Freak fighty, czyli walki organizowane głównie z udziałem celebrytów, influencerów i byłych sportowców, zdobyły w ostatnich latach ogromną popularność. Niestety, choć przyciągają widzów i generują duże zyski, niosą ze sobą szereg negatywnych konsekwencji.
Nie tylko dewaluują wartość prawdziwego sportu, ale też promują złe wzorce. Freak fighty często bazują na skandalach, publicznych kłótniach i wyreżyserowanych konfliktach, co buduje negatywny przekaz wśród młodszych widzów.
W gali Fame MMA miał wziąć udział także były dwukrotny mistrz świata w boksie zawodowym, czyli Krzysztof "Diablo" Włodarczyk, lecz do walki z Jarosławem "pashaBiceps" Jarząbkowskim ostatecznie nie doszło.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Ależ forma Justyny Kowalczyk-Tekieli. Nagranie z finiszu robi wrażenie!
Początkowo Włodarczyk planował wycofać się z powodu kontuzji kostki, a później nie pojawił się na konferencji prasowej. Ta sytuacja przelała czarę goryczy i organizatorzy zdecydowali się usunąć go zarówno z karty walk, jak i z federacji.
Kilka tygodni po tych wydarzeniach Włodarczyk skomentował swoją decyzję w programie TVP Sport "To zależy". Przyznał, że chciał jedynie boksować i zarobić pieniądze, nie widząc dla siebie szczególnego miejsca w tego typu wydarzeniach.
- Chciałem boksować i po prostu zarobić pieniądze. Nie widziałem tam żadnej roli dla siebie. Mówiłem organizatorom, że jestem sportowcem, a nie idiotą czy klaunem, który będzie latał i wyzywał - podkreślił były mistrz świata w rozmowie z Weroniką Nowakowską, nawiązując też do swojej nieobecności na konferencji prasowej.
Włodarczyk wyraził swoją dezaprobatę wobec formuły, w której sport schodzi na drugi plan, ustępując miejsca kontrowersjom i rozrywce. Odniósł się również do swojego kolegi po fachu, Tomasza Adamka
- Jak ktoś chce, to niech to robi, a ja swoje rzeczy będę prowadził inaczej. Z Tomkiem wyszło idealnie. Nie musiał robić z siebie klauna czy pajaca. Po prostu był sportowcem. I ja też bym tak chciał - podkreślił "Diablo".