Dominika Pawlik, WP SportoweFakty: Pierwsza edycja United Cup i od razu w niej zadebiutujesz. Spodziewałaś się, że wystąpisz w tych rozgrywkach?
Weronika Falkowska, polska tenisistka: Sama się do nich zgłosiłam, choć nie wiedziałam, że będę trzecia. Myślałam, że może ktoś się jeszcze zgłosi z lepszym rankingiem ode mnie. Fajna sprawa i bardzo mnie cieszy.
Do Australii nie poleciałaś po raz pierwszy w tym roku, ale tamtej wizyty do udanych nie zaliczysz. Wnioski wyciągnięte?
Nie poszło mi za dobrze, kiedy byłam tam na początku 2022 roku. Poleciałam z moim tatą i nie umiałam sobie poradzić z warunkami. Turniej rozgrywany był na dużej wysokości, było wietrznie i gorąco. Z drugiej strony byłam w innym miejscu kariery niż teraz jestem, kiedy już wiem, jak lepiej radzić sobie z różnymi przeciwnościami, również atmosferycznymi.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: przypatrz się dobrze! Wiesz, kto pomagał gwieździe tenisa?
Gra dla kadry jest dla ciebie ważna?
Super sprawą jest reprezentować kraj. Miałam okazję występować podczas Billie Jean King Cup w Bytomiu. Meczu nie zagrałam, byłam tylko powołania. Mam nadzieję, że Dawid Celt lub Agnieszka Radwańska oddelegują mnie do występu w którymś meczu.
Występ w United Cup to nie tylko prestiż i punkty do rankingu, ale zastrzyk finansowy, który przyda się na pewno w dalszej części sezonu.
Tak, jest to wsparcie finansowe, które motywuje. Nawet jeżeli nie będę grać, to dostaję pewną kwotę, więc nie będę stratna na tym, że w tym samym czasie nie wystąpię w turnieju ITF czy WTA.
Czujesz ekscytację przed startem w turnieju o zupełnie nowym formacie? Jednak różni się on od Pucharu Hopmana, Billie Jean King Cup i innych dotychczasowych pomysłów na rozgrywanie drużynówek.
To będzie super sprawa. Zawsze będę mogła się czegoś nauczyć. Treningi w takim gronie to wyższy level, fajnie jest grać z lepszymi od siebie.
Mówimy cały czas o singlu, skupiasz się na nim. Jednak w rankingu deblowym zbliżasz się do pierwszej setki (Weronika Falkowska zajmuje 112. miejsce - przyp. red). Jak to jest z grą podwójną u ciebie?
Gram debla bardziej dla przyjemności. Oczywiście staram się i zawsze chcę, żeby poszło mi jak najlepiej. W pierwszej kolejności liczy się singiel, grę podwójną traktuję jako dodatkowy trening. Fajnie, że dobrze mi idzie, ale jednak wiążę swoją przyszłość z singlem.
Skąd w takim razie tak dobre wyniki w deblu, lepiej się czujesz, kiedy jest ktoś po twojej stronie kortu?
Presja rozkłada się na dwie osoby, to też jest ważne i chyba to daje mi luz. Kilka dziewczyn proponowało mi już grę tylko w deblu w turniejach WTA, ale nie zgadzałam się. Nie gram w imprezach WTA, jeśli nie dostanę się do singla. Jeżeli dostanę się chociaż do eliminacji singla w turnieju WTA, wtedy do debla mogę się zapisać. Może w dalekiej przyszłości będę grać samego debla? Ale to chyba tylko wtedy, jeśli będę już przed emeryturą (śmiech).
Uważasz, że to, w którym miejscu jesteś to talent czy ciężka praca?
Jedno i drugie. Gdybym nie była utalentowana, to jednak nie potrafiłabym grać w tenisa. Jednak na wyższym poziomie bardzo liczy się ta ciężka praca i dzięki temu w tym momencie osiągam sukcesy. Wytrzymałość to jedna z kluczowych rzeczy w moim tenisie. Jestem bardzo dobrze przygotowana fizycznie, często mecze wygrywam tym, że jestem mocniejsza, ale siła gry też jest moim sporym atutem.
Masz ulubioną nawierzchnię? Patrząc na wyniki, to nie ma u ciebie wielkiej różnicy między ziemią a hard-courtem.
