Nie pozwoliła na spekulacje. Świątek wytłumaczyła brak wstążki

PAP/EPA / Ronald Wittek / Iga Świątek
PAP/EPA / Ronald Wittek / Iga Świątek

Dokładnie 32 dni trwała przerwa w grze Igi Świątek. Wszystko przez uraz żeber. Liderka światowego rankingu wróciła do gry podczas turnieju w Stuttgarcie, a jeden element jej stroju zaskoczył.

W tym artykule dowiesz się o:

W swoim pierwszym występie od ponad miesiąca Iga Świątek nie dała szans Chince Qinwen Zheng. Polka wygrała pewnie 6:1, 6:4 robiąc pewny pierwszy krok w kierunku obrony tytułu w Stuttgarcie.

Więcej o tym pisaliśmy tutaj -->> Efektowny powrót Igi Świątek

Polka wróciła do rywalizacji w nowym stroju od szwajcarskiej firmy ON, w której udziały ma sam Roger Federer.

To jednak nie jedyna rzecz, na jaką zwrócili uwagę fani tenisa i naszej zawodniczki. Z boku jej czapeczki zabrakło wstążki w barwach Ukrainy. Dlaczego?

Jak dowiedziały się WP SportoweFakty, nasza zawodniczka po prostu o niej... zapomniała, a jej nastawienie względem sytuacji na Ukrainie nie uległo żadnej zmianie. Nadal będzie wspierać kraj zaatakowany przez Rosjan.

Świątek, liderka światowego rankingu WTA, od początku wojny - czyli od 24 lutego 2022 roku, kiedy to Władimir Putin wydał rozkaz otworzenia ognia - wspiera słowami i czynami Ukrainę.

- Wiem, że wielu tenisistów na początku wojny, kiedy było o tym głośno, też nosiło wstążki. Tymczasem teraz wielu z nich ich nie ma. To jest dla mnie bardzo dziwne, bo wojna trwa, ludzie cierpią. Będę nosiła moją wstążkę dopóki sytuacja nie ulegnie poprawie - zadeklarowała Polka po jednym z finałów.

"Jestem przeciwko tej wojnie i cierpieniu niewinnych ludzi" - pisała w mediach społecznościowych argumentując dlaczego przypina wstążkę.

I najpewniej w piątek, kiedy Polka w ćwierćfinale turnieju WTA 500 w Stuttgarcie zmierzy się z Karoliną Pliskovą, wstążka wróci na swoje miejsce.

Zobacz także:
To onieśmieliło Świątek. "Ogromny zaszczyt"
"Bezcenna chwila". Ależ to była wpadka Igi Świątek

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: słynna narciarka wzięła piłkę do kosza. A potem taka mina!

Źródło artykułu: WP SportoweFakty