W tym sezonie Maks Kaśnikowski mocno przesunął się w światowym rankingu ATP, bowiem zajmuje obecnie 194. miejsce. To sprawiło, że mógł przystąpić do eliminacji do wielkoszlemowego US Open.
Dla naszego tenisisty był to debiut w eliminacjach do turnieju wielkoszlemowego. Jednak już w pierwszej rundzie odprawił wyżej notowanego Amerykanina Emilio Navę (6:2, 2:6, 6:2). Następnie Polak ograł Włocha Stefano Napolitano (7:5, 6:4).
Tym samym pojawiła się szansa, by w głównej drabince turnieju singla mężczyzn pojawiło się dwóch Polaków, a nawet trzech wraz z Kamilem Majchrzakiem. Ostatecznie jednak przegrał on najważniejszą potyczkę.
ZOBACZ WIDEO: Muzyka z Harry'ego Pottera i miotła. Kabaret, jak przywitali gwiazdora
Kaśnikowski z kolei pokonał ostatnią przeszkodę, a mianowicie Francuza Antoine'a Escoffiera. Po dwusetowym boju nasz tenisistka cieszył się z triumfu 6:3, 7:6(2). Dzięki temu ostatecznie zadebiutuje w głównej drabince turnieju wielkoszlemowego, co jest dla niego jednym z największych sukcesów w karierze.
Wystawił sobie niezłą laurkę
- Chcę to potraktować jako przystanek, ale nie taki, na którym wysiadam, tylko jadę tym pociągiem dalej - powiedział Kaśnikowski jeszcze przed wyjazdem do Nowego Jorku na temat eliminacji do US Open dla oficjalnej strony turnieju w Poznaniu.
Szybko okazało się, że 21-letni Polak nie rzucił słów na wiatr. Trwający sezon jest dla niego zdecydowanie najlepszym w karierze. Nie ma zatem żadnych wątpliwości, że drzemie w nim potencjał, by w przyszłości stać się ważną częścią tenisowego środowiska, co potwierdził w USA.
Nasz zawodnik zadbał o to, by w Stanach Zjednoczonych było o nim głośno. Wszystko za sprawą jednego uderzenia, a konkretnie tweenera, czyli zagrania piłki między nogami.
Kaśnikowski zrobił to na tyle efektownie, że nagranie zostało udostępnione przez oficjalny profil US Open. Tymczasem jeden z komentatorów stwierdził nawet, iż w Nowym Jorku nikt inny nie popisze się lepszym zagraniem.
Do Nowego Jorku zabrał talizman
Jasne jest, że zmagania naszego tenisisty z perspektywy trybun śledzi jego zespół. W Stanach Zjednoczonych zjawił się jednak również młodszy brat Kaśnikowskiego - 17-letni Hubert.
- Przez pierwsze dwa mecze byłem tam (w Oeiras - przyp. red.) sam, a potem powiedziałem: Dobra, gram następny mecz z Joao Sousą To miejscowy facet, więc wielu fanów go wspiera, potrzebuję kogoś, kto będzie mi kibicował i pomagał - wyznał Polak (więcej TUTAJ).
- Powiedziałem mojemu bratu, że potrzebuję, aby przyjechał i mnie wspierał. Razem wygraliśmy turniej. W Poznaniu również był ze mną. Tak więc dwa tytuły challengera zdobyłem z moim bratem. Myślę, że to mój talizman - dodał.
Już wtedy tłumaczył, że obecność brata przynosi mu lepsze wyniki. Na razie trzeba przyznać, że ma to swoje potwierdzenie, bo do wspomnianych dwóch zwycięstw w turniejach rangi ATP Challenger dorzucił miejsce w głównej drabince US Open.
Bez rodziców mogło go tu nie być
O tym, jak duży wpływ na karierę swojego syna mieli rodzice Kaśnikowskiego, nie trzeba mówić zbyt wiele. W końcu bez ich pieniędzy 21-latek obecnie nie byłby w miejscu, w którym teraz się znajduje.
Jego mama to nauczycielka angielskiego, z kolei tata jest prawnikiem. Wspólnie byli w stanie poradzić sobie z treningami, które ich pociecha najpierw odbywała blisko domu, a później przeniosła się do ursynowskiego klubu Szkoła Tenisa Tie Break.
Rodzice przyczynili się także do tego, że polski tenisista rozpoczął współpracę z psychologiem. Jeżeli ktokolwiek zastanawiał się, ile może ona dać, to wystarczy spojrzeć na Igę Świątek, która odnosi sukcesy u boku Darii Abramowicz.
Ograł Hurkacza i Janowicza. Będzie kolejnym wielkim?
Na kartach historii polskiego tenisa zapisali się już tacy zawodnicy jak Hubert Hurkacz czy Jerzy Janowicz. To bowiem tenisiści, którzy w ostatnich latach zadbali o to, by nasz kraj miał swojego reprezentanta w czołówce.
Tymczasem Kaśnikowski miał już okazję się z nimi zmierzyć i co ciekawe... ograł ich obu! Podczas turnieju rangi ITF we Wrocławiu wyższość młodszego rodaka musiał uznać Janowicz. Z kolei w 2020 roku w wieku 17 lat udało mu się sensacyjnie pokonać Hurkacza.
- Jestem w szoku, tak jak chyba wszyscy. Będę musiał sobie przemyśleć, jak to zrobiłem - wyznał wówczas nasz tenisista po tym, jak ograł najlepszego obecnie reprezentanta Polski w tourze.
Teraz po czasie jasne jest, że nie były to przypadkowe wygrane. Już wtedy Kaśnikowski "kiełkował", a teraz rozkwitł na dobre. Nie ma bowiem wątpliwości, iż jego kariera po awansie do głównej drabinki US Open może znacząco się rozwinąć.
Wiadomo już, że nasz tenisista zmagania w Nowym Jorku zainauguruje meczem z Pedro Martinezem. Hiszpan zajmuje obecnie 43. miejsce w światowym rankingu ATP i będzie zdecydowanym faworytem tego pojedynku, ale Polak na pewno tanio skóry nie sprzeda. Ich starcie odbędzie się w poniedziałek lub wtorek (26/27 sierpnia).
Jakub Fordon, dziennikarz WP SportoweFakty