Po 15 latach rozstanie z "Krzeszą"

Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: Tomasz Krzeszewski
Materiały prasowe / PZTS / Na zdjęciu: Tomasz Krzeszewski

Ważne zmiany w męskiej reprezentacji pingpongistów. Wkrótce poznamy nowego selekcjonera, ale zanim to nastąpi, o swojej pracy opowiada Tomasz Krzeszewski.

W tym artykule dowiesz się o:

[b]

Redakcja PZTS: Z końcem roku, po 15 latach, kończy pan pracę w roli trenera reprezentacji. To pańska decyzja czy władz Związku?[/b]

Tomasz Krzeszewski: Sytuacja wymagała tego, abyśmy wspólnie zareagowali, mając na celu dobro naszej dyscypliny sportu. Stefan Dryszel, mój bliski znajomy i pingpongowy autorytet, ogłosił odejście na emeryturę. Zastąpiłem go w 2008 roku na stanowisku szkoleniowca kadry narodowej, a teraz przejmę zadania dyrektora sportowego Polskiego Związku Tenisa Stołowego. Myślę, że jestem dobrze przygotowany do nowej roli. Współpracując z Dryszelem, wiedziałem jakie ma obowiązki, wielokrotnie razem uczestniczyliśmy w spotkaniach w Ministerstwie Sportu i Turystyki.

Obejmował pan kadrę mając 34 lata, a odchodzi rok przed 50. urodzinami. Jak zmienił się trener Tomasz Krzeszewski?

Zmienił, zmienił i to bardzo. Zaczynałem jako bardzo młody szkoleniowiec, zaraz po karierze zawodniczej. Miałem duże doświadczenie praktyczne, zwłaszcza, że jeszcze 2 lata wcześniej grałem na niezłym poziomie międzynarodowym. Z każdym rokiem rozwijałem się jako trener, rozbudowując wiedzę np. poprzez analizowanie zawodników z różnych krajów. Miałem okazję ich obserwować na olbrzymiej liczbie turniejów. Najwięcej korzyści przyniosły tysiące godzin na sali treningowej, gdzie jeszcze lepiej poznawałem i rozumiałem technikę gry poszczególnych uderzeń.

Debiutował pan w mistrzostwach Europy w 2008 roku w rosyjskim Sankt Petersburgu. W składzie byli Lucjan Błaszczyk, Daniel Górak, Jakub Kosowski i Wang Zeng Yi. Wtedy stał się pan trenerem i szefem.

To była trudna sytuacja, bo faktycznie przestałem być wyłącznie kolegą. Na szczęście wszyscy zrozumieli specyfikę naszych nowych relacji na linii trener – zawodnik. Zapewniłem też chłopaków, iż zrobię wszystko, aby dalej rozwijali się sportowo i uzyskiwali coraz lepsze wyniki, a oni mi zaufali. Dodałem również, że pozostajemy kolegami prywatnie, jednak pod warunkiem, że w kadrze narodowej nasze służbowe sprawy będą dobrze realizowane.

ZOBACZ WIDEO: Co za fryzura! Partnerka Ronaldo przyciągała wzrok na stadionie

Najważniejszy sukces reprezentacji w czasie pana pracy?

Zdecydowanie pierwszy i – jak dotychczas - jedyny awans męskiej drużyny narodowej na igrzyska w Rio de Janeiro w 2016 roku. Niewiele osób wierzyło w ten sukces. W Brazylii rozegraliśmy tylko jeden mecz, przeciwko późniejszym srebrnym medalistom Japończykom, a byliśmy bliscy sprawieni gigantycznej niespodzianki. Po deblowej wygranej Daniela Góraka i Wandżiego z Maharu Yoshimurą i Kokim Niwą, a także singlowym zwycięstwie Jakuba Dyjasa nad Kokim Niwą remisowaliśmy 2:2. Niestety na koniec "Góra" przegrał z Junem Mizutanim.

Porażka, która okazała się pozytywnym kopem?

