- Jestem przeszczęśliwa, że ogarnęłam się po wczorajszym meczu, bo nie było łatwo - powiedziała na antenie Eurosportu Iga Świątek kilka minut po wywalczeniu medalu, gdy pokonała Annę Karolinę Schmiedlovą 6:2, 6:1.
Mając w pamięci ogromną radość po triumfie w Rolandzie Garrosie, na tych samych kortach, na których rozgrywane są igrzyska, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Polce podczas obu tych imprez towarzyszyły zgoła odmienne emocje.
Jest od wielu tygodni, a nawet miesięcy (z krótką przerwą), liderką światowego rankingu. Głównie wygrywa, gdziekolwiek się nie pojawia, choć czasem przytrafiają jej się porażki. Jeśli danej imprezy nie wygra teraz, to może to zrobić za rok, dwa czy trzy. A nawet jeśli tak się nie stanie, to ma cały wachlarz turniejów do wyboru.
ZOBACZ WIDEO: "Prosto z Igrzysk". Świątek nie chciała rozmawiać z mediami. "Bardzo emocjonalnie podchodzi do porażek"
Igrzyska olimpijskie to szansa jedna na cztery lata. I choć dla wielu osób w tenisowym środowisku są mało istotne, dla Świątek były najważniejsze. O jej tacie mówi się głównie, że jest "olimpijczykiem". Choć jego młodsza z córek na swoich pierwszych igrzyskach była już trzy lata temu, głównym celem był dla niej medal.
Świątek świetnie zna paryskie korty, może się czuć na nich w pełni swobodnie. Nie mają przed nią tajemnic, a nawierzchnia jest koronną. Kiedy wycofywały się lub odpadały kolejne rywalki, jej rola faworytki rosła. I trudno było nie mówić, że nią jest. Nie mogło być inaczej, wszak jest najlepszą tenisistką na świecie.
Abstrahując jednak od samej presji, Świątek po prostu chciała zdobyć olimpijskie złoto. Smaku medalu jeszcze nie poznała. Kiedy w czwartek stało się jasne, że na najwyższy stopień podium będzie musiała poczekać, można było się obawiać, czy pozbiera się tak szybko po porażce z Qinwen Zheng.
Potrzebowała kilku minut w potyczce ze Schmiedlovą, by pokazać, że jest dla Słowaczki zwyczajnie poza zasięgiem. Wygrała pewnie i nie spędziła na korcie nawet godziny. A jednak po ostatniej piłce, podobnie jak po wcześniejszych meczach, na jej twarzy nie pojawił się uśmiech.
Kilka minut później mówiła o sobie, że jest "najszczęśliwsza", a jednak zupełnie nie było tego po niej widać. Wielokrotnie widzieliśmy, jak uradowana była, jak choćby w tym roku po triumfach w Rzymie, Madrycie czy właśnie tu w Paryżu. Od początku igrzysk wydawała się być bardzo mocno skupiona i nie pozwalała sobie na zbyt wiele emocji.
Wydaje mi się, że Iga Świątek tak bardzo marzyła o złocie, że brązowy medal jej nie cieszy. Jeszcze. Na pewno zrozumie, przetrawi to wszystko, co się wydarzyło i zrozumie, że dokonała historycznej rzeczy. Jednej z wielu.
Miejmy nadzieję, że odpocznie chwilę po tym, co się wydarzyło i wróci na światowe korty pełna energii. Bo choć to piękny dzień dla Polski, dla polskiego tenisa, mam wrażenie, że cieszymy się z tego bardziej od niej samej.
Dominika Pawlik, dziennikarka WP SportoweFakty
Czytaj też:
Świątek skomentowała swój medal. "Dlatego tyle narzuciłam na siebie"
Zrobili im zdjęcia. Wyjątkowi goście na meczu Świątek
Sama zawodniczka potwierdziła, że ojciec miał ogromny wpływ na jej karierę ale również na chęć zdobycia złotego medalu igrzysk. Presja nałożona na samą siebie przez Igę dotyczyła pot Czytaj całość