Dramat Shuai Zhang rozegrał się w miniony wtorek w Budapeszcie. 34-letnia Chinka mierzyła się z przedstawicielką gospodarzy Amarissą Toth.
Po prawidłowym zagraniu Zhang sędzia wywołała aut. Powtórki wykazały, że piłka była prawidłowa. Swoje dołożyła także Węgierka, która... zamazała ślad pozostawiony przez piłkę.
To ostatecznie rozbiło Chinkę, która następnie zrezygnowała z dalszej gry. Toth natomiast zaczęła świętowanie swojego "sukcesu". Dopiero po kilku dniach przeprosiła rywalkę.
ZOBACZ WIDEO: Ludzie Królowej #4. Anna Kiełbasińska walczy nie tylko z rywalkami. "Od dwóch lat jestem na lekach"
Zhang w poniedziałek pojawiła się na kortach warszawskiej Legii, gdzie rozegrała pierwszy mecz od tamtych wydarzeń. W duecie z Lin Zhu przegrała 3:6, 2:6 z duetem Linda Noskova/Xiyu Wang.
W stolicy Polski czekała ją miła niespodzianka. Jak ujawnił portal "Z kortu", jeden z polskich kibiców, Jędrzej Drobiński, przygotował specjalny baner wspierający Chinkę.
"Niestety nie został z nim wpuszczony na obiekt. Mimo to udało mu się spotkać z Shuai i porozmawiać z nią" - czytamy na Twitterze.
Zhang doceniła ten gest. Zamieściła wideo na Instagramie, pod którym dopisała: "co za kibic, bardzo dziękuję wam wszystkim".
We wtorek Zhang rozegra kolejny mecz w Warszawie, tym razem w grze pojedynczej. Jej rywalką będzie Tereza Martincova. Faworytką tego pojedynku jest Czeszka.
Czytaj także:
- Dyrektor turnieju w Warszawie mówi, jak się zachowuje Świątek
- Rywalka Igi Świątek chce sprawić niespodziankę. Na to Polka musi uważać