Nie mam preferencji. To zależy od podejścia mentalnego, ja potrafię grać na obu nawierzchniach, więc są dla mnie po prostu ok. Na trawie grałam eliminacje juniorskiego Wimbledonu i to był mój jedyny raz. Było bardzo szybko, piłka się ślizgała, trzeba być dobrze ustawionym, mieć niską pozycję na nogach. Pamiętam, że po tym jedynym meczu wszystko mnie bolało. Zobaczymy, jak będzie następnym razem.
Są jakieś trudności podczas życia w tenisowym cyklu, które mogą być niewidoczne dla fanów tej dyscypliny?
Zwykły kibic nie wie, z czym my się na co dzień mierzymy, jak trenujemy, na czym to polega, ile godzin spędzamy na siłowni czy korcie. Komentarze osób, które nigdy zawodowo nie grały, a kiedy zaczynają pouczać, mówić coś na temat meczu, bywają nie na miejscu.
Na przykład razie nie mogę sobie pozwolić na to, żeby trener był ze mną zawsze. Czasami jestem więc sama, ale zdarza się, że jest ze mną trener albo trenerka od przygotowania motorycznego. Przychodzą takie chwile, kiedy chciałoby się z kimś porozmawiać, podzielić się jakimiś sprawami. Umiem to jednak zbalansować i przyzwyczaiłam się do tego. Wiem, jaką mam rutynę, co mam robić i radzę sobie z tym.
Czy w sporcie, który polega przecież na rywalizacji, jest możliwa przyjaźń?
Tak. Mam dużo znajomych, mam przyjaciółkę, ale nie z Polski. To pomaga, mogę zawsze się zwierzyć, opowiedzieć o meczu. Łatwiej się to robi osobie związanej z tenisem czy po prostu ze sportem.
Jest jakaś różnica między byciem w rankingu na pozycji 250, niż na przykład 400?
Ogranie z zawodniczkami z wyższych miejsc. Ostatnio rozegrałam więcej spotkań, grając w turniejach na wyższym poziomie. Tam wszystkie dziewczyny potrafią grać naprawdę dobrze, walczą o każdy punkt i nie jest łatwo odnosić zwycięstwa. Może też się różnić dojrzałością mentalną. Tenisistki, które są wyżej notowane, są bardziej sfokusowane, lepsze na tym poziomie.
A jeśli chodzi o organizację?
Imprezy z pulą nagród 15 i 25 tys. dol. to najgorzej zorganizowane turnieje, chociaż zdarzają się wyjątki, ale rzadko. Od 60 tys. dol w puli w górę jest już lepiej. Tam są zaostrzone wymogi i organizatorzy muszą spełniać pewne kryteria. WTA to jeszcze lepsza organizacja, nie trzeba o nic prosić, wszystko jest podane na tacy. Nie trzeba się o nic martwić i można się skupić na grze, a to na pewno pomaga.
Masz po ostatnim sezonie jakieś miejsce turniejowe, do którego chętnie wróciłabyś w przyszłości, jeśli oczywiście byłaby taka możliwość?
Podobał mi się turniej w Andorze. To był pierwszy raz, kiedy go organizowano. Mało grałam turniejów WTA, ale w tym czułam się naprawdę dobrze. Było bardzo profesjonalne podejście do zawodników. Dostępni byli dobrze przeszkoleni fizjoterapeuci, mogliśmy korzystać z masaży. Sam hotel był świetny, nie było problemów z treningami. Małe różnice, ale sporo zmieniają. Podobało mi się też w Kozerkach też: bardzo dobre korty i wszystko w jednym miejscu.
Jesteś zadowolona z ostatniego roku?
Moim celem było zakończenie sezonu między 220 a 250 miejscu. Uznaję go więc za udany.
A jak przygotowałaś się do kolejnego? Czasu było mało. W grudniu występowałaś jeszcze w turniejach, a w wigilię już poleciałaś do Australii na United Cup.
Taki był plan, grałam do końca, żeby zrobić punkty przed wylotem do Australii. Miałam plan, by grać dużo. W I tygodniu pre-seasonu miałam więcej treningu motorycznego, dwie jednostki dziennie plus tenis. W II tygodniu więcej stawiałam na tenis, trenerka (Paulina Bromek - przyp. red.) poleciała ze mną do Australii, więc kontynuujemy pracę nad aspektami motorycznymi na miejscu.
Czytaj też:
Słodko-gorzki sezon Hurkacza. Na jedno pytanie nadal nie ma odpowiedzi
Co nas czeka w nowym roku w cyklu WTA? "Świątek wciąż będzie rządzić, ale będzie jej trudniej"