Mimo że odpadliśmy w 1/8 finału, schodząc do szatni słyszeliśmy gromkie "Poland, Poland". Kilka tysięcy kibiców doceniło naszą grę i waleczną postawę, gdyż były świetne. A ja osobiście uważam ten moment za jeden z najprzyjemniejszych w pracy trenera.

Debel jest polską specjalnością? Podopieczni zdobyli złoto i trzy srebra w mistrzostw Europy.

Omawiając mistrzostwa Europy, w pierwszej kolejności zwróciłbym uwagę na największe osiągnięcie indywidualne, czyli brąz Kuby Dyjasa w 2016 roku na Węgrzech. W grze podwójnej triumfowali Wandżi z Chorwatem Tanem Ruiwu, a w finałach grali też Lucek z Wandżim, Kuba Dyjas z Danielem Górakiem i Dyjas z Belgiem Cedricem Nuytinckiem.

Który duet był najlepszy?

Takiego nie wskażę, bo każdy był... inny. Największy udział jako trener miałem w srebrnym medalu Daniela Góraka i Kuby Dyjasa. Mnóstwo pracy wykonaliśmy na zgrupowaniach, szlifując niektóre elementy techniczne do takiego poziomu, że były ich dużym atutem w mistrzostw Starego Kontynentu w Budapeszcie. A zdecydowanie najmniej "udzielałem się" przy wspólnej grze Wanga Zeng Yi i Tana Ruiwu.

Kto ich prowadził w 2013 roku w austriackim Schwechat?

Z trenerem chorwackiej reprezentacji ustaliliśmy, że za tego debla odpowiadać będzie Xu Kai, mój asystent. Z zawodnikami rozmawiał po chińsku, a w czasie minutowej przerwy między setami niebagatelne znaczenie ma komunikacja. Pewnie, że z Ruiwu mógłbym porozumieć się po chorwacku, bo obaj znamy ten język, lecz musiałbym dwa razy mówić to samo, po polsku do Wandżiego.

Czyli decyzja okazała się słuszna.

Nie wszystkim się spodobała, niektórzy czynili mi zarzuty, że oglądając finał kontynentalnego czempionatu w telewizji na pierwszym planie jest asystent Xu Kai, a nie trener główny Krzeszewski. Absurdalne zarzuty. Powiem więcej, przed grą o złoto Xu Kai zaproponował – właśnie ze względów wizerunkowych – że to ja powinienem "kołczować" chłopakom. Ale jak to, mam brać splendor na siebie tylko dlatego, żeby ładnie wyglądało? Przecież już na zgrupowaniu w Chorwacji Wandżi i Tan zrobili kawał roboty pod okiem Kaia.

Pan jako zawodnik wywalczył srebro ME w parze z Lucjanem Błaszczykiem.

Tworzyliśmy duet skutecznie rywalizujący na arenach zagranicznych. Zaczęliśmy od tytułu juniorskich mistrzów kontynentu, wygraliśmy dwa światowe turnieje rangi Pro Tour, w kilku byliśmy w półfinałach i finałach, a w seniorskich ME zajęliśmy 2. miejsce. Byliśmy blisko medalu olimpijskiego w Atenach w 2004 roku.

Waszym trenerem był Stefan Dryszel, grający w latach 80. z Andrzejem Grubbą i Leszkiem Kucharskim. Jakich rad udzielił panu, swojemu następcy na stanowisku trenera kadry?

Nasze drogi ze Stefanem ciągle się krzyżują. Bardzo go cenię. Poza sprawami związanymi stricte z pracą trenera i teraz dyrektora sportowego, zwrócił uwagę m.in. na rezygnację z czytania komentarzy internautów na swój temat. Wiele osób nie ma pełnej wiedzy, a niekiedy kompetencji, by się wypowiadać, zwłaszcza w sposób negatywny, krytykujący wszystkich jak leci. Frustracja w pełnym wydaniu.

To spróbujmy pozytywnie zakończyć naszą rozmowę. Jak wyobraża pan sobie polski tenis stołowy za kolejnych 15 lat?

Mam nadzieję, że odchodząc na emeryturę, będę wiedział, że ktoś z naszych reprezentantów już jest medalistą olimpijskim.

Komentarze (0)