziła (za pzpc.pl).
To było w 2015 roku. Dziś Wróbel nie udziela się nawet na portalach społecznościowych. Chyba na dobre ułożyła sobie życie poza Polską.
Warto dodać, że 28 sierpnia, gdy skończy 35 lat, będzie mogła liczyć na dodatkowy zastrzyk gotówki. Na jej konto miesięcznie będzie spływać tzw. emerytura olimpijska, równa średniej krajowej.
Wróbel na pomoście słynęła z bujnych fryzur. W swoich najlepszych czasach farbowała się na czerwono czy blond. Nosiła również "afrykańskie" warkoczyki. Na jej uszach za to można było często zobaczyć kolczyki w kształcie delfinów.
- Zawsze miałam słabość do barwnych fryzur. I do delfinków, bo przynoszą mi szczęście - powiedziała kiedyś (za sport.pl).
Na koniec przytoczymy dość ciekawą historię z udziałem polskiej sztangistki. Wróbel przyznała kiedyś, że zdarzyło się jej uderzyć kobietę.
- Raz dałam w pysk wrednej babie. Też zawodniczce. Bo po chamsku potraktowała taką młodą w pokoju. Sprowadziły z kumpelą na dwa łóżka chłopaków, a młodej kazały spać na podłodze, jak psu - opowiedziała.
Opracował PS