35-latek z Bydgoszczy swoją karierą pokazuje, że jest zawodnikiem, który nie boi się wchodzić do nowych środowisk. Przez kilka lat walczył w KSW, przez kilka miesięcy był nawet mistrzem wagi piórkowej tej organizacji. Wziął udział w amerykańskim reality show "The Ultimate Fighter", w którym był członkiem drużyny samego Conora McGregora. Bił się na gołe pięści na gali WOTORE.
W ostatnim czasie wkroczył w świat tak zwanych "freak fightów" i stoczył dwa pojedynki bokserskie na niezwykle popularnych wśród młodych widzów galach Fame MMA. I bardzo sobie tę decyzję chwali.
- Ja to określam tak: wszystkie plusy z bycia zawodnikiem MMA bez wszystkich minusów. Jest fajna otoczka, adrenalina przed walką, duża rozpoznawalność wśród kibiców. Nie ma robienia wagi i bicia się z "mordercami". Na tę chwilę FAME MMA nie ma dla mnie złych stron. Robię to co kocham i dobrze się przy tym bawię. A to chyba w życiu ważne, prawda?
ZOBACZ WIDEO: Gamrot szczery do bólu. To dlatego przegrał walkę na gali UFC
Czy jako zawodnik z wieloletnim doświadczeniem i wysokimi umiejętnościami Wrzosek nie ma problemów, żeby znaleźć motywację na pojedynki z półamatorami?
- Nie, bo mam swoje ambicje. Przygotowuję się do tych pojedynków tak jak do wcześniejszych "normalnych" walk. Nie lekceważę swoich przeciwników. Do starcia z moim ostatnim rywalem, raperem z pięściarską przeszłością, przygotowywałem się jak do zawodowego pojedynku. Nie opuściłem ani jednego treningu. I tak samo będzie przed kolejną walką.
W przypadku Wrzoska ciekawe jest to, że jego dotychczasowe pojedynki na FAME MMA nie odbyły się na zasadach wszechstylowej walki wręcz, a boksu. Dlaczego?
- Wydaje mi się, że ludzie po prostu boją się zmierzyć ze mną w MMA i dlatego wybierają dyscyplinę, która jest dla łatwiejsza do nauczenia się, niż kick-boxing czy MMA. W boksie walczy się tylko rękoma, w kick-boxingu dochodzą jeszcze nogi, a w MMA zapasy, parter, zapasy przy siatce i ground and pound. Już samo opowiadanie o tym zajmuje sporo czasu, a co dopiero uczenie się tego.
Wielka popularność, jaką w krótkim czasie zdobyły gale FAME MMA, dla wielu osób jest zaskakująca i niezrozumiała. "Polish Zombie" przekonuje, że jego błyskawiczny podbój rynku przez "freak fighty" ani trochę nie dziwi.
- Każda z osób, która staje do walki na takiej gali, przyprowadza ze sobą jakąś społeczność. Jeśli każdy zawodnik zainteresuje wydarzeniem dajmy na to 50 tysięcy widzów, a na jednej gali mamy takich osób kilkanaście, często z bardzo różnych środowisk z całkowicie inną bazą fanów: youtuberów, streamerów, muzyków, ludzi związanych ze sportem i z esportem. Jak sobie to wszystko podsumować, to myślę, że już jest jasne, skąd takie zainteresowanie. Czekam tylko, aż na gale zaczną zapraszać polityków. Chętnie bym się z jakimś zmierzył - śmieje się bydgoszczanin.
Starcia Wrzoska z kimś z politycznej sceny pewnie się nie doczekamy, ale być może fani "freak fightów" zobaczą równie ciekawe zestawienie, jak na gali Prime 2: Kosmos, gdy przeciwnikiem "Polskiego Zombie" był cięższy od niego o prawie 80 kilogramów Piotr Kałuski. - To było super wyzwanie. Myślę, że to walka, o której będę opowiadał swoim wnukom. Obok pojedynku o pas mistrzowski w KSW i uczestnictwa w "The Ultimate Fighter". To będzie coś, co podziała na ich wyobraźnię.
Wrzosek zdecydował się na wejście w świat "freakowych" walk jako jeden z pierwszych profesjonalnych zawodników MMA. Nie wszystkim zawodowcom jego ścieżka się podoba, ale on sam komentuje to tak: - Większość z nich rozumie. Reszta zazdrości.
Zazdrości zarobków? W końcu od pewnego czasu mówi się, że FAME MMA płaci niektórym uczestnikom swoich gal imponujące kwoty. - Jeśli tak, to jeszcze nie mi. Ale jest ok. Dostaję godziwe wynagrodzenie za swoją pracę i za poświęcone zdrowie.
Bardzo duże i wciąż rosnące zainteresowanie galami z udziałem celebrytów czy "osobowości internetowych" wśród wielu osób poza zdziwieniem budzi też niepokój. Przede wszystkim dlatego, że poziom kultury osobistej niektórych uczestników pozostawia wiele do życzenia. "Polish Zombie" przekonuje jednak, że z każdym kolejnym wydarzeniem gale "freak fightów" są coraz bardziej "cywilizowane".
- Czasy, kiedy konferencje przed nimi kojarzyły się z rzucaniem wyzwiskami, odeszły do lamusa. Uczestnicy widzą, że taka konferencja to ich pięć minut, czas, żeby pokazać jakimi są osobami. A nie każdy chce być kojarzony ze złym zachowaniem - podkreśla Wrzosek.
Grzegorz Wojnarowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj także:
Ta kwota robi wrażenie. Tyle na przygotowania wydała gwiazda Fame MMA
Wardęga nie wytrzymał. Jest oświadczenie Fame MMA ws. zachowania gwiazdy